Pies Tosia udusił się w salonie psiej urody w Pyskowicach
To straszne. Wystarczyła chwila, by właściciele stracili jednego z ukochanych psów - Tosię. Tosia był piękną suczką przypominająca bernardyna. Dokładnie była pieskiem rasy moskiewski stróżujący. Uwielbiała być głaskana i przytulana, kochała dzieci. Państwo Szymańscy z Gliwic mieli ją od ponad 4 lat. Kochali swojego psa. W poniedziałek, 7 czerwca, zawieźli Tosię do salonu psiej urody Reksio do Pyskowic. Nie był to pierwszy raz, gdy Tosia trafiła tam na strzeżenie i czesanie. Po pół godziny do rodziny zadzwonił telefon - "Pies nie żyje" - usłyszeli w słuchawce.
ZOBACZCIE ZDJĘCIA
- Właściciel salonu, jak twierdzi, zostawił psa na stole przypiętego linką za obrożę do sufitu i wyszedł z pomieszczenia do toalety. Pies się poślizgną i zawisł na smyczy konając w potwornych mękach. Sekcja wykazała, że nasz pies zginął od uduszenia. Nie miał skręconego karku. Nie potrafię sobie wyobrazić w jakim męczarniach musiała zginąć Tosia - mówi Igor Szymański, właściciel suczki.
Nie przeocz
Do salonu psiej urody właściciel przyjechał już z policją, która została zawiadomiona o tym przypadku. Właściciel salonu tłumaczył policji, że nie pierwszy raz zostawił tak psa i do tej pory nic podobnego się nie zdarzyło. Przyznał się, że wyszedł z pomieszczenia, gdy pies był na stole. Miał iść do toalety. Policja potwierdza, że przyjęła to zgłoszenie.
- Tosia nie miała założonych szelek, ani innego zabezpieczenia, dzięki któremu nie doszłoby do takiej tragedii. Jak taki 50-kilogramowy pies spada ze stołu, to musi narobić niezłego rabanu. Tego właściciel nie słyszał? Przecież to jest nie do pomyślenia. Nie wyobrażam sobie, żeby ten mężczyzna dalej prowadził taką działalność. To skrajna nieodpowiedzialność. Nie potrzebuję od niego przeprosin. Nie zwróci to życia mojemu psu - dodaje właściciel Tosi.
Właściciele Tosi już wcześniej oddawali tego pieska, a także drugiego pieska oraz koty na strzeżenie i czesanie do salonu psiej urody Reksio w Pyskowicach. Do tej pory nie mieli żadnych problemów. Nabrali trochę zaufania do właściciela, który sam zajmował się pielęgnacją psów. Niestety, to zaufanie zostało przekreślone. Rodzina tydzień czekała, by właściciel salonu, po śmierci Tosi, się do nich odezwał. On jednak tego nie zrobił.
Zobacz koniecznie
- Nie zostawię tak tej sprawy. Gdy nagłośniłem w mediach społecznościowych sprawę Tosi zobaczyłem, że wiele osób pisało, że w tym salonie używano jakiś środków odurzających psy. Nie zauważyłem, by coś takiego miało miejsce, ale zleciłem badania toksykologiczne Tosi. Przeprowadzono autopsję, a wyniki badania zostały wysłane do analizy do laboratorium do Puław. Czekamy na nie. Nic nie przywróci nam życia psa, ale oczekujemy, że właściciel tego salonu już nie będzie prowadził tej działalności. Nie ma on za grosz empatii. Oczekujemy też rekompensaty finansowej za naszą stratę. Mam nadzieję, że policja podejdzie do tego tematu poważnie - mówi Igor Szymański.
Musisz to wiedzieć
