Piszę hymn: Polska! Co? Peszko!!!

Paweł Zarzeczny
Czy wiecie, co mówi Sławek Peszko, jak wchodzi do izby wytrzeźwień? Wysoka Izbo! Haha, tak mi ten Sławek chodzi po głowie, bo mogło się zdarzyć każdemu, ale zawsze zdarza się jemu, no, pechowiec jakiś. Ale nie mam wątpliwości, że tylko tacy odnoszą sukcesy, bo jego trudno upilnować nie tylko w mieście. Szybszy niż myśl bolszewicka!

Tak cały czas trzymam się tematyki futbolowej, bo dzień w dzień Radio Zet zachęca mnie do napisania hymnu na Euro, a zachęciło ostatecznie, puszczając dziś o poranku song Maryli Rodowicz "Dalej, Orły" - pomyślałem jak Ramzes po otwarciu grobowca w piramidzie, głosem pełnym zadumy: "Czy Fogg jeszcze śpiewa?". No więc pomyślałem jak młodziutki Hłasko po przeczytaniu powieści niejakiego Rybakowa: "Tak głupio to i ja potrafię". Jezu, podobno słowa pisał Młynarski, na pewno ten sam? Nie może to być!

Cokolwiek by o krakusach mówić, lubią Warszawkę, no i lubią się napić. To ostatnie bez wątpienia, czasem myślę, że po to zbudowali Rynek

No więc na pisaniu piosenek i hymnów znam się słabo, raz tylko skrobnąłem coś Panasowi, ale okazało się, że woli swoje gnioty… Pomyślałem o muzyce. Kumpel skomponował ostatnio całą płytę Dodzie (pamiętacie? To taka cycatka, co chodziła za Majdanem). No i dzwonię, a tu odzywa się automatyczna sekretarka autentycznym głosem Dody: "Cześć, tu Doda. Paweł nie może odebrać telefonu, bo właśnie robię mu… dobrze". No, odetchnąłem, starymi, nieświeżymi lodami można przecież się zatruć. Ale w końcu Paweł, muzyk, dźwiękowiec i reżyser, odebrał telefon, no i powiedział w skrócie tak: Nie warto startować w konkursach, bo na pewno już są wybrani laureaci (o kurna, nie wpadłem na to!).

No więc nie wystartuję, jak ma wygrać gniot M&M (Maryla and Młynarski, a reżyseria pewnie Materna), to szkoda prądu. Ale… ze mną tak łatwo to nie idzie.

Czytaj także: Peszko nie wystąpi na Euro 2012. Smuda definitywnie wykluczył go z kadry

No więc szukałem wokalu. Ostatnio poznałem niebrzydką piosenkarkę (napisałbym, że piękną, ale część czytelników wątpi, że może istnieć aż tyle pięknych kobiet, macie rację, wzrok mi słabnie wyraziście). No więc piosenkarka nawet dała do odsłuchania kilka piosenek. Hm, porażka, słabizna, wycie. To nie jej wina zresztą. Jakoś dzwoni koleś parę dni temu, z Poznania, i mówi, mój zięć śpiewa w "Bitwie na głosy"… Mezo… Ooo, coś słyszałem, a że śpiewa tam i Panas, a produkcja wielka - myślę sobie, posłucham. Ha, takiego denka nie pamiętam, jak żyję!!! Ci młodzi ludzie nie tylko powinni się powywieszać po wysłuchaniu Adele (ja bym tak zrobił), tylko po wysłuchaniu siebie! Brzydkie dziewczęta o niskich głosach, koszmarni chłopcy w trakcie - najwyraźniej - mutacji… No, obraz straszliwy, jak pod Verdun. No więc pomyślałem:

1. W konkursie nie wystąpię.
2. Muzyki nie potrzebuję.
3. Za piosenkarkę zaśpiewam sam.
4. A za Młynarskiego słowa też napiszę sam.

No i przyszło mi do głowy, że hymn na Euro musi opierać się na nutach dosyć dobrze znanych kibicom piłki nożnej. Zapamiętałem je z inteligenckiego Krakowa. Mianowicie pół stadionu, wywąchując chyba moje warszawskie pochodzenie, śpiewało:
- Zarzeczny!
Druga połowa odpowiadała:
- Co?
- Ty, kurwo!!!

No i tak mnie witali, także na Rynku, gdzie miałem program na żywo z Sukiennic, a paręnaście tysięcy zakompleksionych gnojków darło ryje. I tak cztery godziny. Wytrzymałem, a potem właściciel Wisełki pan Cupiał zaprosił mnie na niebieską whisky. Bo cokolwiek o nim i o krakusach by mówić, lubią Warszawkę, no i lubią się napić. To ostatnie bez wątpienia, czasem myślę, że po to w ogóle zbudowali Rynek.

Czytaj także: Błaszczykowski i Lewandowski bronią Peszki po alkoholowej wpadce. Smuda zmieni decyzję?

No więc wracam do słów popularnych na trybunach. Wyobraziłem sobie własną piosenkę na Euro. Posłuchajcie…
- Polska!
- Co?
- Peszko!
Albo…
- Polska!
- Co?
- Dno!!!
Ale jakby sytuacja przybierała nieoczekiwanie pozytywny charakter…
- Polska!
- Co?
- Gol!!!
Lub też…
- Polska!
- Co?
- Gol, gol, gol!!!

Oczywiście najlepiej, jakby na boisku był akurat Janusz Gol, da się zrobić, niepijący (z twarzy, dopiero od niedawna). No i tak sobie układam tekścik, pamiętając, że hymn angielski na Euro 96 "Football is coming home" wymyśliło dwóch satyryków o talencie nieporównanie mniejszym od mojego (hahaha). Na przykład na powitanie rywali…
- Grecja!
- Co?
- Bankructwo!
- Rosja!
- Co?
- Śledztwo!
- Czechy!
- Co?
- Idziemy na piwo!!!

I tak dalej, i dalej, na końcu śpiewam, że jesteśmy ostatni, bo po finale… ostatni wracamy do szatni. Dziś, jak to czytacie, ponagrywam, gitara już się grzeje, ja też, atmosfera jest. Coś takiego tkwi w każdym człowieku, że potrzebuje uniesień, chyba dlatego ludzie tak często kłócą się z żonami. Ja mam pecha albo Peszka. Ja się mogę kłócić tylko z samym sobą.

Czytaj także:Za granicą piłkarze też piją i biją - to nie tylko polska przypadłość

A propos uniesień - 10 kwietnia spędziłem tak jak rodzina Radwańskich. Specjalnie to podkreślam - tak jak rodzina Radwańskich. Mianowicie poszedłem uczcić ofiary Smoleńska. Chodziłem na demonstracje od zawsze, i zawsze świadomie. Żeby nie wstydzić się własnych poglądów. No więc poszedłem na Krakowskie Przedmieście uczcić Prezydenta i Przyjaciół. Z całego tego samolotu dobrze znałem tylko Piotra Nurowskiego, szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, który leciał pochylić głowę przed sportowcami, oficerami poległymi w Katyniu… szanowałem niezwykle Janusza Kurtykę, mam wrażenie, że takich ludzi już nie ma, odważnych… No więc polazłem na Krakowskie.

Powody były też inne. Raz - przyjechała przyrodnia siostra ze Szczecina, musiałem się nią zająć, i zająłem. Dwa - ponieważ piszę o różnych sprawach społecznych - chciałem to zobaczyć na żywo, a nie w TVN. No i nie żałuję. Logistycznie zrobiłem maksa. Mianowicie zainstalowałem się w Zakąskach, w drzwiach, z piwkiem w ręku, pierwszym, drugim, szóstym (bo dają tylko małe, za to po 4 zeta). Siostrę posłałem na ulicę, żeby pokrzyczała… Skojarzenie miałem z "Monte Christo", nie wiem, czy pamiętacie, ale jak są egzekucje, to rośnie popyt na okna i balkony wychodzące na Rynek. No i jednym okiem widziałem Józefa Poniatowskiego, a drugim Jarosława Kaczyńskiego. I wiecie, jakie są moje obserwacje?

Jarosław się wypalił. Jego mowa - o temperaturze zimnej wody. Jak mówi młodzież - dupy nie urywało. Akurat stało zresztą obok mnie dwóch doktorantów z uniwerka (inteligentni, znali moje teksty na pamięć) i wymienialiśmy poglądy, a to o Kaczce, a to o Smoleńsku, a to o Messim). Obraz był smutny - starzy ludzie, zero emocji, nikt nawet nie napisał niczego na murze, jak na Zaduszkach. W sumie jedyne emocje powodował pewien - jak się przedstawił - kibic Polonii, który co jakiś czas podchodził do mnie i mówił (bełkotał) coś w rodzaju: "Zarzeczny, ty cwelu legionisto". Ponieważ nie mogę bić słabszych, cztery razy prosiłem policję, by gnoja zgarnęli, cztery razy go zgarniali, no i… cztery razy wypuszczali. Nie mogłem z młodymi kolegami oprzeć się wrażeniu, że to zwykły policyjny prowokator (możecie sobie sprawdzić meldunki sprzed Zakąsek). No dobra, Bóg dał siłę, nie przylutowałem mu, choć się prosił. Ale po demonstracji znów na niego wpadłem, to znaczy on wpadł na mnie i siostrę, a za chwilę na słup. Bóg istnieje! Sursum corda!

Czytaj także: "W '74 piliśmy nawet po meczach...". Alkoholowe skandale w kadrze

A co poza tym? Umarł Hrabia. Napisałem o nim kiedyś piękny felieton, o odchodzącej arystokracji. Umarł po hrabiowsku, na wątrobę. Patrzyłem na Niego jak na ginące na moich oczach tradycje, jak kiedyś na własną ciotkę - miała pseudonim Hrabina - która z własnej kamienicy na Zajęczej ocaliła jedynie mały pokoik ze ślepą kuchnią. Więc Hrabia miał (ma!) na ścianach płótna po sto tysięcy dolarów, naprzeciw jego willi stoi rezydencja brytyjskiego ambasadora, przepiękna, a nie miał trzystu złotych na prąd - ale do końca życia miał sługę… jego ostatnia posługa, poza paleniem w kominku, to były kursy - po 0,7 czystej, po 0,7 whisky, i po 0,7 whisky, i jakieś dwadzieścia piw (dobrze, że Smuda nie jest naszym trenerem!).

No i jak tak już z Hrabiego spiłem, chciałem wyjść z obrazem. Natychmiast potwierdził, że żyłkę handlową ma raczej niepolską - cena jakiegoś tam malowidła wzrosła czterokrotnie! No i zachowałem się brzydko. Mianowicie tego dnia zaniosłem mu swoją książkę z tekstem o Nim, który zresztą kilka razy czytał swojemu Synowi na głos - z dedykacją: "Polakowi, Patriocie, Hrabiemu…". Ale jak zaczął się targować, to wziąłem książkę i wyszedłem…

A on wziął, zrobił się pomarańczowy i umarł. Jeszcze przyjeżdżał go ratować Janusz Wójcik. Ale Hrabia o szpitalu słyszeć nie chciał. Jego świat był przed kominkiem, przed TVN 24 i przed "Polską the Times", którą czytał - piątkowe wydanie - cały tydzień.

Każdy odchodzi, jest pustka, ale czy na pewno?
Hrabia miał labradora, pięknego psa, który wszędzie, po całym Mokotowie chodził bez smyczy. Zapytałem o niego, czy dał jakiś znak, że brakuje mu pana, jak Pan Hrabia nagle odszedł…
A syn, tak zupełnie szczerze:
- Nie. Podszedł do łóżka, obwąchał i poszedł spać…
Brrr!!! Nie myślcie, że i o Was, i o Mnie ktokolwiek będzie pamiętać, skoro zapominają nawet najwierniejsze psy.

_Czytaj też: **

Pozostałe felietony Pawła Zarzecznego

**_

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl