Prof. Antoni Dudek: Koalicja rządząca przetrwa do wyborów prezydenckich

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Sylwia Dąbrowa
Głównym motywem powstania koalicji rządzącej jest chęć możliwie głębokiego rozliczenia PiS-u. To jest główny motyw i to łączy wszystkich od PSL-u po Lewicę - mówi prof. Antoni Dudek, politolog

Panie profesorze, wybory zakończone, ale temperatura na polskiej scenie politycznej wciąż wysoka.

Tak będzie niezmiennie. Polityka generalnie oparta jest na konflikcie, a polska polityka jest oparta na konflikcie do kwadratu. Proces polaryzacji musi być cały czas pogłębiany, żeby się wyborcy nie zdemobilizowali. Więc politycy głównych stron nieustannie wymyślają nowe tematy, które można by sprzedać opinii publicznej, zbulwersować ją, zmobilizować właśnie. Można powiedzieć, że teraz mamy lekki oddech wakacyjny, ale z końcem wakacji zacznie się kampania prezydencka i zostaniemy z nią do następnych wakacji. I dopiero później nastąpi ponad dwuletni okres bez żadnych wyborów i to będzie taki naprawdę dłuższy oddech. W tej chwili na pewno polityka nie przystanie na absorbować.

Nie ma pan wrażenia, że Donald Tusk ma kłopot z koalicjantami? Bardzo słaby wynik Trzeciej Drogi i Lewicy w wyborach do europarlamentu daje do myślenia, prawda?

Wyborcy, których Tusk „pożyczył” Trzeciej Drodze 15 października, teraz wrócili do Koalicji Obywatelskiej. Kiedy cofniemy się do 15 października, to pamiętamy, jak Donald Tusk w pewnym momencie dał do zrozumienia, że można głosować na Trzecią Drogę, co było precedensem, bo generalnie zawsze partie wskazują na siebie i wyłącznie siebie. Chodziło oczywiście o obawy, że Trzecia Droga nie przekroczy ośmioprocentowego progu wyborczego, co groziłoby utrzymaniem się PiS-u przy władzy. Wtedy Trzecia Droga dostała znakomity ponad czternastoprocentowy wynik i uwierzyła, że tak już będzie. Potem przyszły wybory samorządowe i tak rzeczywiście było, bo znowu Trzecia Droga dostała czternaście procent poparcia, ale mniej więcej dwie trzecie tej zasługi było dziełem PSL, który zawsze w wyborach samorządowych ma ponadprzeciętne poparcie, co wynika ze specyfiki tej partii zbudowanej na lokalnych działaczach. Natomiast w wyborach europejskich jest odwrotnie - tu PSL nie ma tej wartości dodanej, raczej odwrotnie. A ponieważ Ruch Hołowni okazał się bardzo słaby i popełnił szereg błędów także w wyborach samorządowych, nastąpiła weryfikacja realnego poparcia dla tej partii. Tusk tym razem wyraźnie powiedział, że żadnych głosowań na kogoś innego niż Koalicja Obywatelska być nie powinno. I nagle Trzecia Droga ocknęła z niespełna siedmioprocentowym poparciem. Mówiąc krótko, nastąpił odpływ elektoratu do silniejszej Koalicji Obywatelskiej. Czy to jest kłopot dla Tuska? I tak, i nie.

To znaczy?

Z jednej strony koalicjant jest słabszy, z drugiej strony jest bardziej zdeterminowany, żeby jakoś zaistnieć. Równolegle ten sam proces dotyczył Lewicy, bo Lewica nieprzerwanie w ostatnich trzech wyborach idzie od klęski do klęski. Więc teraz również na Lewicy pojawiają się głosy, że „dość bycia przystawką na stole Tuska, trzeba uciekać, zanim nas do reszty skonsumuje”. Sugeruje to chociażby Adrian Zandberg. Więc Tusk będzie miał problemy z koalicjantami na poziomie takim, że będą rozrabiać, dużo krzyczeć. Natomiast nie sądzę, aby do wyborów prezydenckich ktokolwiek odważył się wykonać jakiś zdecydowany ruch. Może partia Razem, oni są nieobliczalni. Natomiast na pewno Trzecia Droga pozostanie koalicjantem do wyborów prezydenckich i dopiero wynik wyborów prezydenckich określi na nowo całą architekturę partyjną.

Do Lewicy jeszcze wrócę, ale w Trzeciej Drodze pojawiły się głosy, że może trzeba się podzielić, wrócić do Polski 2050 i do PSL. Myśli pan, że taki scenariusz jest możliwy?

Dzisiaj takie głosy się pojawiają, ale jeśli coś takiego miałoby się wydarzyć, to za sprawą PSL, choć paradoksalnie na razie te głosy pojawiły się głównie po stronie Polski 2050, która jest słabszym partnerem i która, moim zdaniem, nie ma interesu w zrywaniu tej koalicji. Mimo wszystko mam wrażenie, że ona się jeszcze teraz nie rozpadnie, bo ciągle dla obu stron jest przydatna. Dlaczego? Dla PSL dlatego, że przed nim są najbardziej niewdzięczne wybory, w których ludowcy zawsze doznawali najbardziej upokarzających porażek, czyli wybory prezydenckie. Ta tradycja sięga lat 90. Żaden kandydat PSL nie zrobił w wyborach prezydenckich przyzwoitego wyniku, nie zdobył powyżej siedmiu procent poparcia. Tymczasem, gdyby PSL rozwiódł się z Hołownią, musiałby znowu wysunąć kogoś w tych wyborach. Kosiniak-Kamysz, myślę, jest tak poobijany po 2020 roku, że już nie chce do tego wracać. Więc dla ludowców mariaż z ruchem Hołowni jest w tym sensie przydatny, że mają naturalnego kandydata na prezydenta, który nie będzie od nich i który na pewno zrobi lepszy wynik niż siedem procent. Mówię o Szymonie Hołowni. Z tego punktu widzenia PSL-owi opłaca się rozwieść z Polską 2025 dopiero po wyborach prezydenckich. Natomiast dla Hołowni PSL jest tą siłą, która będzie mu organizowała spotkania wyborcze w terenie, przecież tam nie ma Polski 2050, a kampania prezydencka polega na jeżdżeniu po Polsce. Ktoś musi przygotować spotkania w przysłowiowym Jaśle czy w jakimś innym mieście tej wielkości. Polska 2050 jest w tej chwili bytem mgławicowym, a jej naczelnym błędem, jaki popełniła, było niewystawienie kandydata w wyborach na prezydenta Warszawy. To była gigantyczna porażka wizerunkowa. Dlatego dziwi mnie, że takie osoby jak Joanna Mucha mówią, iż trzeba zlikwidować Trzecią Drogę, bo to w jakiś sposób pomoże Polsce 2050. Nie, moim zdaniem, to w żaden sposób Polsce 2050 nie pomoże.

Skąd taki spadek poparcia dla Polski 2050, jak pan myśli?

Jeżeli dwie partie mają podobne elektoraty, to ta, która ma zręczniejszego lidera, dość szybko zaczyna konsumować tę drugą formacją. Tak było z partią Petru, czyli Nowoczesną, który do pewnego momentu zagrażał Platformie Obywatelskiej, aż nastąpiła katastrofa wizerunkowa, słynna wyprawa do Portugalii i później była już tylko równia pochyła. Nowoczesna dzisiaj istnieje wyłącznie na papierze. Dokładnie ten sam mechanizm powtarza się z Polską 2050 i prawdopodobnie dokona się do końca tej kadencji, bo to ku temu zmierza. Lewica w wyborach europejskich po raz kolejny uzyskała słaby wynik.

Jak pan wspomniał, Adrian Zandberg mówił, że może trzeba się rozdzielić, wyjść z Nowej Lewicy. Teraz słyszymy, że partia Razem jednak w niej zostaje. Czemu Lewica ma takie kłopoty? W całej Europie, bo to nie jest tylko kwestia Polski.

Właśnie, są dwa poziomy odpowiedzi na to pytanie. Jeden jest ogólny, czyli ogólnoeuropejski - inne partie przejęły znaczną część lewicowej agendy, zwłaszcza jeśli chodzi o politykę społeczną. Różne ruchy, także prawicowe, populistyczne - PiS jest znakomitym tego przykładem - przejęły znaczną część tradycyjnych haseł Lewicy dotyczących polityki społecznej i socjalnej. Została im tylko kwestia obyczajowa, która dotyczy niewielkich grup mniejszości seksualnych, to są ciągle jednocyfrowe liczby w skali populacji. Lewica koncentruje się głównie na prawach mniejszości LGBT, więc ma poparcie w mniejszości LGBT i przyległościach do niej. Do tego w Polsce ogólny kryzys Lewicy, która musimy się na nowo odbudować, potęguje kryzys przywództwa. W Polsce twarzami Lewicy stał się zużyty już dramatycznie Włodzimierz Czarzasty i niby mniej zużyty, ale w istocie rzeczy strasznie mało aktywny Robert Biedroń. Z takimi dwoma liderami Lewica szła do tego trójboju wyborczego, co skończyło się osobistym sukcesem Biedronia, który dla siebie i swojego partnera - co też wzbudziło ogromne oburzenie - załatwił mandaty europosłów. Tak się składa, że dwa z trzech, jakie w ogóle Lewica dostała. I koniec. A Czarzasty mówi, że bierze na siebie odpowiedzialność za ten wynik i przyjaźnie się uśmiecha. Słowem nie mówi, że zamierza się podać do dymisji. Dlaczego? Bo to dla niego wygodne. On jest człowiekiem, któremu nie przeszkadza powiedzenie w telewizji, że bierze na siebie odpowiedzialność, ale „jest kryzys europejskiej Lewicy, następnym razem będzie lepiej, tylko trzymajcie się mnie.

W koalicji rządowej trzeszczy. Była kwestia aborcji, teraz mamy kolejny problem, czyli związki partnerskie. Myśli pan, że koalicja, w której mamy i Lewicę, i konserwatywne PSL, i dość sporą część konserwatywnej Koalicji Obywatelskiej jest w stanie rządzić?

Tak, zdecydowanie jest w stanie rządzić dlatego, że to, co jest głównym motywem jej powstania, dlatego nazywałem ją od początku kordonową koalicją, jest chęć nie tylko odsunięcia PiS od władzy, ale też możliwie głębokiego rozliczenia PiS. Tak, żeby się szybko nie podniósł, o ile w ogóle kiedykolwiek podniesie się jako potencjalna siła rządząca. To jest główny motyw i to łączy wszystkich od PSL po Lewicę. Dlatego ta koalicja będzie na pewno trwała do wyborów prezydenckich i dopiero ich wyniki, ich przebieg mogą to zmienić, ale w tej chwili nie ma powodów do rozłamów. Problem związków partnerskich zostanie rozwiązany albo w ten sposób, że Lewica trochę ustąpi z tych bardziej radykalnych rozwiązań dotyczących chociażby opieki nad dziećmi przez pary homoseksualne, na co się PSL nie zgadzał, usunie ten zapis z tego projektu, projekt przejdzie przez parlament, ale i tak prawdopodobnie Andrzej Duda go nie podpisze. Albo też Lewica się uprze, wtedy PSL tego projektu nie poprze, on w ogóle nie wyjdzie z Sejmu, a potem Lewica powie: „Widzicie ten PSL jest straszny! Trudno, co mamy zrobić. Jak wyjdziemy z rządu, to się wszystko rozleci i PiS może wrócić do władzy, więc nie możemy tego zrobić”. Na tej zasadzie, jak już mówiłem, koalicja będzie trwała co najmniej do wyborów prezydenckich. Jak wiemy wybory prezydenckie w Polsce, taka jest tradycja od lat 90., czyli od zawsze - one najbardziej przeorywały scenę partyjną, zmieniały różne układy sił i tak może być z przyszłorocznymi wyborami. Po nich może się nagle okazać, że ta koalicja komuś się nie opłaca, pytanie komu, bo mu się na przykład bardziej opłacają przedterminowe wybory parlamentarne. Trudno w tej chwili to ocenić. To tak nieprzewidywalne, że nie podejmuję się prognozować, co będzie po wyborach prezydenckich. Natomiast uważam, że do wyborów prezydenckich, mimo różnych napięć, oskarżeń, ta koalicja będzie trwała.

Po drugiej stronie sceny politycznej też sporo się dzieje. Myśli pan, że to koniec Suwerennej Polski, że zostanie wchłonięta przez Prawo i Sprawiedliwość, bo wszystko wskazuje na to, że tak właśnie się stanie?

Tak, ku temu to zmierza, o ile Patryk Jaki nie okaże się absolutnym geniuszem politycznym, który w jakiś cudowny sposób zdoła ocalić resztki tego projektu politycznego, to Suwerenna Polska generalnie podzieli się za chwilę na trzy grupy. Pierwszą wytycza Janusz Kowalski - niektórzy dostaną, że tak powiem, zieloną kartę od PiS i będą się mogli do niego przykleić. To są ci, których z różnych powodów, prezes Kaczyński uzna za przydatnych. Druga grupa to ta, która pójdzie w niebyt polityczny, a trzecia to ta, która prawdopodobnie zacznie zasiedlać areszty śledcze, tu pierwszy na liście jest były wiceminister, poseł Romanowski. To będzie precedensowa sprawa, jeżeli uda się pozbawić Romanowskiego immunitetu, a moim zdaniem uda, i później aresztować go, bo taki jest wniosek prokuratury. W ślad za nim pójdą kolejni. Następny jest były wiceminister Woś, a później jeszcze pewnie znajdzie się kilku z Suwerennej Polski, choćby z Lasów Państwowych. Tak to będzie z Suwerenną Polską.

W samym Prawie i Sprawiedliwości widać intensywną walkę poszczególnych frakcji. Teraz trwa wielka dyskusja nad tym, kto ma być kandydatem PiS-u w wyborach prezydenckich. Wiadomo, że chce nim być Mateusz Morawiecki, Beata Szydło. Jak pan myśli, na kogo postawi prezes?

Zaczynając od końca, na pewno nie na Beatę Szydło. Już powiedział, że kobieta nie ma szans, bo sytuacja jest przedwojenna i ludzie nie chcą kobiety w roli prezydenta. On sobie zdaje sprawę, że w prawicowym elektoracie akurat jakakolwiek kobieta, łącznie z jego ukochaną Beatą, nie byłaby zbyt popularna. Natomiast Morawiecki jest z kolei niepopularny w aktywie pisowskim, poza tym za bardzo chciał nakłonić prezesa do tego, aby to jego wyznaczył na kandydata, odsłonił się przedwcześnie i przegrał, moim zdaniem, tę walkę. Prezes będzie - wyraźnie to widać po jego ostatnich wypowiedziach - zmierzał do realizacji scenariusza, który nazywamy roboczo „Duda bis”. Będzie chciał postawić na mniej znanego polityka w rodzaju Tobiasza Bocheńskiego, Kacpra Płażyńskiego, Lucjusza Nadbereżnego, Waldemara Budy, którego będą próbowali wylansować w ciągu kampanii, a ta zacznie się w okolicach 11 listopada tego roku, może nawet wcześniej. Czy to się uda? Szczerze wątpię, ale prezes uważa, że jest to możliwe, więc zobaczymy. Jedno, co prezesowi sprzyja, to nieprzewidywalność wyborów prezydenckich. Jeżeli Rafał Trzaskowski zacznie podążać od wiosny przyszłego roku drogą Bronisława Komorowskiego z 2015 roku, to wszystko może się zdarzyć. Ale to nie jest jedyny problem PiS.

A pozostałe? Bunty w terenie?

Tak, bunty lokalne. Mieliśmy bunt na Podlasiu, który skończył się tym, że Krzysztof Jurgiel, jeden z najbardziej zatwardziałych pisowców, odszedł z partii. PiS stracił to województwo. Analogiczna sytuacja - jeszcze się nie dokonała, ale zmierza w podobnym kierunku - jest w Małopolsce, gdzie też pojawiła się grupa buntowników, tym razem pod przewodem, jak się wydaje, Beaty Szydło. Chociaż ona ukrywa się dość dobrze za plecami innych i twierdzi, że nie ma z tym nic wspólnego, to, moim zdaniem, im bardziej zaprzecza, tym bardziej to potwierdza. Buntownicy nie chcą zrobić marszałkiem nominata Ryszarda Terleckiego, który przewodzi drugiej pisowskiej frakcji w Małopolsce, a którego popiera Kaczyński, czyli Łukasza Kmitę. Sytuacja jest dramatyczna, prezes tam osobiście pojechał, przeprowadził rozmowy dyscyplinujące, a bunt dalej trwa. Teraz Terlecki poszedł w groźby otwarte. Mówi, że trzeba wszystkich powyrzucać i w ogóle zrobić przedterminowe wybory do sejmiku małopolskiego, co pokazuje, że to poważny bunt. On skończy się, moim zdaniem, stłumieniem przez prezesa, czyli prawdopodobnie cała organizacja PiS w Małopolsce zostanie decyzją prezesa rozwiązana. Wyrzuceni zostaną wszyscy buntownicy. Tyle tylko, że jeśli ci buntownicy zdecydują się przyjąć ofertę całej reszty niepisowskiej, to może się za chwilę okazać, że to oni przejmą władzę w województwie, a nie pan Kmita. To będzie kolejny sejmik, który PiS straci. Podejrzewam, że na mniejszą skalę podobne fronty - choć nieujawnione - istnieją w innych regionach. To wszystko jest efektem utraty przez PiS władzy w Warszawie.

Pozycja Jarosława Kaczyńskiego słabnie? To sytuacja dość do tej pory nietypowa, bo jak pan wspomniał, Jarosław Kaczyński pojechał do Krakowa, przeprowadził rozmowy dyscyplinujące, ale nikt nie słucha prezesa.

To nie jest tak, że nikt nie słucha prezesa, niektórzy przestają słuchać prezesa i, ma pani rację, pozycja Kaczyńskiego słabnie, ale słabnie powoli i moim zdaniem będzie słabła jeszcze długie lata. Chyba, że zrealizuje się najczarniejszy scenariusz związany z wyborami prezydenckimi. A mianowicie? Wszyscy wiedzą, że „Duda bis” będzie osobistą decyzją prezesa - jeżeli ten jego „Duda bis” nie wejdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich, co uważam dziś za niezwykle mało prawdopodobne, byłby to nokaut dla prezesa. Wtedy może dojść do otwartego buntu. Jeśli tak się nie stanie i „Duda bis” polegnie w drugiej turze wyborów prezydenckich, wszyscy powiedzą: „No tak, Trzaskowski był nie do pokonania, trudno, idziemy dalej. Za dwa i pół roku mamy kolejne wybory. Musimy iść z prezesem, bo pod każdym innym przywództwem partia się rozleci. To jedyna szansa na powrót do władzy.” Jeśli tylko Kaczyńskiemu zdrowie pozwoli i nie wydarzy się ten najbardziej czarny scenariusz, o którym przed chwilą powiedziałem, to, moim zdaniem, prezes będzie rządził PiS tak długo, jak będzie chciał. A różni buntownicy i zdrajcy, jak ich nazwał Ryszard Terlecki, będą odpadali. To już się przecież działo wcześniej.

Wydaje się, że ogromnym ciosem dla Prawa i Sprawiedliwości byłoby odebranie mu subwencji, prawda? Bo to się też może zdarzyć.

Tak, to prawda. Można powiedzieć, że to - po tej historii z wyborami prezydenckimi - jest drugi najczarniejszy scenariusz dla prezesa. PiS bez tych dwudziestu kilku milionów, które co roku dostaje, znajdzie się w trudnej sytuacji w sensie utrzymywania przy życiu aparatu partyjnego. Zwłaszcza, że stracił też sporo w sejmikach i jeszcze Małopolska stoi pod znakiem zapytania. To rzeczywiście ogromny problem, bo nie będzie z czego finansować wtedy kampanii prezydenckiej, a zwłaszcza parlamentarnej za trzy lata. Na prezydencką jakieś zaskórniaki prezes jeszcze wyciągnie, ale 2027 rok jawi się dramatycznie. To może być coś, co nie tyle zabije PiS, ale na tyle go osłabi i wycieńczy, że ta partia zacznie po prostu zacznie tracić poparcie.

Mówiliśmy o kandydatach Zjednoczonej Prawicy w wyborach prezydenckich. Wiemy, że o Pałac Prezydencki chce powalczyć Szymon Hołownia, ale mówi się, że także Radosław Sikorski ma ochotę na start w wyborach prezydenckich. Pan sobie taki scenariusz wyobraża, że nie Trzaskowski, a Sikorski będzie kandydatem Koalicji Obywatelskiej w tych wyborach?

W moim przekonaniu Sikorski ewidentnie ma ochotę na start w wyborach prezydenckich, tylko nie wiem, jak zamierza się pozbyć Trzaskowskiego, bo z wszystkich badań wynika, że Trzaskowski ma dużo większe poparcie niż Sikorski. Więc jest pytanie, jaka skala amoku musiałaby opanować polityków Platformy, którzy będą o tym decydować - z Tuskiem na czele - żeby poparli Sikorskiego przeciwko Trzaskowskiemu. Mam wrażenie, że Sikorski pełni rolę kandydata rezerwowego, gdyby przed oficjalnym zarejestrowaniem kandydatury z takiego czy innego tajemniczego dziś powodu notowania Trzaskowskiego załamały się, wtedy na jego miejsce wchodzi jako zmiennik Sikorski. To jedyna ewentualność. Dla Szymona Hołowni załamanie poparcia dla Trzaskowskiego to też jedyna szansa, wtedy notowania Hołowni znacząco wrosną. Póki jednak Trzaskowski ma pozycję lidera sondaży, a na razie ma za sobą znakomity wynik w Warszawie w wyborach prezydenckich, szanse obu panów są znikome. Jak powiedziałem, i Hołownia i Sikorski mogą tylko czekać na to, że notowania Trzaskowskiego się załamią.

Wspomniał pan, że czeka nas intensywny rok do wyborów prezydenckich. Jak Pan myśli, jaki jest najbardziej prawdopodobny scenariusz tych wyborów?

Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że w drugiej turze znowu spotkają się: kandydat PiS z kandydatem Koalicji Obywatelskiej. Wiemy, że to będzie niemal na pewno Trzaskowski, a po drugiej stronie jakiś „Duda bis.” I to jest jedyne, co możemy dzisiaj uznać za najbardziej prawdopodobny scenariusz. Każdy inny będzie sensacją, każde wejście do drugiej tury kogoś spoza tego duopolu będzie rzeczywiście wielkim trzęsieniem ziemi dla polskiej polityki.

Jeżeli wybory wygra Trzaskowski?

To najbardziej przewidywalny scenariusz - wtedy domknie się proces przejmowania władzy przez Koalicję Obywatelską, a właściwie przez Platformę. I pojawi się pytanie, czy Polska będzie szła w kierunku klasycznego systemu dwupartyjnego, a wszystkie przystawki zostaną pozjadane, czy nie. Tu jest pytanie o wynik Konfederacji, bo nie mówiliśmy, jak ona wypadnie w wyborach prezydenckich. Wydaje się mało prawdopodobne, aby miała w nich coś do powiedzenia. Więc utrzyma się w Polsce system dwóch partii dominujących. Trzaskowski będzie oczywiście wspierał Platformę Obywatelską w nadziei, że kiedyś albo zajmie miejsce Tuska, albo Tusk pozwoli mu wylansować jakiegoś swojego człowieka na następcę Tuska. Ale Tusk, mam wrażenie, trzyma się biologicznie mocno, więc może chcieć w polskiej polityce zostać na dłużej. Natomiast nie sądzę, żeby ewakuował się za granicę, bo nieustannie albo Tuska podejrzewają, że chce zostać prezydentem, albo że chce zostać przewodniczącym Komisji Europejskiej, czy wiceprzewodniczącym. To, moim zdaniem, zupełnie nierealne. Gdyby go coś interesowało za granicą, to przewodniczenie Komisji Europejskiej, a to stanowisko w tej chwili niemal na pewno będzie wciąż zajęte przez Ursule von der Leyen, jego przyjaciółkę.

Nie wierzy pan w wygraną kandydata PiS-u w wyborach prezydenckich?

Na poziomie pięciu procent, tyle bym mniej więcej dzisiaj dał za tę wygraną. To się może wydarzyć w skutek katastrofalnego zbiegu okoliczności. Jakiego? Najpierw Trzaskowskiemu dramatycznie załamują się notowania, w jego miejsce wchodzi Sikorski, który jest delikatnie mówiąc niestabilny. On jest człowiekiem niewątpliwie szalenie inteligentnym z osobowościową charyzmą. Tylko problem polega na tym, że czasem miota się od ściany do ściany. Czasem ma znakomite występy, żeby wspomnieć chociażby jego słynny wyjazd do Stanów Zjednoczonych z początkiem tego roku, to był naprawdę wielki sukces Sikorskiego. Natomiast z drugiej strony miewa twitterowe wpisy, z których się później musi długo i gęsto tłumaczyć, niestabilne wypowiedzi. W kampanii prezydenckiej to mogłoby go zdezawuować - jedna taka nieprzemyślana wypowiedź może go pogrążyć. I to otwiera szansę „Dudzie bis”. Na przykład w jakiejś debacie telewizyjnej, do której mam nadzieję tym razem jednak dojdzie, Sikorski traci panowanie nad sobą, a młody pisowski wilczek wypada znakomicie i to przeważa szalę. Teoretycznie na poziomie pięciu, maksymalnie dziesięciu procent mogę sobie taki scenariusz wyobrazić, na co zresztą bardzo liczy Kaczyński. Widzę więc bardzo marne szanse dla kandydata PiS.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO 2024 ODC. 6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

K
Kilo
A ja widzę panie Dudek że pan ma dorobek polityczny a nie naukowy jeszcze jedno panu powiem nienawiścią do PIS nikt się nie naje, państwo nie będzie się rozwijać, a imigranci nie przestaną do Polski przychodzić Bzdur niech pan nie opowiada bo pan się tylko ośmiesza, panie Dudek a koalicja nie przetrwa do końca roku i doskonale pan o tym wie bo tam nie ma ludzi mądrych kompetentnych i nie ma komu rządzić martwię się tylko żeby ludzie nie wyszli na ulicę za bardzo agresywni i żeby nie doszło do większych burd
Wróć na i.pl Portal i.pl