Strzelanina w Poznaniu
Dlaczego doszło do tak feralnej interwencji? Wyjaśnia to prokuratura, która prowadzi dwa postępowania. Pierwsze prowadzone jest przez Prokuraturę Okręgową w Poznaniu i dotyczy możliwości przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy policji. Drugie jest w rękach Prokuratury Nowe-Miasto i dotyczy wymuszenia czynności na funkcjonariuszach publicznych poprzez stosowanie groźby.
Do strzelaniny doszło w Boże Ciało na ul. Gorzysława. Tego dnia były dwa zgłoszenia – na policję niezależnie od siebie zadzwonili mieszkańcy Antoninka oraz mama postrzelonego 39-latka.

Ok. godz. 10:25 Wojewódzkie Centrum Powiadamiania Ratunkowego otrzymało informację od mieszkańców o zakrwawionym mężczyźnie, który chodził ulicami Antoninka dziwnie się zachowując. Pojawiła się też informacja o nożu. Na miejsce został wysłany patrol z oddziału prewencji. Z opisu świadków, do których dotarła siostra mężczyzny wynika, że krzyczał on coś o Bogu, bardzo krwawił i widoczne były jego żyły. Ktoś próbował mu pomóc i zatamować krwotok. Rodzina mężczyzny mówi, że ten wcześniej próbował popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły nożykiem, który miał ze sobą do zbierania grzybów. Prokuratura nie podaje informacji, czy policjanci jechali na interwencję wiedząc o nożu, jednak z nieoficjalnych informacji wynika, że nóż został znaleziony dopiero po interwencji, w innym miejscu. Także świadkowie nie widzieli przy mężczyźnie noża. Z ich opisu wynika, że zachowywał się on spokojnie i nie wymachiwał rękami.
Głośne zabójstwa, niewyjaśnione zbrodnie i tajemnicze znikni...
- On po prostu umysłem był już gdzie indziej i potrzebował pomocy – mówi siostra Łukasza
Mężczyzna wcześniej zbierał z mamą kurki w pobliskim lesie i gdy długo nie przychodził w wyznaczone miejsce spotkania kobieta zaniepokoiła się i przed godz. 11 zadzwoniła na policję.
- Czułam, że może sobie coś zrobić – mówi mama Łukasza
Kobieta zauważyła, że w ostatnich dniach syn dziwnie się zachowywał i była zaniepokojona, ponieważ cierpiał on na schizofrenie i 17 lat temu targnął się już na swoje życie. Podejrzewała, że sytuacja może się powtórzyć. Do mamy Łukasza przyjechała policja z drogówki, która miała pomóc szukać syna. Jak przyznaje, słyszała salwę strzałów, ale policja mówiła żeby nie histeryzowała, bo w pobliżu jest strzelnica.
Interwencja policji
Jednak pierwszy na Łukasza natknął się patrol policji wezwany przez mieszkańców. Jak tłumaczy Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, czterech policjantów z oddziału prewencji przystąpiło do interwencji utrzymując dystans. Wezwano także pogotowie i czekano na wsparcie policjantów z grupy realizacyjnej komendy miejskiej. Mężczyzna jednak nie wykonywał poleceń policjantów i w pewnym momencie rzucił się na nich. I właśnie to miało być bezpośrednią przyczyną oddania strzałów. Nie wiadomo dokładnie ile, ale z opisu świadków i ze śladów pozostawionych w miejscu strzelaniny wynika, że było ich kilkanaście. Pięć z nich trafiło Łukasza – trzy w nogę i dwa w brzuch. Dodatkowo jeszcze po przyjeździe wsparcia z grupy realizacyjnej z komendy miejskiej użyto paralizatora, ponieważ mężczyzna nadal był niespokojny. Dlaczego oddano tyle strzałów i nie użyto paralizatora lub innych środków przymusu bezpośredniego w pierwszej kolejności?
- Paralizatorów jest mało. Oczywiście wszystkie są w użyciu, ale nie każdy patrol jest w nie wyposażony. Policjanci z oddziału prewencji, którzy jako pierwsi przyjechali na miejsce, na co dzień nie są wyposażeni w paralizatory. Mają je policjanci z referatów patrolowo-interwencyjnych, tak jak ten, który przyjechał na wsparcie – mówi Andrzej Borowiak
Potwierdza to również Andrzej Szary, Przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policjantów województwa wielkopolskiego:
– Nie każdy patrol policji posiada paralizatory. Policjanci dysponują na miejscu zdarzenia różnymi środkami przymusu bezpośredniego i powinni zastosować te, które mają. Jeżeli potrzeba jakiegoś innego środka, to wzywa się radiowóz, który jest w niego wyposażony i wtedy się go używa – wskazuje.
Użycie broni przez policjantów
Zgodnie z ustawą policja może użyć broń palną wyłącznie jeżeli użycie środków przymusu bezpośredniego okazało się niewystarczające lub, gdy nie jest możliwe ze względu na okoliczności zdarzenia. Możliwe, że policjanci nie wiedzieli, że mają do czynienia z osobą obciążoną psychicznie, ale i tak pojawia się pytanie dlaczego w ogóle zaczęto strzelać i dlaczego oddano tyle strzałów? W wyjaśnieniu tego zapewne pomoże nagranie z kamer przemysłowych, które zarejestrowało całe zdarzenie. Na tym etapie śledztwa jednak rodzina nie może go zobaczyć. Łukasza uratowało pogotowie i w ciężkim stanie przetransportowano go do szpitala, gdzie przeszedł operację.
W tym samym czasie, gdy Łukasz walczył o życie cały czas trwały poszukiwania przez policję wezwaną przez matkę. Policja twierdzi, że nie połączono tych dwóch interwencji, ale rodzina nie rozumie, jak mogło do tego dojść – już o godz. 13 kobieta dała funkcjonariuszom fotografię syna. Dopiero o godz. 19:30 poinformowano ją, że syn jest w szpitalu. Wspomniano o tym, że rzucił się na policjanta, ale nie powiedziano jej, że został postrzelony – tego dowiedziała się dopiero na miejscu.
- Brat nadal jest w śpiączce farmakologicznej i cały czas jego życie jest zagrożone – mówi siostra mężczyzny
W szpitalach obecnie nie ma odwiedzin, ale rodzinie udało się zobaczyć Łukasza w związku z zagrożeniem życia.
- Mam nadzieję, że ta sytuacja wpłynie na wprowadzenie specjalnych procedur traktowania osób z problemami psychicznymi. Chciałabym, żeby te osoby nie bały się prosić o pomoc i przestały być stygmatyzowane i traktowane jako gorsze – mówi siostra Łukasza
Oszuści i naciągacze

Oszuści i naciągacze poszukiwani przez policję z Wielkopolsk...