Jest przełom w sprawie Krzysztofa Siweckiego, pacjenta, który 18 marca 2019 roku trafił do Szpitala Miejskiego w Sosnowcu, gdzie przez dziewięć godzin w fatalnym stanie czekał na pomoc. Tej nie otrzymał na czas, a w efekcie zmarł.
Lekarz Sławomir Ś. 24 listopada 2020 roku usłyszał w Prokuraturze Regionalnej w Katowicach zarzut umyślnego narażenia pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia, skutkującego nieumyślnym spowodowaniem jego śmierci.
Zobacz koniecznie
- Mając na względzie dobro prowadzonego postępowania, w tym stan zaawansowania postępowania dowodowego, jedynie możliwym obecnie jest wskazanie, iż podejrzany nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, korzystając z przysługującego mu uprawnienia do odmowy składania wyjaśnień - odpowiada prok. Ireneusz Kunert na pytania DZ.
Byłemu lekarzowi ze Szpitala Miejskiego w Sosnowcu, wkrótce po tym zdarzeniu został zwolniony, grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Wcześniej pisaliśmy
Rodzina będzie domagała się odszkodowania ze strony szpitala
Szpital Miejski w Sosnowcu nigdy nie skontaktował się z rodziną zmarłego. Przeprosiny zostały przekazane jedynie za pośrednictwem mediów.
- Czuję przede wszystkim żal i ból po stracie brata. Często wracam pamięcią do tych nieszczęsnych godzin. Nie ukrywam, że jest to bardzo trudne dla mnie i reszty rodziny - przyznaje Tomasz Siwecki, brat Krzysztofa.
Prokuratura Rejonowa Sosnowiec-Południe wszczęła śledztwo z urzędu, które później zostało przekazane wyższym instancjom. Rodzina nie wyklucza jednak, że po zakończeniu sprawy złoży jeszcze pozew cywilny o odszkodowanie.
- Prace od dłuższego czasu bardzo intensywnie toczą się w prokuraturze, gdzie przesłuchano kilkadziesiąt osób, zebrano szereg dowodów i ekspertyz. Czekamy tylko, aż ta sprawa się zakończy, a później będziemy podejmować kolejne kroki - zapowiada Tomasz.
Śmierć pacjenta w Sosnowcu
Poniedziałek, 18 marca 2019 roku, był dniem tragicznym dla Krzysztofa Siweckiego oraz jego rodziny. Mężczyzna około godz. 10.30 trafił ze skierowaniem od lekarza rodzinnego do szpitala przy ul. Zegadłowicza w Sosnowcu. Jego noga była opuchnięta, sączyła się z niej krew, wszystko wskazywało na zator. Mimo to, podczas triażu otrzymał kolor zielony, czyli uznano, że nie potrzebuje natychmiastowej pomocy.
Krzysztof słabł z minuty na minutę, tracił coraz więcej krwi. Jego rodzina opisywała, że jedyną osobą, która wykazała prawdziwe zainteresowanie pacjentem, była sprzątaczka. Kobieta co kwadrans wymieniała ręcznik pod jego nogą.
- Czułem się jak w horrorze - mówił Tomasz Siwecki, brat pacjenta. - Stan Krzysztofa się pogarszał, ale nikt nie chciał tego widzieć. Mogę to porównać do sytuacji, w której ktoś siedziałby na izbie z odciętą ręką, a przechodzący lekarze pytali go, jak się czuje - dodawał.
Na interwencję lekarzy czekał ponad dziewięć godzin, ale wtedy było już za późno. Zmarł po przewiezieniu do szpitala w Chorzowie.
Bądź na bieżąco i obserwuj
