Hanna Zdanowska i jej życiowy partner Włodzimierz G. zostali skazani na 20 i 25 tys. zł grzywny w marcu. Sąd nie dał wiary ich wyjaśnieniom i skazał za poświadczenie nieprawdy w trzech dokumentach, m.in. akcie notarialnym sprzedaży jej mieszkania Włodzimierzowi G. Chodziło o to, że potwierdziła przyjęcie 50 tys. zł zaliczki w gotówce, co faktycznie miejsca nie miało, natomiast bank, który udzielił w 2008 r. Włodzimierzowi G. 200 tys. zł kredytu, uznał te 50 tys. zł jako wkład własny.
Sprawa wyszła na jaw w 2015 r., po kilku latach prowadzenia procedury przyznawanie dostępu do informacji niejawnych. Wniosek o dostęp złożyła prezydent Łodzi, a w związku z tym jej finanse gruntownie prześwietlali funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Prezydent w końcu oświadczyła, że gotówki nie otrzymała, przed sądem zaś tłumaczyła m.in., że mogła dokumenty podpisać nieświadomie.
Przed tygodniem sąd wysłuchał apelacji obrony, w czwartek, 27 września, o godz. 14. sąd ma ogłosić prawomocny wyrok. Wiadomo, że nie będzie wyższy, bo apelację złożyła tylko obrona, która wnioskuje o uniewinnienie. Prokurator wniósł o podtrzymanie wyroku sądu pierwszej instancji. Gdyby wyrok zapadł po myśli prokuratury, Zdanowska będzie mogła wystartować w wyborach (jest już zarejestrowaną kandydatką - red.), natomiast nie jest do końca jasne, czy w razie zwycięstwa będzie mogła objąć funkcję prezydenta.
Zobacz też: