Na piątkowej rozprawie analizowano wątek badań antropologicznych, które zostały przeprowadzone podczas eksperymentu procesowego z udziałem pozorantów. Biegli mieli zidentyfikować, czy na nagraniach faktycznie widać Ewę Tylman i Adama Z. ich tożsamość nie budziła wątpliwości.
Zobacz też: Zobacz: Zdjęcia z monitoringu z nocy zaginięcia Ewy Tylman
Biegli wskazali natomiast, że w chwili, gdy oskarżony pojawił się na zapisach monitoringu sam, poruszał się zdecydowanie szybciej niż podczas drogi z 26-latką.
– W tak zwanej drodze powrotnej, gdzie jest zarejestrowany tylko mężczyzna zmierzone wartości prędkości wyraźnie są większe niż dla poprzednich lokalizacjach – powiedział Michał Rylich, biegły antropolog.
- Monitoring to jeden z kluczowych dowodów w sprawie. Mamy potwierdzenie, że na filmach jest podejrzany, a w momencie, kiedyoddala się z miejsca zdarzenia, następuje istotne przyspieszenie prędkości z jaką się porusza. Różnica jest prawie dwukrotna – skomentował Mariusz Paplaczyk, pełnomocnik rodziny.
Zobacz też: Sprawa Ewy Tylman: Według świadka Adam Z. był agresywny i krzyczał
Badania biegłych nie dały z kolei odpowiedzi na pytanie, czy tak, jak zakłada prokuratura, między ofiarą a podejrzanym doszło do kłótni: - W mojej opinii, żeby stwierdzić, czy osoby na filmie kłócą się i jaki jest poziom ich ekspresji, potrzebny jest także zapis dźwiękowy – powiedziała biegła sądowa.
O powołanie kolejnych biegłych, którzy zajmują się tym razem m.in. językiem ciała, prawdopodobnie będą wnioskować pełnomocnicy rodziny.
Sąd przesłuchał też lekarzy z Zakładu Medycyny Sadowej, którzy brali udział w sekcji zwłok Ewy Tylman. Dzięki ich wcześniejszym badaniom na obecność okrzemek (organizmy żyjące w wodzie, które dostają się do organizmu ludzkiego, kiedy dana osoba znajduje się pod wodą i tonie) ustalono, że w chwili wpadnięcia do wody, kobieta jeszcze żyła.
– W oparciu o fakt obecności okrzemek w miąższu nerek można dopuścić możliwość, że w momencie wpadnięcia Ewy Tylman do wody jej podstawowe funkcje życiowe były zachowane. W tym przypadku przyczyna zgonu nie jest jednak ustalona, a badanie na obecność okrzemek ma swoje ograniczenia i wady – powiedział dr Janusz Kołowski.
Badanie na obecność okrzemek nie jest rutynowym badaniem w poznańskim ZMS. Zostało przeprowadzone z inicjatywy szefa zakładu prof. Czesława Żaby.
– Dodatkowe badania zostały przeprowadzone ze względu na stan zwłok oraz charakter sprawy. One pozwoliły nam stwierdzić, że w chwili wpadnięcia do wody Ewa żyła. Gdybyśmy nie wykazali obecności okrzemek byłby to dowód na to, że w momencie wpadnięcia do wody jej układ krążenia już nie pracował. Choć wartość dowodowa tego badania jest niska, to w takich sprawach przydatna – zeznał prof. Żaba.
Zobacz też: Prezes Universum: Rodzina Ewy Tylman chce wyciągnąć od nas pieniądze
Sąd nie przesłuchał z kolei mężczyzny, który znalazł ciało Ewy: – Przyjeżdżam do Poznania od dwóch lat i nie widzę żadnego postępu w tej sprawie. Taka jest moja opinia i mojej rodziny. Świadkowie się nie stawiają. Pan, który znalazł ciało jest rzekomo bezdomny i nie można ustalić jego miejsca zamieszkania. Nie ma żadnego rozwiązania – skomentował Andrzej Tylman, ojciec 26-latki.
POLECAMY:
Zobacz też: Oskarżono kobietę, która miała składać fałszywe zeznania ws. Ewy Tylman. Nakłaniał ją detektyw poszukujący zaginionej
(Źródło: TVN24)