
Polscy śledczy badali, czy pocisk, który 15 listopada 2022 spadł w Przewodowie i zabił dwóch mężczyzn, był rosyjski. Wszystko wydawało się jasne. Rosja tego dnia przeprowadziła przecież zmasowany atak na Ukrainę. Okazuje się, że po przeprowadzonych badaniach, pocisk nie nadleciał z terytorium kraju, rządzonego przez Putina. Tak możliwość została wykluczona.
Takie pociski mają zasięg 75-90 km. Wówczas pozycje rosyjskie były w takim miejscu, z którego żaden do Przewodowa by nie doleciał. Nawet zakładając, że baterie rosyjskie ulokowano na terytorium Białorusi, to z miejsca, w których wtedy były, do Przewodowa w linii prostej jest 150 km. Po drugie, Rosjanie tego typu uzbrojenia na Białorusi nie mają – tak uznali śledczy.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuji.pl!
Śledztwo ws. pocisku z Przewodowa. To jednak ukraiński pocisk?
Wszystko wskazuje, że pocisk przeciwrakietowy pochodził z Ukrainy. 15 listopada Rosjanie atakowali zachodnią Ukrainę. Ostrzeliwali elektrownię węglową koło Lwowa. Z Ukrainy wystrzeliwano pociski przeciwrakietowe. Leciały one parami, aby zwiększyć skuteczność. Jeden trafił do celu, drugi zaś poleciał dalej.
Zaledwie po kilku dniach, prezydent Wołodymyr Zełenski zaprzeczył, że to pocisk z jego kraju spadł na polskie terytorium i zabił 59- i 60- letniego mężczyznę. Niemal natychmiastowo sprawę tę zdementował Joe Biden. Prezydent USA od samego początku mówił, że pocisk z Przewodowa był ukraiński. Poinformował o tym nawet partnerów z grupy G7 oraz z NATO.
Problem w tym, że według "Rzeczpospolitej", Ukraina nie chciała podjąć współpracy z Polską w tej sprawie. Strona polska nie otrzymała żadnych informacji o pocisku z Przewodowa.
Źródło: Rzeczpospolita
dś