Rektor PWST: Czemu Kasia Cichopek ma mnie denerwować? [ZDJĘCIA]

Maria Mazurek
Prof. Ewa Kutryś: Co roku na aktorstwo w Krakowie przyjmujemy 28 osób, a chętnych jest ponad tysiąc. Większość z nich powinna sama zorientować się, że aktorstwo nie jest dla nich.
Prof. Ewa Kutryś: Co roku na aktorstwo w Krakowie przyjmujemy 28 osób, a chętnych jest ponad tysiąc. Większość z nich powinna sama zorientować się, że aktorstwo nie jest dla nich. fot. Andrzej Banaś
Aktorstwo to zawód, w którym do końca życia jest się sprawdzanym. Trzeba z jednej strony zachować emocje, wrażliwość, wyobraźnię, a z drugiej strony być niesamowicie odpornym. Aktor musi mieć skórę hipopotama i wrażliwość motyla. Proszę mi powiedzieć, istnieje w przyrodzie takie zwierzę? A aktorzy muszą tacy być - mówi rektor PWST w Krakowie prof. Ewa Kutryś w rozmowie z Marią Mazurek.

W dzieciństwie marzyła Pani, jak większość dziewczynek, o karierze aktorskiej?
Nie. Miałam za to swój teatrzyk, do którego zapraszałam inne dzieci. Bawiliśmy się sznurkami, łyżkami, ziemniakami - wszystkim, co było pod ręką. Robiliśmy też jakieś koziołki, cyrkowe akrobacje. Ale już wtedy bardziej pociągało mnie "reżyserowanie" tych dziecięcych teatrzyków. Będąc w maturalnej klasie, wiedziałam już: chcę iść na reżyserię. Ale wtedy na te studia można było zdawać, skończywszy wcześniej inny kierunek. Więc żeby zostać reżyserem, zostałam najpierw polonistą.

Nigdy nie żałuje Pani, że jest po tej drugiej stronie? Że to nie Pani stoi w blasku reflektorów?
Nie lubię stać w blasku reflektorów, być oświetlana, w centrum uwagi. Mam nawet problem z pozowaniem do zdjęć. A ponad wszystko uważam, że wybór bycia aktorem to wybór drogi w Himalaje, i to w dodatku takiej, którą nikt wcześniej nie szedł. To zawód, w którym do końca życia jest się sprawdzanym. Trzeba z jednej strony zachować emocje, wrażliwość, wyobraźnię, a z drugiej strony być niesamowicie odpornym. Ktoś powiedział, że aktor musi mieć skórę hipopotama i wrażliwość motyla. I to jest prawda. Proszę mi powiedzieć, istnieje w przyrodzie takie zwierzę? A aktorzy muszą tacy być. I my musimy ich do tego przygotować.

Już podczas egzaminu wstępnego niektórzy dostają nieźle w kość.
Musimy być bardzo krytyczni. I jeśli nie widzimy w kimś materiału na aktora, musimy zakomunikować mu to w sposób, który może wydawać się brutalny. A proszę powiedzieć, kogo dzisiaj stać na to, by stanąć przed lustrem i zdobyć się na krytykę wobec samego siebie? Żyjemy w czasach, które wręcz wymagają od nas akceptacji siebie i otoczenia. Weźmy polityków - ilu z nich zadaje sobie pytanie, czy w ogóle się do tego nadają? Mało który. Bo to są czasy, kiedy ludzie raczej poklepują się wzajemnie po ramieniu i mówią: jesteś fantastyczny. A aktorstwo to jest zawód, w którym nie wystarczy uwierzyć we własne możliwości. To profesja, w której trzeba ciągle walczyć i być przygotowanym na porażki oraz krytykę. Co roku na aktorstwo w Krakowie przyjmujemy 28 osób, a chętnych jest ponad tysiąc. Większość z nich powinna sama zorientować się, że aktorstwo nie jest dla nich. Chociażby przez jakieś fizyczne przeciwwskazanie.

Jakie na przykład?
Na przykład wadę wymowy. U pani akurat dużą przeszkodą byłby nosowy sposób mówienia. U innych - niemożność artykulacji jakichś zgłosek, seplenienie. W naszej uczelni działa poradnia - raz w miesiącu otwarta dla wszystkich tych, którzy myślą o aktorstwie. Gdyby pani się tam wybrała, odradzalibyśmy wybór tej drogi. Na pocieszenie powiem pani, że też mówię przez nos, choć oczywiście staram się to kontrolować. Ale chciałaby się pani kontrolować przez całe życie, po kilka godzin dziennie?

Jakbym jednak się uparła?
Można pracować nad sobą. Czasem ktoś ma nieprawidłową artykulację przez krzywe zęby. Mówimy, że to przeszkoda, ale ten ktoś chodzi do ortodonty, pracuje nad tym. I często takiej osobie dajemy szansę. Bywało dawniej i tak, że ktoś robił sobie operację przegrody nosowej albo wyrywał wszystkie zęby i wstawiał nowe, by dostać się na aktorstwo.

Jakie jeszcze cechy mogą zdyskwalifikować? To, że ktoś nie potrafi śpiewać?
Zależy, dlaczego nie potrafi śpiewać. Jeśli dlatego, że nie ma głosu - możemy nad tym popracować. Ale jeśli przez brak słuchu - to nie będzie z niego aktora. Bo jak ktoś, kto nie słyszy melodii wiersza Mickiewicza, ma umieć ten wiersz przekazać? Jak ktoś, kto nie ma poczucia rytmu, ma nauczyć się chodzić jak kowboj, papież, balerina? Bez poczucia rytmu nie opanuje się nawet gestykulacji. Słuch, poczucie rytmu i sprawność fizyczną badamy na pierwszym etapie rekrutacji na studia, na zajęciach na sali gimnastycznej, a potem na kolejnym egzaminie - wokalnym, już z akompaniamentem. Do tej ostatecznej komisji, przed którą jest się egzaminowanym indywidualnie, dostaje się około setki kandydatów. Tych, którzy przeszli poprzednie etapy.

A wygląd? Ma znaczenie?
Nie. Miał znaczenie w latach 50., 70. Wtedy mówiło się jeszcze o emploi i operowało np. pojęciem "amant". Patrzyło się na przystojnego mężczyznę i myślało: przydałby nam się do pewnych kreacji, pasowałby na przykład do roli Gustawa ze "Ślubów panieńskich". Ale czy Gustaw musi być przystojny, wysoki, świetnie zbudowany? Czy Gustaw krępy i niski nie mógłby zakochać się w Anieli? Poza tym ta fizyczność czasem może obracać się przeciw aktorowi, aktorce. Bo jeśli wypuszczamy stąd młodą, piękną dziewczynę, a potem ona zajdzie w ciążę, trochę się zestarzeje i przytyje 10 kilo, to nie chcemy, by z tego powodu myślała: moja kariera się skończyła, nie mam zawodu, to bez sensu. Chcemy wypuścić taką aktorkę, która powie: te 10 kilo więcej to ja, to 10 kilo więcej talentu, wyobraźni, wrażliwości. Dlatego ważniejsze dla nas, niż wygląd, jest to, jak kandydat się rusza, w jaki sposób mówi. A przede wszystkim: błysk w oku. Wrażliwość. Charyzma. Wyobraźnia. Zdolność nawiązywania kontaktów. Słowem: osobowość.

W jaki sposób sprawdzacie osobowość?
Kandydat, stając przed tą ostateczną komisją, musi przygotować swój repertuar: wiersz i prozę. Już sam wybór mówi nam, jakim jest człowiekiem. Ktoś inny wybierze Różewicza, inny Świetlickiego, inny Tuwima. Choć zdarza się, że przyjmujemy i kogoś, kto wyrecytuje "Lokomotywę" Tuwima, bo zrobi to w taki sposób, że pomyślimy: ten facet jest fenomenalny. Potem rozmawiamy z takim kandydatem. Sprawdzamy jego zdolności intelektualne, upodobania, wrażliwość. Bywa, że prowadzimy rozmowę w sposób poważny, bywa, że w żartobliwy. Czasem specjalnie chcemy zdenerwować młodego człowieka. Mówimy: proszę nas obrazić. Albo krzyczymy: "wynocha, nie dostajesz się", żeby sprawdzić, czy ten człowiek potrafi się postawić, zdenerwować, rzucić krzesłem.

Ponoć zadajecie też absurdalne zadania, np. zagranie czajnika.
Czemu zagranie czajnika jest absurdalne?

Jakbym dostała takie zadanie, nie miałabym nawet pomysłu, z której strony do tego się zabrać.
Aktor czasem zostaje sam na scenie, bez kostiumów, rekwizytów. I kiedy powie: "jak pięknie na mnie świecą gwiazdy", ma to zrobić w taki sposób, że widzowie mu uwierzą. Musi mieć w sobie niesamowite pokłady wyobraźni. I granie czajnika jest świetnym testem tej wyobraźni. Oczywiście my w tym możemy pomóc. Zapytać: a z czym kojarzy się pani czajnik? Z gorącem? Jak tę "gorącość" pokazać? Z parującą wodą? Może z jakimś dźwiękiem? A może z bezdomnymi, których kiedyś pani minęła i kątem oka zobaczyła, jak w czajniku gotują sobie herbatę? Od kandydatów, których chcemy przyjąć, musimy wymagać bardzo wiele. Bo potem oni całe życie mają pozostać tymi gorącymi, wiarygodnymi, prawdziwymi czajnikami.

Taki egzamin, w zasadzie ich cały jego zestaw, musi być dla takiego młodego człowieka niewyobrażalnie stresującym doznaniem.
A dla egzaminatorów nie? Wyobraża sobie pani, jaka to odpowiedzialność z tego tysiąca ludzi wybrać dwudziestu pięciu i przyjąć ich do tego świata, w którym żyje się piekielnie trudno? W którym prawdopodobnie wcale nie dostaną etatu w teatrze, a co chwilę będzie ich ktoś sprawdzał, poddawał krytyce.

A jednak zdarza się, że się mylicie. Jest wielu świetnych aktorów, którzy nie dostali się do Was na studia albo dostali się za drugim, trzecim razem.
Ale to, że ktoś przyjdzie do nas drugi i trzeci raz też o czymś świadczy. Że ma w sobie pokłady determinacji, charyzmy, coś, co nazywam reaktorem jądrowym. Tylko być może poprzednio my tego reaktora nie dostrzegliśmy lub on go nie potrafił pokazać. Paradoksalnie zaszkodzić mogą kursy przygotowujące do tego egzaminu. Ktoś, chcąc pomóc, mówi młodemu człowiekowi, że przed komisją ma zachować się tak albo tak. I ten młody człowiek stając przed nami, momentalnie zakłada potem nie swój kostium.

Jak już uda się komuś dostać na studia aktorskie w PWST, to czego go uczycie? Jakie ma zajęcia?
Jedną z najważniejszych zmian, jaka zaszła w ostatnich latach w teatrach, jest stosunek do ciała, gra ciałem. My nie możemy tego nie zauważać. Dlatego wprowadziliśmy szereg nowych zajęć - improwizacje ruchowe, formy i style ruchu scenicznego, ciało w przestrzeni scenicznej.

Czyżby teraz ciało zepchnęło słowo?
Słowo zawsze było i pozostanie najważniejsze w krakowskiej szkole teatralnej. Ale zmieniło się spojrzenie na ruch i na słowo w ruchu, na dramatyczność słowa. To nie znaczy, że wcześniej kwestia sprawności ruchowej była lekceważona - wręcz przeciwnie, kiedyś aktorzy mieli obowiązkowe zajęcia z szermierki i jazdy konnej, których dziś już nie ma. Ale dziś w teatrze mężczyzna częściej walczy o serce kobiety tańcem, niż szablą.

Czego jeszcze uczycie przyszłych aktorów?
Wiodące są zajęcia z tekstu, dzielące się na trzy bloki: wiersz, proza, scena. Wiersz to myśl, bardzo skondensowane uczucie. To język metafor, w pewnym sensie - skrótowy. Zupełnie inaczej jest z prozą, która zmusza nas do myślenia przez obraz. Aktor ma sam wyjść na scenę i nawet bez rekwizytów, bez kostiumów i oświetlenia, swoją wrażliwością i wyobraźnią umieć przenieść nas w inny świat. Być naszym przewodnikiem w tym świecie. Jeśli to już rozumie i potrafi, włączamy do planu zajęcia sceniczne, gdzie młody człowiek ma już partnerów. Wtedy dopiero studenci uczą się budować relacje z innymi i znajdować swoje miejsce na scenie, nawet jak jest na niej osiem osób, a nasza rola jest najmniejsza, prawie niewidoczna. Poza tym studia aktorskie to też lektury, lektury, lektury. Nasi studenci muszą czytać ich całe mnóstwo, ze wszystkich epok. I praktyki w teatrze, statystowanie. Musimy pilnować, żeby zajęć nie było więcej niż czterdzieści godzin tygodniowo, ale te studia wymagają też mnóstwa pracy poza planem zajęć.

Sporo tego.
Musimy mieć pewność, że wypuszczamy stąd dojrzałego, oczytanego, świetnie przygotowanego do tej pracy człowieka. Który potrafi wybierać - bo przecież dla większości ludzi to jest wolny zawód. Wypuszczając młodych aktorów, czujemy się trochę tak, jakbyśmy spuszczali ze smyczy szczeniaki, które mogą wpaść pod auto, biec do innych psów, zeżreć coś z ziemi... I to jest normalne. Sztuka polega na tym, by potem, kiedy ten świeżo upieczony aktor już wszystkiego spróbuje, mógł dojrzeć. Tak jak nasz absolwent Tomek Kot - przecież też próbował swoich sił w różnych filmach, także w mniej ambitnych serialach. A jak on teraz potrafi wybierać!

Musi Panią złościć, że wkładacie tyle pracy w każdego studenta, a potem gwiazdą jest taka Kasia Cichopek czy bracia Mroczek.
Czemu ma mnie denerwować? My dajemy "papier", który jest poświadczeniem, że nasz absolwent wiele umie, że jest przygotowany do tego zawodu. Kształcimy aktorów profesjonalnych. Ale jest też inna droga, by dostać się do tego zawodu. Na przykład Danuta Stenka nie jest po PWST - skończyła gdyńskie studium aktorskie. A raczej nikt nie wątpi, że jest profesjonalną aktorką.

Mroczek jest dobrym aktorem? Możemy go w ogóle nazwać aktorem?
Na fali deregulacji zawodów przybywa nam także aktorów. Ale czy wszystkich ich musimy nazywać artystami?... Skoro artystą nazywamy Jerzego Trelę? Aktorzy - amatorzy sprawdzają się w produkcjach filmowych, gdzie wielu ludzi na nich pracuje - ktoś go ustawi, drugi powie, gdzie spojrzeć, trzeci nagra, czwarty zmontuje. Ale na teatralnych scenach, gdzie żywy aktor jest sam wobec żywego widza, jakoś takich aktorów nie widać...

Może w ogóle aktor coraz częściej jest rzemieślnikiem, a coraz rzadziej artystą?
Ale to dobrze, niemniej profesjonalny aktor bywa artystą.

Ale zgodzi się Pani, że aktorstwo straciło ostatnio trochę magii, a aktorzy - trochę tajemnicy.
Tajemnicę traci się, kiedy ją się ujawnia, kiedy za dużo się papla. Kiedy udział w telewizyjnym show staje się ważniejszy niż gra w teatrze. Kultura masowa próbuje dziś wszystko zagarnąć: nie tylko teatr, ale i Kościół, praktyki religijne, życie społeczne i rodzinne. Trzeba mieć dużo klasy i mocny kręgosłup, żeby temu tsunami nie dać się porwać. Prawdziwi artyści to mają. Klasę.

Ewa Kutryś
Reżyser, pedagog, profesor w dziedzinie sztuk teatralnych. Reżyserowała spektakle m.in. w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie, Teatrze Bagatela, Narodowym Teatrze Starym. Od 2008 roku jest rektorem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rektor PWST: Czemu Kasia Cichopek ma mnie denerwować? [ZDJĘCIA] - Gazeta Krakowska

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

P
Paulina
Rewelacyjny wywiad. Ciekawe pytania, zgryźliwe i rzeczowe odpowiedzi. Przyjemnie się czytało.
A
Administrator
To jest wątek dotyczący artykułu Rektor PWST: Czemu Kasia Cichopek ma mnie denerwować? [ZDJĘCIA]
W
WOWWOWOW
KR141202AB_040.JPG

nz ewa kutrys
Wróć na i.pl Portal i.pl