Renata Bożek: Dostałam mejla od koleżanki, która zakochała się na urlopie w Barcelonie. Pisze: "Mam poczucie, że znamy się od lat". Do łóżka poszli na pierwszej randce, bo "szkoda życia na czekanie". Czy rzeczywiście nie ma na co czekać?
Danuta Prokulska-Balcerzak: Wakacyjna aura sprzyja takim porywom. Rodzące się wtedy poczucie: "Jest tak, jakbyśmy znali się od lat!" jest złudne, bo nie można poznać człowieka podczas kilku czy kilkunastu dni. Zdarza się, że wakacyjne wyjazdy bywają traktowane jak sanatorium. Gdy ktoś wyjeżdża zraniony, wtedy nowo poznana osoba wydaje się być ideałem, bo np. tamten cały czas krytykował, a ten się zachwyca. W atmosferze sa-natoryjnej można być skoncentrowanym, często nieświadomie, na wykorzystaniu seksu jako środka do leczenia emocjonalnych ran. Wtedy nie ma on nic wspólnego z prawdziwą więzią i bliskością, które buduje się dłużej niż kilka godzin. Dlatego wakacyjne "miłości" najczęściej kończą się rozczarowaniem.
Znam jednak pary, których znajomość tak właśnie się zaczęła, a były ze sobą przez kilka lat.
Mówisz: Były. Czyli już nie są. Trudno powiedzieć, czy z tego powodu, że poszły szybko do łóżka, ale być może to też mogło się do tego przyczynić. W modelu psychiki, który proponuje Zygmunt Freud, z jednej strony jest libido, czyli dążenie do przyjemności, również seksualnej, z drugiej - superego, czyli zakazy i nakazy, które przekazali nam rodzice, wychowawcy i kultura. Pośrodku jest ego, które musi balansować między chęcią osiągnięcia przyjemności a zasadami narzuconymi przez kulturę i wychowanie. Człowiek rozwija się przez frustracje - odmawianie sobie czegoś oraz przez przekraczanie tego, co zakazane. Jeśli żyjemy w świecie, w którym mówi się: "Róbta co chceta", to wtedy nie ma miejsca na napięcia rozwojowe, na wybory i ich konsekwencje. Nie musimy się zastanawiać - przekroczyć tabu czy nie. Bo przecież możemy bez trudu sięgnąć po przyjemność.
Z drugiej strony, jak zauważa słoweński filozof Slavoj Žižek, w naszym świecie, w którym niby wszystko wolno, pragniemy reguł jak kania dżdżu. Dotyczy to też randek, bo w internecie są miliony stron typu: 10 reguł randkowania.
Słyszałam też o radach: "Nowoczesna para powinna iść do łóżka na trzeciej randce. Jeśli to zrobi wcześniej, on nie potraktuje jej poważnie. Jeśli później, uzna za nudną. Mężczyzna, który proponuje seks przed trzecią randką, pokazuje, że nie zależy mu na związku. Jeśli ociąga się, ryzykuje, że kobieta pomyśli, że jest gejem". Na pierwszy rzut oka to śmieszne, na drugi przerażające. Rady dotyczące randkowania, a więc kiełkującej relacji, która być może przekształci się w więź, zwykle dotyczą zewnętrznych zachowań. Nie mówi się wtedy o czymś tak ważnym jak bliskość, która zdecydowanie jest czymś więcej niż bliskością podczas wakacyjnego seksu, ani o odpowiedzialności czy prawdzie w relacji. Wartościowe rzeczy wymagają wysiłku. Dotyczy to również relacji międzyludzkich.
A jeśli żyjemy w świecie, w którym bez instrukcji, na której randce iść do łóżka, nie da się już zbudować relacji miłosnej?
Nie dramatyzowałabym. Jeśli mamy ugruntowane poczucie własnej wartości, nie potrzebujemy takich wskazówek. Sami potrafimy tworzyć dojrzałe relacje. Odpowiedzialnie zadecydować, kiedy iść do przodu, a kiedy się zatrzymać. Nie musimy kombinować: No dobrze, jest już trzecia randka, więc muszę pójść z nią do łóżka, bo inaczej pomyśli, że mi na niej nie zależy. Problem w tym, że wielu z nas nie ma poczucia, że potrafi samodzielnie decydować, co jest dla nas dobre, a co nie. Dlatego zamiast nieustannie rozważać - seks na trzeciej randce czy później, lepiej skupić się na umocnieniu poczucia własnej wartości.
Najpierw trzeba poradzić sobie z własną historią, a dopiero później wchodzić w bliskie związki. Zastanowić się, jakie są nasze relacje z rodzicami i czy w partnerze nie szukamy ojca lub matki. Czy na pewno mamy za sobą żałobę po dawnym związku. W tym zastanawianiu się może pomóc ktoś zaufany, z kim będziemy mogli szczerze porozmawiać. Są też książki, dzięki którym można pogłębiać rozumienie siebie. Można wziąć udział w warsztatach psychologicznych, poszukać psychoterapeuty. Jeśli nie zadbamy w taki sposób o jakość związku, to wciąż będziemy nieświadomie traktować innych jak lekarzy, którzy mają zaleczyć rany po smutkach dzieciństwa lub odrzuceniu w dorosłości.
Przypomina mi się koleżanka, która po raz kolejny narzeka: Co za pech! Wydawało mi się, że wreszcie spotkałam mężczyznę swojego życia, a po miesiącu okazał się tak samo leniwy jak były. Gdy sugeruję, że może za wcześnie się do niej wprowadził, mówi, że poznać to najlepiej można się w łóżku.
Rozumiem, że każdy ma swoje metody poznawania drugiego człowieka, ale przykład twojej koleżanki pokazuje, że jej metoda nie działa dobrze. Jeśli ktoś decyduje się szybko na seks, warto, by zadał sobie pytanie: z kim idę do łóżka na pierwszej randce? Czy z tą konkretną kobietą lub tym mężczyzną? Zdecydowanie nie. Raczej ze swoim wyobrażeniem, z ogromną projekcją własnych oczekiwań i fantazji na temat tego kogoś, kto leży obok. A one często mają niewiele wspólnego z realną, nagą osobą w łóżku. Tak właśnie działa fantazja: przysłania konkretną osobę, ubierając ją w to, co chcemy widzieć. Dlatego szybkie wejście w relację seksualną oddala nas od prawdy o drugim człowieku i grozi rozczarowaniem.
Ale przecież to normalne, że w zakochaniu idealizujemy obiekt naszych westchnień.
Oczywiście, że to normalne. Co więcej, nie jest możliwe zakochanie się bez takiej idealizacji. Ale szansę na dobry związek mamy wtedy, gdy skonfrontujemy ten wyidealizowany obraz z rzeczywistością, na którą składają się również wady, np. on ciągle się spóźnia, a ona jest bałaganiarą. Relacja z prawdziwą osobą polega na tym, że budzi nasz zachwyt, ale też potrafimy spojrzeć na nią realnie, tzn. widzimy jej wady, czasami nas irytuje lub nudzi. I mimo wszystko z nią jesteśmy. Tylko związek, w którym przeplatają się miłość i nienawiść, ma szansę na przetrwanie. Wiele osób uważa, że w byciu z drugą osobą najważniejsze są harmonia i zgoda. Dlatego boimy się przyznać: tak, on czasami doprowadza mnie do sza-łu, tak, ona bywa ogromnie denerwująca. Boimy się, że to oznacza koniec miłości. Tymczasem patrzenie na drugą osobę zarówno przez pryzmat jej braków, jak i zalet daje możliwość, że związek będzie trwały. Bo wtedy, gdy przyzwyczajenia partnera doprowadzają nas do białej gorączki, to co nas przy nim trzyma, to świadomość jego zalet. I odwrotnie, kiedy ją lub jego idealizujemy, to irytacja z powodu jej wad urealnia naszą relację, czyli powoduje, że mamy kontakt z rzeczywistym parterem, a nie wyidealizowanym aniołem.
Czy więc z pójściem do łóżka lepiej poczekać, aż ukochany zacznie nas wkurzać?
Słyszę, że dopytujesz się jednak o receptę (śmiech). Nie ma jednej recepty, a jeszcze w tak indywidualnej kwestii jak współżycie seksualne. To, czy i kiedy para decyduje się na ten krok, zależy m.in. od ich dojrzałości emocjonalnej, hierarchii wartości. Uważam jednak, że pierwszy kontakt seksualny powinien odbyć się w bezpiecznych warunkach. Chodzi o wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, świadomość siebie i własnej decyzji, poczucie więzi z partnerem. Wakacyjny seks przeżywany zgodnie z poradnikami rzadko temu sprzyja. Jest to ważne z tego powodu, że nasza psychika zapamiętuje te pierwsze doświadczenia (chodzi o pamięć emocjonalną) i potem rzutuje je na każdy następny kontakt seksualny.
To co, lepiej kierować się radami babć i matek: Nie idź z nim szybko do łóżka, bo pomyśli, że jesteś łatwa?
Znów cię rozczaruję. Nie mam konkretnych rad, bo świat uczuć i związków jest tak złożony, że nie można powiedzieć, że jakieś zachowanie będzie dobre dla każdego. Jeśli świadomie decyduję się na przestrzeganie wartości, którymi żyje moja rodzina, i np. uważam, że warto najpierw się dobrze poznać, a dopiero potem iść ze sobą do łóżka, może to wzmacniać mnie i mój przyszły związek. Jak ludzie czekają z seksem, to sam fakt czekania i mierzenia się z wątpliwościami "teraz czy jeszcze nie", jest rozwojowy, bo konfrontuje ich z własnymi ograniczeniami, potrzebami i systemem wartości.
A jeśli ktoś zwleka z pójściem do łóżka z partnerem, bo obawia się, co powiedzą rodzice?
Choć na pierwszy rzut oka wydaje się słuszne, że np. ktoś chce czekać z seksem do ślubu, jeśli jest to podszyte lękiem o to, co powie realny lub symboliczny rodzic, to taki człowiek nie wydoroślał. Wciąż żyje w nieświadomym, lękowym dialogu z mamą i tatą… I wtedy zmniejsza się jego szansa na bliskość fizyczną i psychiczną z partnerem, bo tej nieświadomej obecności rodziców jest aż tak dużo. Bardziej chodzi o to, by świadomie uznać za swoje pewne przekonania, wartości, poglądy. I na ich podstawie decydować.
Jak rozróżnić świadomą decyzję odkładania seksu od tej powodowanej lękiem?
Jeśli ktoś myśli: "Mam nadzieję, że matka/ojciec nigdy się nie dowie, że zrobiłam to przed ślubem", albo: "A właśnie że zrobię starym na złość i pójdę do łóżka", to jego decyzja wciąż bazuje na pełnym lęku lub złości odniesieniu do rodziców. Natomiast jeśli młodzi ludzie przyjęli za swoje zasady, o których słyszeli w domu, np. że seks jest ważną sprawą w związku i może go wzmacniać, to ich konkretne wybory będą odnosić się do świata wartości, który być może dopiero kształtuje się jako samodzielny, ale jest ich. Wtedy też łatwiej wziąć odpowiedzialność i ponosić konsekwencje za swoje wybory.
Czy więc ktoś, kto zawsze czekał miesiące na seks, powinien z następnym partnerem szybko pójść do łóżka?
Rzucanie się z jednej skrajności w drugą nie rozwija naszej osobowości, nie wzmacnia naszego poczucia wartości i pewności siebie. A bez tego nie ma szans na dobry związek. Zasada złotego środka polega na tym, żeby pewne zasady wziąć z rodziny, ale dodać do tego coś własnego. To my sami musimy uzmysłowić sobie, czym dla nas jest seks, dlaczego i kiedy chcemy fizycznej bliskości z tą właśnie osobą, jak to się ma do naszych przekonań. Niekoniecznie to, co jest lansowane przez popkulturę, jest dobrym budulcem dla trwałości i głębokości relacji. Umiejętne pokierowanie własnym erotyzmem, traktowanie seksu jako ważnej części tworzonego związku może być bardzo pozytywnym, powiedziałabym uskrzydlającym doświadczeniem nie tylko na parę wakacyjnych dni, ale na całe życie.
Jeśli szukasz swojej drugiej połowy w internecie:
***
Pamiętaj o dobrym wychowaniu i odpisuj na mejle w ciągu trzech dni.
- Jeśli ktoś nie odpisze na twój list w ciągu trzech dni, daj sobie z nim spokój. Chyba że potem wiarygodnie wyjaśni swój nietakt i wyda ci się na tyle interesujący, że zechcesz mu wybaczyć. Nie odpisuj na listy nieuprzejme, zdawkowe, typu: Co słychać? i nie podpisane imieniem.
- Pamiętaj o powściągliwości i poczekaj z wyznaniami miłosnymi zachwytami do spotkania.
- Nie bombarduj potencjalnych Romeo lub Julii listami. Jeśli ktoś nie odpisuje, pogódź się z tym, że nie jest zainteresowany znajomością z tobą. Cóż, jego strata!
- Nie zapominaj, że oprócz internetu istnieje prawdziwe życie, w którym możesz kogoś spotkać. Dlatego nie wychodź z imprezy, zanim się zacznie, żeby sprawdzić, czy ktoś do ciebie nie napisał.
Pamiętaj o powściągliwości i poczekaj z wyznaniami miłosnymi oraz opowieściami o sobie do spotkania.
- W randkowaniu zawsze kieruj się swoim rozsądkiem i doświadczeniem. Zasady dotyczące internetowych randek traktuj z przymrużeniem oka.
Danuta Prokulska-Balcerzak, psycholog kliniczny, psychoterapeuta, współpracuje z IPSI w Warszawie