Latem ubiegłego roku piłkarze Lechii grali w kwalifikacjach Ligi Konferencji i jednocześnie przechodzili trudny czas w PKO Ekstraklasie, który zresztą trwa do teraz. Łukasz Zwoliński narzekał na bóle pleców, ale w najważniejszych momentach wychodził na boisko na środkach przeciwbólowych. Przyszedł też czas, kiedy musiał odpocząć i zająć się naprawianiem zdrowia. Jednocześnie pojawiły się oferty transferowe i to jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Pozyskaniem Łukasza bardzo mocno zainteresowany był Hapoel Beer Szewa. Klub z Izraela oferował ponad 300 tysięcy euro, ale ta oferta została odrzucona przez włodarzy z Gdańska.
- Byłbym głupi, gdybym nie usiadł i się nad tym nie zastanowił – mówił wówczas Zwoliński o tej propozycji.
W sierpniu do klubu z Gdańska trafiła jeszcze lepsza oferta. Francuski Girondins Bordeaux zaproponował za napastnika milion euro, ale i tym razem odpowiedź z Gdańska była negatywna. Zwoliński czuł się rozczarowany, bo chciał wyjechać z Polski i jeszcze raz spróbować sił w klubie zagranicznym. Klubowi włodarze zrezygnowali z wysokiej kwoty transferowej. Dziś jednak można byłoby się obawiać, jak wyglądałaby sytuacja drużyny w ligowej tabeli bez Zwolińskiego, bo to jego gole dają drużynie punkty tak potrzebne w walce o utrzymanie w PKO Ekstraklasie. W klubie muszą jednak myśleć o przyszłości i przyzwyczajać się do życia w kolejnym sezonie już bez Zwolińskiego.
Liczby mówią wiele. Zwoliński w tym sezonie ligowym strzelił dziewięć goli i jest wiceliderem klasyfikacji najlepszych strzelców PKO Ekstraklasy. O jedną bramkę wyprzedzają go tylko Jesus Imaz z Jagiellonii Białystok oraz Mikael Ishak z Lecha Poznań. To oznacza, że Łukasz wraz z Kamilem Grosickim z Pogoni Szczecin i Jakubem Łukowskim z Korony Kielce jest na chwilę obecną najlepszym polskim strzelcem w ekstraklasie w trwającym sezonie. W biało-zielonych barwach zdobył już 36 goli i wraz z Bogdanem Adamczykiem zajmuje drugiej miejsce w historii najlepszych strzelców Lechii w najwyższej klasie rozgrywkowej. W tym rankingu poza zasięgiem jest Flavio Paixao. W ośmiu ostatnich meczach biało-zieloni strzelili dziewięć goli, z czego autorem sześciu był właśnie Zwoliński. To pokazuje ile punktów dał drużynie w trudnym momencie. Dobrym przykładem jest Stal Mielec, która jest chwalona za grę, ale w tym roku zdobyła tylko dwa punkty. Wystarczyło, że zimą sprzedała Saida Hamulicia i nie ma kto strzelać bramek. Lechia na szczęścia ma Łukasza i ten napastnik będzie kluczowym ogniwem dla trenera Marcina Kaczmarka w dziesięciu ostatnich meczach tego sezonu, kiedy będzie się rozstrzygać być albo nie być w krajowej elicie. Widać, że jest chemia między szkoleniowcem i zawodnikiem, a wtedy współpraca układa się zdecydowanie lepiej.
I teraz aż strach pomyśleć o przyszłym sezonie, kiedy zapewne trzeba będzie radzić sobie bez tego doświadczonego napastnika. Zwoliński pokazał charakter i mimo że klub zablokował mu wymarzony transfer, to na boisku jest w pełni zaangażowany i chce pomóc drużynie. Jest otwarty na rozmowy, ale tych nie ma
- Jeśli chodzi o kwestię kontraktu, to jest cisza i nic się w tym zakresie nie zmienia – zdradza Łukasz.
Władze gdańskiego klubu oszczędzają na każdym kroku i być może dlatego nie przedstawiają oferty Zwolińskiemu, bo wiedzą, że klubu nie będzie stać na niego. Tutaj jednak warto byłoby zrobić wyjątek i spróbować zatrzymać Łukasza dają mu konkurencyjną propozycję kontraktu. Oby Zwoliński pomógł Lechii utrzymać się w PKO Ekstraklasie, a po sezonie – być może – trzeba będzie mu podziękować i się pożegnać.
