Ja kompletnie pomijam rytualne tokowanie twardych interesariuszy oby stron. Mam na myśli ludzi, którzy fizycznie i finansowo zależą od tego, kto wygra. Bo kasa, bo układy, bo szanse na stołki lub wizja ich utraty, bo – last but not least – ułaskawienie albo odsiadka.
Mówię o tych, którzy – mając swoje polityczne sympatie i światopoglądowe preferencje – nie muszą interesownie wyłączać sobie myślenia. A mój problem bierze się stąd, że albo oni już – poza moim, dość wąskim kręgiem znajomych – wymarli, albo wybrali wewnętrzną emigrację i bezpieczne nieodzywanie się w socialach.
Optymistyczne obstawiam tę drugą wersję, bo też umówmy się: ilość toksycznego nawozu, który produkują aktywiści, jest zwyczajnie przytłaczająca. Ale to już przerabialiśmy w ostatnich wyborach. Nowością jest to, że nikt z wyborczego wyścigu, w pamiętanej historii, nie stanął pod zarzutem tak ciężkim jak Nawrocki. I że nikt się z niego tak nieporadnie, jak kandydat i jego sztab, nie tłumaczył.
Zauważcie, że ja dotąd nadal nie jestem po żadnej stronie, stwierdzam fakty. Zarzut, że Nawrocki nie poznawał gdańskich gangsterów, żeby ich resocjalizować, tylko żeby od nich uczyć się metod wyłudzania mieszkań komunalnych – jest dość ciężki, nie sądzicie? Z kolei ze zdaniem, że obrona kandydata przez multiplikowanie kolejnych, wzajemnie sprzecznych wersji całej historii, była tragiczna, zgadzają się, nawet jeśli niechętnie i półgębkiem, najtwardsi pisowcy (poza Terleckim).
Mam sąsiada (w sensie: 300 metrów na wsi, a nie inna dzielnica w mieście). Człowieka znam dość dobrze i raczej lubię. Pomógł mi zresztą w jakiejś sytuacji życiowej kiedyś sporo. Chciałem napisać: pomógł bezinteresownie, ale to słowo zostało tak zgwałcone w ostatnich dniach, że sobie daruję. W każdym razie ten sąsiad ma problem podatkowy, w sensie: spore długi urzędowe ma.
Mogę przyjaźnie słuchać jego tłumaczeń i racjonalizacji tej sytuacji. Mogę go wspierać i potakiwać, darując sobie krytyczną analizę wypowiedzi. Ale nie mogę – obaj nie możemy – usiąść na grillu i powiedzieć: w sumie to stary ty nie masz długów, ty jesteś ofiarą zmowy (Tuska, Niemców, ABW - wstaw, co ci pasuje). Możemy co najwyżej powiedzieć: masz długi, ale to nie twoja wina, tylko skutek zmowy (znów: wstaw, co ci pasuje).
I mam też telewizor. A tam widzę rozmowę red. Piaseckiego z panem Sasinem. W czwartek rano (08.05) – czyli dzień po ogłoszeniu przez PiS kanonizacji Karola Nawrockiego - bo on zło dobrem zwyciężył, oddając mieszkanie na cele charytatywne. Stop (pamiętając o ministrach Szydło i ich premiach) – powiedział, że podaruje.
I Piasecki mówi przez piętnaście minut: w akcie notarialnym stoi, że Nawrocki dał panu Jerzemu 120 tys., a Nawrocki się przyznał, że nie dał od razu, tylko przez kolejne lata w bliżej nieokreślonych płatnościach.
A Sasin przez 15 minut na to: wcale nieprawda, bo dał i wszystko jest w porządku a reszta to atak (wstaw, co ci pasuje).
A akt notarialny mówi od 13 lat: Karol i Marta, małżonkowie Nawroccy, oświadczają, że zapłacili na rzecz Jerzego Ż. całą cenę sprzedaży w kwocie 120 000 złotych, co Jerzy Ż. potwierdza.
No żeż… Albo nie. Darujmy sobie soczyste epitety i nie wzmacniajmy i tak już rozhuśtanych, społeczny emocji. Sasin wierzy, że ziemia jest płaska a Bóg ją stworzył 7 tys. lat temu. Wierzy też, że w języku polskim czas przeszły dokonany podlega dyskusji (w sensie, że „zapłacił”, to wcale nie znaczy, że zapłacił, tylko że np. zapłaci kiedyś (czas przyszły prosty). I że można tym żonglować, zwłaszcza w aktach notarialnych.
I co mu zrobisz, wyborco? Bo co do kandydata Nawrockiego, to swoje zrobiła już kandydatka Biejat, choć zupełnym przypadkiem. Jak ktoś zauważył: wykatastrowała go. Co tzw. mądrość ludowa chyba już zauważyła, biorąc pod uwagę tytułową zaśpiewkę.
