Pięciominutowy filmik pokazuje wypadek na Dunajcu. Widać na nim, jak załoga słowackiej tratwy z kilkunastoma osobami wpada na podwodne skały. Mimo że łódź nabiera wody, flisacy nie dbają o ewakuację turystów, tylko starają się wypchnąć swój pływający sprzęt na wodę. Udaje im się to, gdy wszyscy wchodzą do rzeki, która w tym miejscu sięga kolan.
- Aż się dziwię, że w tej sytuacji nikomu nic się nie stało. Ludzi na śliskich kamieniach mógł porwać nurt - mówi Jan Sienkiewicz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Flisaków Pienińskich. Zgadza się, że do wypadku doszło, bo na łodzi było zbyt wiele osób. Zrobiła się ciężka i osiadła na kamieniach.
Zarówno polskie, jak i słowackie przepisy nie pozwalają zabierać na łódź więcej niż 12 dorosłych. Na filmie widać jednak, że w czasie wypadku na tratwie było więcej ludzi. - To mnie nie dziwi - mówi Sienkiewicz. - Przeładowane słowackie łodzie widzę codziennie. Słowaków nikt nie kontroluje.
Okazuje się, że zasady funkcjonowania flisaków w obu krajach odbiegają od siebie. W Polsce pływać po Dunajcu mogą tylko członkowie Stowarzyszenia Flisaków Pienińskich. Za południową granica ten przywilej dostaje niemal każdy. - Pozwolenie na pływanie ma kilka firm - mówi Ana Kovalska ze Słowackiego Pienińskiego Parku Narodowego. - Nie sprawdzamy liczby pasażerów. Czasem robi to agenda Ministerstwa Transportu. Dawno ich jednak nie było.
Słowaccy flisacy nie chcieli wczoraj z nami rozmawiać. Mówią, że film pokazuje jednostkowy incydent, który nagłośniła polska konkurencja. O przeładowanych tratwach na Słowacji świadczą jednak zdjęcia na internetowych stronach flisaków. Widać, że przewożą po 16 osób. Kuszą też możliwością negocjowania cen przy większej liczbie chętnych na spływ.
Małopolska kolesi z partyjnego nadania sporo nas kosztuje. Sprawdź, kto zajmuje "ciepłe" posady w regionie!
Trwa konkurs na Miss Lata. Zgłoś swoją kandydaturę!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!