Po tym, jak dwa lata temu opisywał katastrofę rosyjskiego samolotu wojskowego pod jego adresem posypały się groźby, ostrzegano go przed śmiercią. W grudniu 2016 roku dziennikarz pisał o katastrofie rosyjskiego transportowca Tu-154, który runął do Morza Czarnego wioząc na pokładzie rosyjskich wojskowych do Syrii. Z powodu niewygodnej dla Moskwy pracy dziennikarz przeniósł się najpierw do czeskiej stolicy, potem zamieszkał w Kijowie. Ten były korespondent wojenny pracował między innymi dla ukraińskiego kanału telewizyjnego ATR TV.
"Wszystko wskazuje na udział Rosji". J. Czaputowicz o zabójstwie dziennikarza Arkadija Babczenki w Kijowie
TVN24/x-news
CZYTAJ TAKŻE: Ukraina: Wymiana jeńców w Donbasie. 237 separatystów wymieniono na 74 Ukraińców
Informację o zastrzeleniu dziennikarza oficjalne potwierdziły ukraińskie władze. Jarosław Trakało, rzecznik ukraińskiej policji podał, że Babczenko dostał kilka kul w plecy. Zdaniem szefa kijowskiej policji Andryja Kryszczenko, Babczenko zginął z powodu swojej pracy, która była niewygodna dla wielu osób. Oficjalne dochodzenie w sprawie zabójstwa dziennikarza już się toczy.
Ukraiński prawnik Anton Haraszczenko mówił, że dziennikarz zginął, kiedy wyszedł do sklepu, zabójca czekał na niego w pobliżu.
Ukraiński premier Wołodyr Groysman nazwał zamordowanego dziennikarza prawdziwym przyjacielem Ukrainy, który opowiadał o rosyjskiej agresji na swojego sąsiada. – Morderca musi zostać ukarany – dodał premier.
CZYTAJ TAKŻE: Ukraina: Napięta sytuacja w Ługańsku. Prezydent Poroszenko zwołał gabinet wojenny
Na Facebooku ostatni wpis Babczenki mówił o tym, jak szczęśliwym był wreszcie człowiekiem od czterech lat. Pisał, że miał w planach wylot helikopterem z ukraińskimi wojskowymi w strefę wojenną na wschodzie kraju. Z planów jednak nic nie wyszło, bo zabrakło dla niego miejsca na pokładzie. Potem Babczenko dowiedział się, że prorosyjscy rebelianci zestrzelili maszynę i zginęło 14 osób. Babczenko wtedy napisał, że miał ogromne szczęście.
POLECAMY: