Protest hodowców trzody i bydła w Srocku w powiecie piotrkowskim. Mieli blokować drogę krajową nr 91
Na placu przed kościołem w Srocku zebrało się kilkudziesięciu rolników, hodowców trzody chlewnej i bydła ze Srocka i okolic, by zwrócić uwagę na trudną sytuację, w jakiej się znaleźli.
- Sytuacja jest dramatyczna, do jednej sztuki tucznika musimy dokładać ponad 200 złotych. Lata temu rząd nas zmusił do rezygnacji z macior i zakupu warchlaków z Zachodu. Efekt jest taki, że musimy kupować warchlaka po 510 zł, a tucznika sprzedajemy za 400 parę złotych. Nie ma mowy o zarobku, a koszty są - leki, prąd, pasza... Teraz nie da się żyć. My nie mamy już z czego dokładać, wszyscy mamy kredyt na kredycie, nie ma już z czego spłacać, a rodziny mamy do wyżywienia - mówi pan Arkadiusz, którego gospdoarstwo liczy 1500 tuczników i 40 opasów (byki).
Inni dodają jeszcze, że cena kilograma żywca wołowego spadła z 8 zł na 5 zł, a nie widać żadnej zmiany w cenie wołowiny w sklepach.
- Naród nawet nie wie, co się na rynku dzieje - podkreśla pan Mariusz. - Mięso po 2 zł za kg przyjeżdża z Niemiec, którego Chińczycy nie chcieli, bo z koronawirusem, a nasze tanio sprzedawane jest do Niemiec.
Hodowcy podają, że w trzymiesięcznym cyklu rozliczeniowym przeciętne gospodarstwo, które sprzeda tysiąc tuczników, ma 200 tys. zł straty.
Zwracają uwagę, że w trudnym czasie epidemii, oni zostali bez pomocy państwa.
- Wszystkim firmom się pomaga, a my zostaliśmy z niczym. Z tarczy antykryzysowej wszystkie firmy mogą skorzystać, a my nie, bo pomoc jest tylko dla tych, co trzymają prosiaki i maciory - mówi pan Mariusz.
Protestujący mieli wyjechać traktorami na drogę krajową nr 9 1 w kierunku Piotrkowa Trybunalskiego, ale ze względu na zbyt małe zainteresowanie, zrezygnowali z tego. Niewykluczone jednak, że - jeśli sytuacja się nie zmieni - dzisiejsze spotkanie było tylko przymiarką do większej akcji protestacyjnej.
