Tą sprawą na początku roku żyła cała Polska. Bestialsko pobitego czteromiesięcznego szczeniaka Fijo znalazła 27 stycznia jego właścicielka, mieszkanka Chełmży koło Torunia.
Tego dnia wraz z dziećmi kobieta przebywała u rodziny. Z Fijo został jej mąż. Gdy wróciła do domu, jej pies leżał w kałuży krwi. Miał wybite zęby, połamane żebra i uszkodzony kręgosłup. Jak określili to później badający go weterynarze, Fijo był tak bity, że „tkanki miękkie były zeszlifowane praktycznie do kości”.
Właściciel psa, 30-letni Bartosz D. uciekł i zaczął ukrywać się przed policją. Prokuratura wystawiła za nim list gończy. W jego poszukiwanie zaangażowali się internauci z całej Polski.
Na początku marca Bartosz D. został zatrzymany u rodziny pod Toruniem. Tłumaczył się, że pod wpływem alkoholu przewrócił się na psa, a także, że „kocha zwierzęta”.
Prokuratura nie dała wiary tym zapewnieniom. Zdaniem biegłych weterynarzy pies mógł być kopnięty, zrzucony lub uderzony z góry nieznanym przedmiotem. Bartosz D. trafił tymczasowo do aresztu.
Opiekę nad skatowanym psem zapewniła Fundacja dla Szczeniąt Judyta. Ludzie z całej Polski wpłacali pieniądze na jego leczenie. Fijo trafił najpierw do przychodni w Mazańcowicach koło Bielska- Białej, później do klinik w Czechach i w Portugalii. Niestety z powodu urazu kręgosłupa nie udało się przywrócić mu władzy w nogach.
W sierpniu Fijo otrzymał specjalistyczny wózek inwalidzki dla zwierząt. Od tej chwili mógł samodzielnie się przemieszczać. Mimo ciężkich przeżyć nie zwątpił w człowieka. Pozostał radosnym i pogodnym pieskiem.
Jednak miesiące mijały, a Fijo nadal czekał na kogoś, kto go przygarnie. Okazało się bowiem, że trudno znaleźć osobę, która zapewni mu odpowiednie warunki.
- Mieliśmy dużo telefonów jednak nie każdy jest w stanie zająć się takim psem - przyznaje Małgorzata Brzezińska z Fundacji dla Szczeniąt Judyta. - Piesek nie trzyma moczu i kału, nie wstanie, żeby się załatwić. Dlatego nie można go zostawiać samego w domu, bo wszystko będzie ubrudzone - przyznaje Brzezińska.
Konieczna była rodzina w której ktoś cały czas przebywa w domu, mająca domek lub mieszkanie z windą. A także wystarczająco dużo sił, by 15-kilogramowego Fijo wsadzać codziennie na wózek.
Fijo czekał na adopcję siedem miesięcy. Dwa tygodnie temu, po kolejnym reportażu o smutnym losie psa usłyszała o nim rodzina z Łodzi. Spotkała się z Fijo i obie strony od razu przypadły sobie do gustu.
Łodzianie mają już dwa inne psy. - Rodzina ma potrzebne doświadczenie i wielką empatię - podkreśla Brzezińska. - Ma też środki i możliwości, by pomóc Fijo lepiej korzystać z życia - zapewnia.
Tymczasem 13 listopada w Toruniu ma się odbyć pierwsza rozprawa w sprawie Bartosza D. Za znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem grozi mu do trzech lat więzienia.