- Policjanci znęcali się nade mną w kuchni, uderzali moją głową w blat kuchenny, wykręcali ręce, zakuli w kajdanki z tylu mocno zaciskając, szarpali w taki sposób żeby sprawić ból. Mój mąż nie mógł do mnie wyjść ponieważ jeden z policjantów szantażował go, że zabiorą nam syna do opieki - opowiada Katarzyna W.
Twierdzi, że policjanci wymyśli inną wersję zdarzeń, a na jej poparcie fałszowano dokumenty.
Według prokuratury podczas interwencji domowej pijana kobieta wyzwała od najgorszych czworo policjantów, groziła im zwolnieniem z pracy, jednego kopnęła w krocze, drugiego w udo, a policjantkę uderzyła w klatkę piersiową. Domowniczkę zakuto w kajdanki i zawieziono do szpitala na pobranie krwi, a potem na komisariat.
Katarzyna W. przyznaje, że 24 marca ub. r. pokłóciła się z mężem po wyjściu znajomych i była pod wpływem alkoholu. Krzyki i płacz dziecka usłyszała sąsiadka. Wezwała policję.
- Policjanci weszli do mojego mieszkania, choć prosiłam ich, aby wyszli. Wyproszenie wywołało u jednego z nich niezadowolenie. Doszło do różnicy zdań między nami. Wtedy policjant po złości zadecydował, że mam udać się na komendę. Gdy się sprzeciwiła, wezwał kolejny patrol i karetkę. Potem w kuchni zaczęli się nade mną znęcać - twierdzi oskarżona kobieta.
Oskarża policjantów między innymi o uzgadnianie i składanie fałszywych zeznań. Twierdzi, że doszło do podrobienia wielu dokumentów, w tym protokołów zeznań i opinii sądowo-psychiatrycznej oskarżonej.
Zarzuty kobiety były już przedmiotem kontroli, ale nigdzie ich nie potwierdzono. Sąd uznał, że użycie siły wobec oskarżonej w takcie domowej interwencji było zasadne, bo była agresywna i pobudzona.