Spór o tajne materiały operacyjne CBŚ
Na ławie oskarżonych zasiada 12 osób, którym grozi do 15 lat więzienia. Połowa z nich przebywa w aresztach śledczych i do sądu została dowieziona przez policjantów. Pozostali odpowiadają z wolnej stopy. Obrońcy oskarżonych wystąpili z wnioskiem, aby odroczyć rozprawę. Powód? Niemożność zapoznania się z tajnymi materiałami operacyjnymi CBŚ, które zostały odtajnione, ale nie dotarły jeszcze do sądu.
Sędzia Tomasz Krawczyk oddalił ten wniosek, prokuratorowi Tomaszowi Sukiennikowi z Prokuratury Krajowej pozwolił odczytać akt oskarżenia i zaczął proces od zeznań tych oskarżonych, którzy chcą dobrowolnie poddać się karze. Jako pierwsza wystąpiła 39-letnia Magdalena D.. Przyznała się do tego, że 11 czerwca 2021 roku posiadała ponad 50 gramów amfetaminy, którą dostała na przetrzymanie od syna znajomego, co oznaczało, że – jak zapewniała – ani jej zażywała, ani nią nie handlowała.
Prokuratura: bracia "Sopel" na czele gangu
Według śledczych, na czele tej zorganizowanej grupy przestępczej stali dwaj bracia, 47-letni Dariusz S. i 38-letni Tomasz S., znani jaki bracia „Sopel”. Prokuratura zarzuca im, że kierując gangiem organizowali transakcje narkotykowe, ustalali dostawców i odbiorców trefnego towaru oraz negocjowali ceny zakupu i sprzedaży. Do obrotu wprowadzili 10 kg substancji psychotropowych w postaci kryształów 3 CMC wartych 260 tys. zł.
Śledczy ustalili, że głównym dostawcą narkotyków był 48-letni Piotr B. - „Bronek” z Głowna. Tam dochodziło do transakcji. Oskarżeni zwykle kupowali 1 kg środków odurzających płacąc 15 tys. zł, po czym sprzedawali po 26 – 40 zł za gram.
Narkotyki w klubach przy ul. Piotrkowskiej
W pewnym stopniu był to biznes rodzinny, ponieważ – według prokuratury – w proceder byli zamieszani: Krystyna S., matka braci „Sopel” oraz syn jednego z nich Dawid S. będący szefem ochrony popularnego klubu przy ul. Piotrkowskiej. To on decydował, kto zostanie wpuszczony do środka i kto będzie mógł tam handlować narkotykami. Wcześniej w klubie tym jako ochroniarz pracował jego wujek Tomasz S., jednak był ścigany przez policję i grunt palił mu się pod nogami. Dlatego zrezygnował z posady i swoje obowiązki przekazał krewniakowi.
Z gangiem była też związana Krystyna S., która trzymała u siebie pieniądze z narkobiznesu oraz prowadziła buchalterię, czyli posiadała bardzo cenne dla śledczych notatki i zapiski dotyczące obrotów i rozliczeń grupy. W jej mieszkaniu odbywały się spotkania z kontrahentami.
Z ustaleń prokuratury wynika, że gang miał swoich stałych odbiorców, którzy zajmowali się sprzedażą detaliczną. Rozliczali się oni z szefami grupy i pobierali kolejne porcje narkotyków, ale w ilości nie mniejszej niż jeden „pakiet” ważący 50 gramów.
