Wszystko na to wskazuje, że sprawa jednej, wspólnej listy opozycji do Sejmu w tegorocznych wyborach parlamentarnych upadła. Krzysztof Gawkowski, szef klubu parlamentarnego Lewicy, był w piątek rano gościem Radia ZET. Spytany o możliwość powstania jednej listy partii opozycyjnych, wypowiedział się jednoznacznie. – Po wczorajszym zarządzie PO sprawa jednej listy została definitywnie zamknięta. Nie będzie jednej listy w polskiej polityce – powiedział polityk.
Dla i.pl sprawę komentuje politolog
- To by oznaczało, że projekt jednej listy opozycji upadł - mówi w rozmowie z portalem i.pl dr Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Ten projekt od początku miał wielu przeciwników i liderzy opozycyjnych partii rozpatrywali różne warianty i ta decyzja jest najwyraźniej wynikiem tych rozmów i działań - dodał politolog.
Czy jeśli nie doszłoby do połączenia partii opozycyjnych, można mówić o ich porażce? - Nie nazywałbym tego porażką. "Zjednoczona opozycja", czy "opozycja demokratyczna" to był i tak na razie jedynie byt medialny. Ten twór faktycznie nigdy nie istniał i być może nigdy nie zaistnieje. Dopiero jak będą wyniki wyborów, to będzie można ocenić, co było porażką, a co nie - wyjaśnia nasz rozmówca.
Według Bartłomieja Biskupa jedna lista wyborcza najbardziej opłacałaby się... Platformie Obywatelskiej.
- Brak wspólnej listy opozycji najbardziej może zaszkodzić Platformie Obywatelskiej. Co do innych partii to nie do końca jestem tego pewien. One myślą nie tylko w kategorii najbliższych wyborów, ale też o przyszłości po wyborach. Mniejsze partie mają większe obawy chociażby o zmarginalizowanie, podział miejsc w parlamencie, itd. Ta decyzja na dzień dzisiejszy najboleśniej odbija się więc na Platformie Obywatelskiej - podkreślił politolog.

lena