Jest Pan „jedynką” Prawa i Sprawiedliwości w Warszawie. Czy lista partii jest tak zoptymalizowana, aby – kolokwialnie rzecz ujmując – „wycisnąć” jak najwięcej mandatów?
Staraliśmy się zbudować jak najsilniejszą listę. W ogóle zoptymalizowaliśmy listy w całej Polsce, stąd pewne zmiany i przesunięcia. Stąd również decyzja prezesa Jarosława Kaczyńskiego, aby kandydować z takiego okręgu, gdzie jego obecność może zmobilizować naszych wyborców i przyczynić się do zdobycia kolejnego mandatu. I stąd też decyzja, abym ja był „jedynką” w Warszawie. To zadanie polityczne, chociaż – to prawda - jednocześnie wielki honor i wielkie wyzwanie. Trzeba jednak do niego podejść jak do wszystkiego w polityce. Bo politycy są tak naprawdę wynajęci przez Polaków do ciężkiej pracy, do walki o to, żeby jak najwięcej zrobić dla ludzi, żeby realizować dobro publiczne. Polityk nie robi łaski nikomu.
Nie da się ukryć, że Warszawa nie jest bastionem Prawa i Sprawiedliwości. Na ile mandatów liczycie w stolicy?
W polityce trzeba podejmować trudne wyzwania. Możemy sięgnąć pamięcią do czasu, kiedy Andrzej Duda miał w sondażach kilka procent poparcia, a Bronisław Komorowski był już w zasadzie ogłoszony zwycięzcą wyborów prezydenckich. I co się stało? Okazało się, że można z nim wygrać. To opowieść, która budzi emocje. Oczywiście, naszym zadaniem w wyborach jest optymalizacja wyniku i zdobycie jak największej liczby mandatów i jak największej liczby głosów, nawet w najtrudniejszym okręgu. Warszawa jest dla Prawa i Sprawiedliwości wyzwaniem z punktu widzenia historii wyborczej. Ale ja chcę i będę przekonywał warszawiaków do naszej opcji. My jesteśmy skuteczni. My jesteśmy wiarygodni. My jesteśmy w stanie realizować wielkie inwestycje w tym mieście. My jesteśmy w stanie odkorkować Warszawę. Nasi przeciwnicy powtarzają, że nic „nie da się zrobić”. To im nic „nie da się zrobić”. Nawet w moim resorcie miałem takie sytuacje, że nie można było np. kupić kolekcji Czartoryskich czy sprowadzić ze Stanów Zjednoczonych Łukaszowców. Wielu poprzednich ministrów próbowało, ale „się nie dało”. My to zrobiliśmy. To jest przecież interes państwa polskiego, żeby jedno z najpiękniejszych i najdroższych dzieł świata, „Dama z gronostajem” Leonarda Da Vinci, było naszą wspólną narodową własnością i żeby dzieła namalowane na wystawę światową w Nowym Jorku w 1939 r. wróciły do ojczyzny. Także Warszawa może być lepiej i skuteczniej zarządzana, a przede wszystkim przejezdna. Może mieć wielką halę sportową. Może mieć wspaniałe muzea. Może mieć nowoczesne i działające Narodowe Muzeum Techniki w Pałacu Kultury i Nauki. Dla kontrastu przytoczę przykład Sali Kongresowej, która stoi obok, w tym samym PKiN-ie, i od prawie 10 lat jest w stanie kompletnej dewastacji, z którą Ratusz nic nie potrafi zrobić. To doskonałe zestawienie. W 2017 roku jako ministerstwo przekształciliśmy upadające wtedy Muzeum Techniki w państwową instytucję kultury i je uratowaliśmy, wyremontowaliśmy jego siedzibę, otworzyliśmy muzeum dla zwiedzających. To jest ten sam Pałac Kultury i Nauki. I w tym samym budynku w jednym miejscu można zrobić remont generalny, a w drugim nie.
Dlaczego?
Bo jeden zarządza beznadziejnie albo nie ma poczucia tego, że takie sprawy trzeba prowadzić szybko i skutecznie. To jest normalne, że czasami przetargi nie wychodzą, że inwestycje się przeciągają, ale trzeba umieć podejmować decyzje w takich sytuacjach. Nie można ciągle czekać na tajemniczą mannę z nieba czy oświecenie, albo na to, że trudne sprawy rozwiążą się same, i ciągle być poza Warszawą. Tak jak ostatnio Rafał Trzaskowski, kiedy zalało stolicę, był w Olsztynie i uprawiał politykę krajową za niemieckie pieniądze.
Wielokrotnie zapraszał Pan do debaty Donalda Tuska, byłego premiera, a obecnie przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, który jest „jedynką” Koalicji Obywatelskiej w Warszawie. Otrzymał Pan już odpowiedź od niego?
Donald Tusk unika debaty. Jesteśmy przedstawicielami największych ugrupowań politycznych. Jest zupełnie normalną sprawą, że powinniśmy debatować i jest o czym dyskutować, bo można zadać tysiąc pytań o zaniechania czy brak programu. Jaka jest koncepcja Platformy Obywatelskiej dla Polski i dla Warszawy? Co chcą faktycznie zrobić? Budują warszawskie metro najdłużej na świecie. Przykłady opieszałości i szaleńczych pomysłów zwężania ulic można mnożyć. Za tym stoi obłędny pomysł, żeby w Warszawie i w miastach europejskich, wyciszać śródmieścia. To można robić w Ameryce, to można robić w miastach, które są zupełnie inaczej zorganizowane, gdzie w śródmieściu są realizowane tylko funkcje biznesowe. Po godz. 18 nikt tam nie pracuje. Ale u nas tak nie jest. U nas śródmieście pełni funkcje żywego miasta. Nie można odcinać mieszkańców od miasta. Jak ci ludzie mają funkcjonować? Przede wszystkim odbiera im się prawo do posiadania samochodu, ale odbiera się im też wiele innych praw. Zwężanie ulic to jest naprawdę tragedia. Plus remonty, chaos, nieprzewidywalność i przeciąganie prac. Pytaniem do Donalda Tuska jest też pytanie, dlaczego w mieście, w którym rządzi jego partia, tyle lat nie ma ulicy śp. Lecha Kaczyńskiego – prezydenta Warszawy i prezydenta RP, niebywale zasłużonego i dla miasta, i dla państwa. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wielokrotnie mówił, że tę sprawę załatwi i do dzisiaj nie załatwił. To jest rzecz bardziej niż wstydliwa.
Panie Ministrze, wracając do Donalda Tuska, to on kilka razy apelował do prezesa, wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego o debatę. Tymczasem, kiedy pan go zaprasza do debaty, to odpowiedzi brak. Z czego to wynika?
Donald Tusk od lat unika debaty, podobnie jak unika rozmów z „niewygodnymi” mediami. Bywa tylko w tych, w których śpiewają mu „Sto lat!” i nie zadają trudnych pytań. Zapewne uważa, że może debatować tylko z Jarosławem Kaczyńskim, uważa się za równego Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ale to nie ta klasa polityka. Tusk jest politykiem, który z Polski uciekł, w obawie przed odpowiedzialnością porzucił najwyższy urząd polityczny w Polsce i realizował na Zachodzie wiadomo czyje interesy – swoje i grup, z którymi jest związany. To jest polityk skompromitowany. Nie dziwię się, że Jarosław Kaczyński nie chce z nim debatować. Nie chce też z nim debatować dlatego, że Tusk jest symbolem języka nienawiści i agresji w polityce. To on wprowadził „na salony”, autoryzował przemysł pogardy, Palikota i tak dalej. To prekursor polityki zabierania babciom dowodu, moherowych beretów, obrażania ludzi i coraz większej agresji, która doprowadziła już do jednego morderstwa politycznego w Łodzi i do niespotykanej wcześniej wulgaryzacji języka politycznego, która jest w zasadzie programem głównym Platformy Obywatelskiej. Ja muszę debatować z Tuskiem, bo jesteśmy jedynkami na warszawskich listach wyborczych. Dlatego proponuję dyskusję przede wszystkim na tematy warszawskie, ale możemy także rozmawiać o wielu innych sprawach.
Drugą część wywiadu z prof. Piotrem Glińskim opublikujemy na i.pl w poniedziałek rano.
