- Ja powiem tak, ja Nicolasowi Maduro opieki nad kotem nawet bym nie przekazał. Ja bym się z nim w ogóle nie porozumiewał, bo to jest osoba, która wszelkie porozumienia ma w głębokim „poważaniu” – mówi w rozmowie z Grzegorzem Kuczyńskim autor audycji Republica Latina w Radiu Wnet.
Znawca Ameryki Łacińskiej, szczególnie Wenezueli, kilka dni przed wyborami opowiadał o kampanii wyborczej, sile opozycji i o tym, co może zrobić Nicolas Maduro, faktyczny dyktator Boliwariańskiej Republiki.
Dąbrowski mówił też o zagranicznych sojusznikach i wrogach Wenezueli, jak i o samym fenomenie chavismo, populistycznej ideologii, której władze w Caracas są wierne od ponad ćwierćwiecza.
Finisz kampanii wyborczej
Tydzień przed wyborami różnica w poparciu dla Gonzalesa i Maduro wynosiła między 28 a 40 punktów procentowych na korzyść kandydata opozycji.
– Mówimy o kilku milionach głosów. Tego się nie da sfałszować – mówi gość Punktu Zapalnego. Większość Wenezuelczyków jest przeciwko reżimowi. Wszędzie, w całym kraju. Choć opozycja może liczyć na najlepszy wynik w większych miastach.
Jak w tej sytuacji zachowa się Maduro? Jak mówi Dąbrowski, może wpłynąć na wynik. Choćby obniżając frekwencję. Reżim ma bardzo dużo narzędzi, by po prostu nie dopuścić ludzi do głosowania: zastraszanie, ataki bojówek, nawet wyłączanie prądu. Kto o tym poinformuje? Jedyne niezależne media w Wenezueli to media internetowe. Ale te można też odciąć w każdej chwili pod jakimś pretekstem.
Wojna domowa w Wenezueli?
Jeśli wybory będą uczciwe, wygra zdecydowanie Gonzales. A Maduro to uzna. To scenariusz optymistyczny, ale zarazem chyba najmniej prawdopodobny. Są dwa inne scenariusze, ultranegatywne – mówi ekspert. W pierwszym wybory faktycznie wygrywa Maduro, następuje brutalna rozprawa z opozycją. Cały świata demokratyczny odwraca się od Caracas. Następuje kolejna fala emigracji. Maduro traci przychylność Kolumbii i Brazylii. Ale utrzymuje się dzięki wsparciu Kuby, Nikaragui, Rosji, Iranu i Chin.
W drugim scenariuszu mamy wojnę domową. Wybory są bezczelnie sfałszowane, Nicolas Maduro ogłasza się prezydentem, opozycja wychodzi na ulice.
- To się może zakończyć bardzo różnie. Bo o ile w 2019 roku protesty były bardzo silne, to opozycja nie była bardzo powiązana ze sobą, tak zjednoczona i nie miała poparcia ze strony sił zbrojnych czy służb bezpieczeństwa – mówi Dąbrowski.
Obecnie sympatia dużej części mundurowych jest po stronie opozycji. I tutaj reżim na wojsko nie bardzo mógłby liczyć – uważa ekspert. Co nie znaczy, że reżim nie ma innych narzędzi.
- Nicolas Maduro może liczyć na pewne siły. Być może na część armii, czy służb bezpieczeństwa. Być może, pragnę podkreślić, Natomiast mógłby liczyć na rozmaite bojówki – dodaje gość Punktu Zapalnego. Plus potężna przestępcza organizacja Tren de Aragua oraz kolumbijska partyzantka ELN. - Te siły nie mają nic do stracenia, byłyby w stanie zrobić krwawą jatkę – ostrzega Dąbrowski. Dopuszczając możliwość wojny domowej, wyklucza jednak opcję zbrojnej interwencji międzynarodowej.