Drugą turę wyborów prezydenckich 3 listopada wygrała prezydent Maia Sandu. Dwa tygodnie wcześniej tak zwane referendum europejskie, dotyczące zmian w konstytucji, też wygrała opcja prozachodnia. Więc właściwie nie ma się czym martwić, jest powód do świętowania w Brukseli, powód do smutku w Moskwie?
- Rzeczywiście, możemy tak na to spojrzeć. Albo możemy na to spojrzeć jako na ciszę przed burzą, jako na sygnały, że wprawdzie rzeczywiście udało się siłom europejskim osiągnąć dwa sukcesy, natomiast być może one są Pyrrusowym zwycięstwem - mówi Eberhardt. - Referendum przeszło minimalną liczbą głosów. Po drugie, Sandu uzyskała reelekcję w drugiej turze, ale proszę pamiętać, że w Kiszyniowie liczono na to, że uda się być może tę sprawę załatwić w pierwszej turze. Wreszcie, ani nie byłoby sukcesu referendum europejskiego, ani nie byłoby reelekcji Mai Sandu, gdyby nie gigantyczna mobilizacja mołdawskiej diaspory. Około 20% głosujących w wyborach prezydenckich w drugiej turze wyborów prezydenckich to były osoby głosujące w punktach wyborczych w Rumunii, w Włoszech, Hiszpanii, Polsce - podkreśla gość Punktu Zapalnego.
Mołdawia między Rosją a Zachodem
To, co jest najważniejsze, to fakt, że w przyszłym roku odbędą się w Mołdawii wybory parlamentarne. Mołdawia ma system parlamentarny. Sandu ma ograniczone uprawnienia. W tym momencie jej partia PAS ma jednak samodzielną większość, więc prezydent, premier, rząd grają w jednej drużynie. - No i wszystko wskazuje na to, że to się już nie powtórzy. Ta partia jest mniej popularna od Sandu, a przecież ona musiała się namęczyć, aby wybory wygrać. Ponadto siły prorosyjskie idą bardzo szeroką grupą. Są tam zarówno partie otwarcie prorosyjskie, są tam umiarkowanie prorosyjskie, są też partie, które głoszą hasła neutralności - mówi wiceszef SEW OSW.
- Tak, bardzo często są politycy czy ugrupowania, które mówią: my zagwarantujemy pokój. To jest czytelny sygnał, że nadmiernie szybka integracja europejska może przynieść wojnę, tak jak Ukrainie przyniosła. To jest bardzo ciekawe, bo wykorzystywane było też przez partię rządzącą w Gruzji przy okazji ostatnich wyborów. I wreszcie są również pewne ugrupowania, które formułują poglądy proeuropejskie, ale takie pozornie proeuropejskie, tak naprawdę są daleko idące przypuszczenia, że stoją za nimi rosyjskie pieniądze. Chodzi tylko o odebranie głosów elektoratu proeuropejskiego, który jest zmęczony partią PAS - dodaje Eberhardt.
Rosyjska strategia
Ekspert podkreśla, że w wyborach prezydenckich "od tej strony rosyjskiej nie kandydowali główni politycy. Kandydował Stoianoglo, czyli były prokurator, pozbawiony jakiejkolwiek charyzmy. Gagauz w dodatku. To nie był kandydat wystawiony po to, aby wygrać. Jakby się udało, to świetnie". - Natomiast Rosja nie rzuciła wszystkich kart na stół. Nawet niektórzy komentatorzy są skłonni formułować takie przebiegłe teorie, że w ogóle Rosji nie zależało na zwycięstwie w tych wyborach, żeby pełna odpowiedzialność była teraz po stronie europejskiej, „abyśmy wygrali maksymalnie wybory parlamentarne”. To oczywiście nie przekonuje, bo lepiej wygrać niż przegrać, bo jednak przejęcie urzędu prezydenta mogłoby wywołać rozkład sił proeuropejskich - mówi Eberhardt.
Gość programu Punkt Zapalny mówił też o przyczynach tak mocnej pozycji obozu prorosyjskiego w Mołdawii, wsparciu ze strony Polski i UE dla reform w tym kraju i możliwym czarnym scenariuszu.
- Dzisiaj Mołdawia jest frontem wojny hybrydowej rosyjskiej. To, co widzieliśmy przy okazji wyborów, przekupstwo wyborców, również różne działania dywersyjne, jeżeli chodzi o infrastrukturę krytyczną, jeżeli chodzi o sieci internetowe, rządowe, wskazuje, że Rosja zrobi wszystko, aby Mołdawię przejąć - ostrzega dr Adam Eberherdt, wicedyrektor Studium Europy Wschodniej UW.