Incydent nad Bałtykiem. Pary dyżurne były w gotowości
Przypomnijmy, 11 lutego br. dokładnie o godz. 14.09 we wschodniej części Zatoki Gdańskiej doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej nad wodami terytorialnymi RP. Przekroczył ją rosyjski bombowiec Su-24MR.
Samolot, który wykonywał lot z obwodu królewieckiego, naruszył polską przestrzeń powietrzną na maksymalną głębokość 6,5 km i przebywał w niej przez 1 min i 12 sekund. Lot samolotu był obserwowany przez systemy radiolokacyjne Sił Zbrojnych RP. Trasa lotu została natychmiast zmieniona po interwencji nawigatora Sił Zbrojnych FR. Polskie służby dyżurne nadzorujące przestrzeń powietrzną były w kontakcie ze stroną rosyjską, która potwierdziła fakt naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej oraz przekazała, iż doszło do niego z powodu awarii systemu nawigacyjnego samolotu Su-24MR – informowało Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych RP w wydanym komunikacie.
W ostatnich latach bardzo często słyszeliśmy o myśliwcach natowskich (w tym polskich, również malborskich) podrywanych z lotnisk w Polsce oraz krajach nadbałtyckich (na Litwie i Estonii), które leciały „przechwycić” rosyjskie samoloty nad wodami międzynarodowymi Bałtyku. Ale ten przypadek rzeczywiście wydaje się inny. Do tej pory rosyjscy piloci celowo i złośliwie nie zgłaszali planu lotu i wyłączali transpondery (urządzenia lokalizacyjne), czym stwarzali zagrożenie w ruchu powietrznym, dlatego lotnictwo NATO natychmiast reagowało. Tym razem - jak wynika z komunikatu - ten kontakt był.
Niemniej, w oświadczeniu Dowództwa Operacyjnego brak wzmianki o starcie pary dyżurnej w ramach systemu Air Policing lotnictwa NATO. Dlatego dopytaliśmy w DO, dlaczego nie została poderwana w powietrze, zwłaszcza że doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej nad wodami krajowymi Polski. W czwartek (20 lutego) otrzymaliśmy odpowiedź.
- Zarówno sojusznicze, jak i polskie służby dyżurne nadzorujące przestrzeń powietrzną monitorowały na bieżąco trasę i charakter lotu samolotu Su-24 Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Zgodnie z obowiązującymi procedurami analizowano na bieżąco cały przelot i jego charakter, w odpowiedzi na co dostosowywano gotowość bojową dyżurujących sił i środków lotnictwa taktycznego, utrzymując je w gotowości do natychmiastowego użycia. Biorąc pod uwagę charakter naruszenia, w tym jego niewielką głębokość i krótki czas jego trwania (72 sekundy), a także reakcję strony rosyjskiej, nie doszło do pełnej realizacji procedury zakończonej startem pary dyżurnej lotnictwa taktycznego – wyjaśnia ppłk Jacek Goryszewski, rzecznik prasowy DO RSZ im. generała Bronisława Kwiatkowskiego.
Przypomnijmy, że Air Policing jest jedną z najstarszych instytucji w NATO. Zaczęło się w 1961 roku i polega na ochronie nieba Sojuszu Północnoatlantyckiego. Pary dyżurne w państwach członkowskich są w stałej gotowości do startu 24 godziny na dobę przez cały rok. Po sygnale piloci mają kilkanaście minut, by znaleźć się w powietrzu i polecieć na spotkanie z samolotami potencjalnie stwarzającymi zagrożenie dla przestrzeni powietrznej NATO albo potrzebującymi pomocy (co też może się zdarzyć).
W zależności od rodzaju misji, para eskortuje przechwycony statek powietrzny do chwili opuszczenia przez niego nieba NATO lub na wskazane lotnisko. Misje są nadzorowane i kierowane przez dwa centra połączonych operacji powietrznych (CAOC) podległe dowództwo lotnictwa NATO z siedzibą w niemieckim Ramstein. Region Morza Bałtyckiego podlega CAOC w niemieckim Uedem.
