- Nie mam do niego żalu. Politowanie. Chodziłem wtedy o lasce i ich lekarz w Komendzie Wojewódzkiej napisał mu na kartce, że nie powinienem być w areszcie, ale ponieważ byłem redaktorem naczelnym Biuletynu Zarządu Regionu Lubelskiego [„Solidarności” - dop. red.] to on powiedział, że nie i później wyszedłem na interwencję Międzynarodowego Czerwonego Krzyża – powiedział dziennikarzom Zdzisław Bradel, jeden z internowanych, a zapytany o to, czego się domaga dodał: - Jasnej oceny moralnej tego kroku. Reszta należy do sądu.
W grudniu 2017 r. prokuratura IPN postawiła 89-letniego Sylwestra P. uznając, że wydając decyzje o internowaniu "każdorazowo powoływał jako ich podstawę prawną dekret o ochronie bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego w czasie obowiązywania stanu wojennego, w sytuacji gdy ten akt prawny nie został opublikowany i według powszechnie przyjętych zasad prawnych nigdy nie obowiązywał".
IPN oskarża byłego wicekomendanta milicji w Gdańsku o zbrodnie przeciw ludzkości
- Oskarżam Sylwestra P., że 12 grudnia 1981 jako funkcjonariusz państwa komunistycznego dopuścił się zbrodni przeciwko ludzkości i zarazem zbrodni komunistycznej – powiedziała prok. Lidia Żbikowska z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku, która oskarża P. o to, że bez podstawy prawnej podejmował decyzje o internowaniu wobec osób „o odmiennych poglądach politycznych i społecznych”.
Na wokandę w piątek 25 maja 2018 r. trafiły nazwiska około 80 z listy 105 pokrzywdzonych w sprawie, m.in. znanych opozycjonistów Karola Modzelewskiego, Henryka Wujca czy Janusza Onyszkiewicza.
Oskarżony 89-letni pojawił się na sali sądowej podpierając się balkonikiem. Tłumaczył, że jest dziś rencistą i inwalidą I grupy niezdolnym do samodzielnej egzystencji.
- Mam nerwicę, zanik mięśni. Mam rozrusznik serca – mówił Sylwester P. pytany przez sędzię Aleksandrę Siniecką-Kotulę o stan zdrowia.
- Do zarzucanych mi czynów nie przyznaję się. Odmawiam składania wyjaśnień – powiedział niemal 90-letni oskarżony. - Moje wątpliwości budzi ilość decyzji wymienionych w akcie oskarżenia. Jeżeli jakieś decyzje podpisałem to zawsze z upoważnienia ustnego lub pisemnego komendanta wojewódzkiego Jerzego A.
- Nie przyznaję się do niczego. Po 37 latach nie jestem w stanie stwierdzić czy cokolwiek podpisywałem. Nie chcę składać wyjaśnień – cytowała sędzia Aleksandra Siniecka-Kotula jego zeznania ze śledztwa złożone w listopadzie.
- Jak patrzyłem na tego człowieka to mi się go po prostu żal zrobiło: staruszek zniedołężniały, chory - mówił o oskarżonym syn internowanej decyzją wicekomendanta, nieżyjącej dziś Anny Walentynowicz, Janusz. - Nie wiem czy można czegokolwiek od niego oczekiwać w tej chwili. Myślę, że to powinna być taka symboliczna kara – uznanie go winnym i na tym to się powinno skończyć bo tamtych lat i tamtych zdarzeń w żaden sposób nie odwróci – zaznaczył.
Dodał, że wiceszef gdańskiego MO nie był „tylko trybikiem”, a proces jest potrzebny: - Chyba usłyszałem, mogę się mylić, jakąś arogancję i butę, czyli jakiś taki atrybut, którym posługiwał się w latach minionych. To mu zostało.
Pierwsi świadkowie zostaną przesłuchani 25 czerwca.
Info z Polski- 24.05.2018
POLECAMY NA DZIENNIKBALTYCKI.PL: