Do zdarzenia w Legnicy doszło 21 grudnia ubiegłego roku. Młody mężczyzna, przeciął przewód gazowy w legnickiej kamienicy. Jak się okazało miał problemy ze zdrowiem psychicznym. Dlatego zaraz po zatrzymaniu został skierowany do szpitala w Złotoryi. Jak się dowiadujemy tam próbował popełnić samobójstwo.
Jednak w ostatnim czasie lekarze orzekli, że jego zdrowie poprawiło się na tyle, że może być przeciwko niemu prowadzone śledztwo. Biegli z psychiatrii i medycyny sądowej ocenili, że może być zamknięty w areszcie a leczyć go można "w trybie ambulatoryjnym". Choć w areszcie we Wrocławiu jest oddział psychiatryczny. Kilka dni temu mężczyzna usłyszał zarzut spowodowania „bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy.” Ze szpitala w Złotoryi trafił do wrocławskiego aresztu. A tu na celę monitorowaną. I to tylko dlatego, że skierował go tam psychiatra badający go w areszcie. Zaraz po przyjęciu. Przepisał mu leki. Mimo to doszło do tragedii.
Jak to się stało, że pilnujący cel strażnik nie zauważył, że młody człowiek chce odebrać sobie życie? To będzie wyjaśniane w śledztwie wrocławskiej prokuratury Stare Miasto. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że aresztowany wykorzystał dwie związane ze sobą sznurówki. A życie odebrał sobie w taki sposób, że strażnik był przekonany, że więzień po prosu siedzi sobie na krześle. A on już nie żył.
Gdyby nie samobójstwo z pewnością śledczy z Legnicy sprawdziliby czy 21 grudnia ubiegłego roku był świadom co robi i mógł kierować własnym zachowaniem. Bo gdyby się okazało, że nie mógł to powinien być leczony w szpitalu a nie przetrzymywany w areszcie.
ZOBACZ TAKŻE: AKCJA ŁOWCY PEDOFILÓW WE WROCŁAWIU