Tragiczna katastrofa helikoptera obok Pszczyny
W nocy z 22 na 23 lutego w Studzienicach obok Pszczyny na ziemię runął śmigłowiec, którym leciało czworo pasażerów. Dwóch zginęło na miejscu. To 80-letni Karol Kania i 54-letni pilot. Dwoje pasażerów: 47-letnia kobieta i 54-letni mężczyzna, trafiło do szpitali z lekkimi obrażeniami.
Doświadczony pilot, choć doskonale znał lądowisko w Studzienicach, nie zdołał wylądować w gęstej mgle.
- Śmigłowiec zahaczył o drzewa i ściął je. Sporo powiedzą nam zapisy z rejestratorów. Pilot przeleciał około 300 metrów za lądowisko. Na ten moment trudno powiedzieć, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy - tłumaczy Jacek Bogatko z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Tragicznie zmarły Karol Kania był założycielem i właścicielem jednej z największych w Europie firm, która zajmowała się produkcją podłoża pod uprawę pieczarek. To Karol Kania i Synowie. W 2016 roku znalazł się na 63. miejscu Rankingu Najbogatszych Polaków magazynu "Forbes".
Pilot był trzeźwy. Kiedy poznamy wyniki śledztwa?
Śledztwo w sprawie katastrofy śmigłowca Karola Kani przejęła Prokuratura Okręgowa w Katowicach.
- Otrzymaliśmy wyniki części zleconych badań. Wynika z nich, że pilot śmigłowca był trzeźwy - podkreśla prok. Marta Zawada-Dybek.
Rzeczniczka dodaje, że w trakcie czynności zabezpieczono niezbędny materiał dowodowy, w tym rejestratory maszyny, która należała do milionera. Helikopter znajduje się teraz na strzeżonym parkingu policyjnym, gdyby wymagał dodatkowych oględzin.
Przesłuchano także świadków oraz uczestników katastrofy, w tym poszkodowaną 47-latkę i 54-latka.
Wszystko zostało przekazane Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych, która zajmuje się ustaleniem dokładnych przyczyn katastrofy. Na raport końcowy będziemy musieli jednak poczekać kilka miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że nawet pół roku.
