SPIS TREŚCI
W całym mieście odbywają się marsze protestacyjne z udziałem przedstawicieli różnych zawodów w tym pracowników sektora IT, studentów, muzyków klasycznych i DJ-ów, prawników, winiarzy i sommelierów, psychologów, lekarzy i personelu medycznego. Aleja Rustawelego, główna ulica Tbilisi, została w całości zablokowana przez demonstrantów.
Gruzini protestują
Antyrządowe protesty trwają w całej Gruzji od 28 listopada. Gruzini sprzeciwiają się polityce GM, które zawiesiło rozmowy o wstąpieniu kraju do UE do 2028 r. Jednocześnie domagają się rozpisania nowych wyborów parlamentarnych oraz uwolnienia zatrzymanych przez policję protestujących, których według danych MSW jest ponad 430.
Demonstracje to oddolna inicjatywa społeczna, odbywają się bez przemówień. Partie opozycyjne podały, że nie organizują tych wystąpień, a ich przedstawiciele nie zabierają tam głosu. Jednak na nieformalną liderkę protestów wyrosła prezydent Salome Zurabiszwili.
Zurabiszwili nie składa broni
W ocenie Zurabiszwili sobotnie wybory prezydenta będą "wydarzeniem całkowicie pozbawionym prawomocności, będą niekonstytucyjne i bezprawne". - Wszystko to nie ma nic wspólnego z procesem politycznym. To jest najsmutniejsze, ponieważ państwo stało się parodią. Jest to obrzydliwe dla nas wszystkich – powiedziała obecna prezydent podczas spotkania z mediami, cytowana przez gruzińską agencję Interpressnews.

- Najważniejsze jest to, co dzieje się teraz, że na ulicach miast, z każdym dniem wychodzi coraz więcej ludzi i wyraża protest poprzez zorganizowane akcje, przemówienia, marsze. Obejmuje to cały kraj, wszystkie pokolenia, wszystkie zawody – stwierdziła. Dodała, że "nie uda się aresztować wszystkich, nie da się wszystkich zastraszyć" niezależnie od tego, jak surowe środki podejmie GM, by utrzymać władzę.
Będzie dwoje prezydentów?
Według Zurabiszwili jedynym wyjściem z obecnego kryzysu w Gruzji są nowe wybory parlamentarne. Opozycja nie uznaje rezultatu październikowych wyborów ze względu na liczne nieprawidłowości. - Bez sprawiedliwości i uczciwych wyborów nie ma pokoju ani późniejszych procesów politycznych – oznajmiła prezydent.
Już wcześniej zapowiadała, że jej mandat będzie trwał do czasu wyboru nowego prezydenta z udziałem nowego parlamentu, wyłonionego w uczciwych wyborach. W piątek potwierdziła, że nie planuje wyjazdu z kraju. Wcześniej rząd groził, że jeśli nie złoży urzędu po wyborze następcy, może jej grozić więzienie.
źr. PAP