Prezes Paweł Żelem zaciera ręce, bo właśnie takie transfery lubi najbardziej. Takie, czyli opierające się na pozyskaniu zawodnika bez kontraktu, a więc nie trzeba płacić choćby złotówki innemu klubowi.
Dziennikarze z Bułgarii są przekonani, że transfer jest na ostatniej prostej. Na stronie sportal.bg można przeczytać, że do finalizacji i podpisania dwuipółletniego kontraktu pozostały testy medyczne. Sławczew jeszcze dziś (tj. w środę 28 grudnia) ma stawić się w Gdańsku. Miał przylecieć nawet we wtorek, jednak problemy z lotem opóźniły całą procedurę o jeden dzień. Bułgarzy wspominają, że Sławczew pożegnał się już z klubowymi kolegami oraz menedżerem i jest zdecydowany na przejście do Lechii.
Będzie to dla niego powrót do Lechii po czterech i pół roku przerwy. Odszedł po sezonie 2017/18 do Qarabagu Agdam, z którym wywalczył dwa mistrzostwa Azerbejdżanu, choć tylko w pierwszym roku odgrywał jakąkolwiek rolę w drużynie. Później stracił miejsce w składzie i musiał szukać nowego miejsca pracy. Wrócił do Bułgarii do Lewskiego Sofia, lecz trudno powiedzieć, by jego kariera wróciła na właściwe tory. Grał epizodycznie. Później zamienił klub na Łokomotiw Sofia. W obecnych rozgrywkach występował regularnie, jesienią zaliczył szesnaście spotkań w lidze.
Po raz pierwszy zwiąże się z Lechią definitywnym kontraktem. Wcześniejsze dwa sezony w Lechii spędził tu w ramach wypożyczenia ze Sportingu.
W biało-zielonych barwach rozegrał jak dotąd 50 meczów i strzelił jednego gola.
Transfer sprawi, że trener Marcin Kaczmarek nieoczekiwanie będzie miał kłopot bogactwa w środkowej strefie boiska. Przypomnijmy, że Sławczew to środkowy pomocnik. Będzie walczył o miejsce w składzie z Maciejem Gajosem, Jarosławem Kubickim, Joerim de Kampsem, Jakubem Kałuzińskim, Janem Biegańskim i Marco Terrazzino.
