Protest przyciągnął kilkudziesięciu rolników z powiatów ostrowskiego i kaliskiego. Uczestnicy wsiedli w ciągniki i pod eskortą policji jeździli drogą krajową nr 25 między Ociążem a Ostrowem Wielkopolskim. Wcześniej spotkali się z dziennikarzami, aby przedstawić swoje postulaty. Rolnicy domagają się przede wszystkim rozmów z przedstawicielami rządu.
Czytaj też: Agrounia rozpoczęła protesty w Wielkopolsce. Blokada drogi DK11
– Nie ma dzisiaj z nami ani posłów, ani działaczy samorządowych, mimo że informowaliśmy ich o naszych problemach. Jest tak duża frustracja wśród rolników, że w którymś momencie nastąpi przesilenie i coś się stanie niedobrego
– ostrzega Karol Frąszczak.
Uczestnicy protestu twierdzą, że ich sytuacja jest coraz gorsza, a to powoduje coraz większą frustrację.
– Wszyscy jesteśmy utopieni w kredytach, do których nas zachęcano, aby modernizować gospodarstwa. Dzisiaj jesteśmy odcięci od rynków zbytu. Korporacje nami rządzą, miasto się denerwuje, że jest coraz drożej, a u nas jest coraz taniej
– dodaje Frąszczak.
Rolnicy wysuwają 21 postulatów, w których sprzeciwiają się między innymi jakimkolwiek ustawom ograniczającym produkcję rolną. Domagają się także skutecznej walki z wirusem ASF (afrykańskiego pomoru świń).
– Jeśli mamy ognisko ASF w chlewni i wybijane są zdrowe świnie w promieniu jednego kilometra, a rząd płaci za utylizację i dezynfekcję, to znaczy, że go stać. Z wirusem ASF nie poradził sobie rząd PO – PSL ani PiS. Pani Beata Szydło w 2015 roku mówiła, że poprzedni rząd zostawił rolników z pustymi chlewniami i portfelami. Rząd PiS zrobił to samo, a może i gorzej
– dodaje Mateusz Kacperkiewicz, uczestnik protestu.
Rolnicy domagają się, aby w sklepach wielkopowierzchniowych przynajmniej 70 proc. asortymentu stanowiła polska żywność.
– Polska stała się śmietnikiem Europy. Przywożone są do nas ogromne ilości żywności, przede wszystkim wieprzowiny i warzyw, niewiadomego pochodzenia. Nie ma nad tym żadnej kontroli, a my w swoich gospodarstwach musimy robić niemal Fort Knox
– dodaje Kacperkiewicz.
Protestujący postulują wprowadzenie polskiej normy żywnościowej, która zapobiegnie sprowadzaniu do Polski żywności kiepskiej jakości.
– Obecnie różnie jest ze spełnianiem norm. Najgorsze jest to, że nikt tego w Polsce nie bada, Taki jest nacisk Zachodu i naszych rządzących. Nie wierzę w to, że niemiecki kapitał zostawi u siebie gorszej jakości żywność, a najlepszy ekstra luks towar przywiezie do Polski. Najczęściej do naszych sklepów trafia odpad. Niech nikt mi nie mówi, że Niemiec płacze, jak oddaje Polakowi to, co najlepsze
– dodaje Karol Frąszczak.
– Wchodząc do marketu i widząc, te zielone i drobne ziemniaki, zastanawiamy się, gdzie są te, które my sprzedajemy? Gdzie jest to mięso, które od nas wychodzi?
Źródło: kalisz.naszemiasto.pl
Zobacz też: Ile jest krów w Polsce? Pogłowie bydła w Polsce i UE:

Tajemnica opuszczonych wsi w Wielkopolsce. Kiedyś tętniły ży...