Krzysztof był okazem zdrowia. Nie chorował, był aktywny. Empatia i zrozumienie dla ludzi potrzebujących pomocy nie były mu obce. Był honorowym dawcą krwi. Jednak w poniedziałek 18 marca to on dramatycznie potrzebował pomocy. Czas był tu kluczowy. W poniedziałek rano mężczyzna poczuł ból lewej nogi. Zaczęła puchnąć i sinieć. Wtedy z bratem Tomaszem pojechali do lekarza rodzinnego.
CZYTAJCIE KONIECZNIE
PROKURATURA MA JUŻ ZAPISY MONITORINGU I WYNIKI SEKCJI ZWŁOK
ZOBACZCIE ZDJĘCIA
Poniedziałek, godz. 10
Relacja rodziny jest wstrząsająca. Krzysztof i jego brat słyszą od lekarki w przychodni, że sprawa jest poważna.
- Pani doktor obejrzała nogę i powiedziała, że brat powinien jak najszybciej zgłosić się do szpitala - mówi Tomasz Siwecki. - Lekarka poleciła nam nawet szpital przy ulicy Zegadłowicza. To kilka przecznic. Byliśmy tam w dziesięć minut - opowiada Tomasz.
Czytajcie koniecznie:
Konał w męczarniach w szpitalnej poczekalni na izbie przyjęć
Poniedziałek, godz. 10.30
Krzysztof i Tomasz wchodzą na izbę przyjęć Sosnowieckiego Szpitala Miejskiego. Bratowa Krzysztofa wspomina:
- Krzysztof z opuchniętą i siną nogą od kolana w dół wszedł na izbę o własnych siłach około 10.30. Został tam skierowany w trybie pilnym przez lekarza rodzinnego. Na skierowaniu było napisane, że problemem puchnięcia są naczynia. Wszystko wskazywało na zator, stan zagrażający życiu. Mimo to dostał na izbie kolor zielony z oczekiwaniem powyżej 4 godzin. Z nogi cały czas sączył się płyn z krwią.
Takich śladów płynu Krzysztof pozostawił po sobie mnóstwo w całej izbie, w windzie, toalecie... - Nikogo to nie zainteresowało - podkreśla pani Anna. Z relacji bliskich wynika, że gdy Krzysztof trafił do izby przyjęć, czekało tam od sześciu do najwyżej dziesięciu pacjentów. Wydawało się, że lekarz zbada go w stosunkowo krótkim czasie.
Poniedziałek, godzina 12
Krzysztof doczekał się pierwszej reakcji. - Około 12.00 mąż zawiózł szwagra na badanie drożności żył. Potem zjazd na izbę i czekanie. Długie czekanie. W tym czasie Krzysztof tracił głos, bełkotał, kiedy podniósł się z wózka, natychmiast tracił równowagę, był roztrzęsiony. Rano rozmawiał i zachowywał się normalnie. Kiedy mąż mówił o tych objawach napotkanym na izbie lekarzom, został zignorowany - opisuje Anna Siwecka.
Poniedziałek, godz. 13
W izbie przyjęć nie ma tłumów. Jak wspominają bliscy, czekają może trzy - cztery osoby. Wśród nich Krzysztof. Jego stan jest coraz gorszy. Noga niemiłosiernie boli. Po wykonanym badaniu znowu kolejne godziny czekania.
- Lekarze przechodzili często. Pomimo próśb żaden z nich nie zajął się profesjonalnie męczącym się szwagrem. Tylko zdawkowe pytania: boli? Jak się pan czuje? Jedyną osobą, która zajmowała się Krzysztofem, była pani sprzątająca, która co 15 minut wymieniała ręczniki spod nogi - pisze bratowa Krzysztofa.
Pacjent zmarł w szpitalu w Sosnowcu. Konał w męczarniach 9 g...
Poniedziałek, godz. 16
Słabnącym z minuty na minutę pacjentem zaczynają się interesować inni oczekujący na pomoc ludzie. Noga krwawi i boli. Ludzie podchodzą, pytają, co się dzieje. Krzysztof cały czas krwawi. Na podłodze izby przyjęć wciąż obok jego nogi widać plamę krwi pomieszaną prawdopodobnie z ropą. Według bratowej, noga jest już wtedy w katastrofalnym stanie. Sinofioletowa. Wciąż leje się z niej krew. Boli.
- Czułem się jak w horrorze - mówi brat pacjenta. - Stan Krzysztofa się pogarszał, ale nikt nie chciał tego widzieć. Mogę to porównać do sytuacji, w której ktoś siedziałby na izbie z odciętą ręką, a przechodzący lekarze pytali go, jak się czuje - mówi.
Poniedziałek, godz. 17.20
O godzinie 17.20, po siedmiu godzinach pobytu na izbie, Krzysztofa umieszczono na leżance i zmierzono mu ciśnienie krwi. Jak twierdzi bratowa, ciśnienie wynosiło 66/46. - To stan zapaści. Obecna już wtedy mama Krzyśka prosiła pielęgniarki o pomoc. Krzysztof powoli tracił życie - pisze kobieta.
Poniedziałek, godz. 19.20
Po około 9 godzinach od wejścia na izbę, szpitalny personel zaczyna ratować Krzysztofa. Pacjent wciąż krwawi. Traci przytomność.
- Do szwagra została skierowana pani psychiatra bądź psycholog. W tym czasie Krzysiu zwymiotował i stracił przytomność - opisuje bratowa.
Poniedziałek, godz. 22
Krzysztof nie odzyskał przytomności. Około 21 lekarz wezwał karetkę, by przewiozła będącego już w bardzo ciężkim stanie pacjenta do specjalistycznego szpitala w Chorzowie. Krzysztof kona. Nie zdążył wsiąść do karetki. Zmarł w izbie przyjęć około godziny 22.
Wtorek, 19 marca
Szpital telefonicznie powiadamia prokuraturę o śmierci Krzysztofa. Prokuratura Sosnowiec Południe wszczyna śledztwo.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie o śmierci młodego mężczyzny ze szpitala. Przyjęliśmy je 19 marca rano. Szpital zgłosił, że 18 marca, około 22, w izbie przyjęć zmarł młody mężczyzna. Takie zawiadomienie to standardowa procedura w podobnych wypadkach - mówi Magdalena Ziobro, prokurator rejonowa prokuratury Sosnowiec Południe.
Śledztwo toczy się z paragrafu dotyczącego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, powiązanego z paragrafem o nieumyślnym spowodowaniu śmierci.
Środa, 20 marca
Sekcja zwłok Krzysztofa. Uczestniczy w niej prokurator. Śledczy czekają na opinię biegłego lekarza. Zdruzgotana Anna Siwecka zamieszcza wstrząsający wpis na Facebooku. Pisze o znieczulicy, braku empatii w szpitalu, o cierpieniu szwagra, o braku zainteresowania cierpiącym człowiekiem, który skonał pod okiem lekarzy i pielęgniarek, w miejscu, w którym można było oczekiwać zrozumienia, empatii i przede wszystkim pomocy. Na udostępniany przez internautów wpis reaguje prezydent Sosnowca. Szpital jest bowiem placówką miejską.
- Człowiek, który w poszukiwaniu pomocy oddaje swoje życie w ręce specjalistów, nie może tej pomocy zostać pozbawiony. Nie tak w służbie zdrowia ma wyglądać opieka nad chorymi - napisał na Facebooku Arkadiusz Chęciński.
Czwartek, 21 marca
Prezes Sosnowieckiego Szpitala Miejskiego Dariusz Skłodowski po raz pierwszy zabiera głos w tej sprawie. W rozmowie z DZ podkreśla, że współczuje rodzinie. Nie chce powiedzieć, co nie zadziałało w jego szpitalu, co poszło nie tak. Jak twierdzi, placówka ma monitoring, nagrania trafią do śledczych. Wtedy będzie można przeanalizować, co działo się w izbie. Prezes czeka na raporty komisji ds. zdarzeń niepożądanych, jaką powołano w szpitalu.
Kilka minut później na stronie internetowej szpitala publikuje oświadczenie:
„Przepraszam za to, iż nie spełniliśmy Państwa oczekiwań i nie uratowaliśmy życia naszemu pacjentowi. Jest mi niezmiernie przykro z tego powodu i jeszcze raz bardzo przepraszam. Obiecuję, że zrobimy wszystko, by wyjaśnić w sposób jednoznaczny przyczyny śmierci. Ze względu na prowadzone śledztwo i wewnętrzne postępowanie wyjaśniające nie mogę obecnie komentować tego tragicznego zdarzenia”.
Czytajcie koniecznie:
Konał w męczarniach w szpitalnej poczekalni na izbie przyjęć
Śmierć pacjenta na Izbie Przyjęć w Sosnowcu. Śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Katowicach
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Czy trzeba płacić opłaty za użytkowanie wieczyste?
Jak będzie działała ustawa frankowa
