Śmierć Andrzeja Leppera była dla wielu szokiem. Mija od niej 13 lat, a wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Teraz jednak o swoje postanowili zawalczyć spadkobiercy pierwszego lidera Samoobrony.
Marek Duszyński, przewodniczący Związku Zawodowego Rolnictwa „Samoobrona”, napisał właśnie list otwarty do Donalda Tuska. Domaga się w nim interwencji premiera u ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego. Adam Bodnar wciąż bowiem nie odpowiedział na wniosek syna Andrzeja Leppera w sprawie przyznania jego rodzinie zadośćuczynienia z Funduszu Sprawiedliwości. „Pomimo upływu wszelkich terminów na udzielenie odpowiedzi na ten wniosek, dysponent tego Funduszu (...) ignoruje go od wielu miesięcy” - napisali autorzy listu.
Duszyński zapowiedział, że „użyje wszelkich dostępnych środków”, by rodzina Leppera otrzymała zadośćuczynienie materialne i niematerialne, a ten list jest „ostatnią próbą ugodowego rozstrzygnięcia kwestii zadośćuczynienia między żoną, synem, córkami, wnukami i wnuczkami śp. A. Leppera a dysponentem Funduszu Sprawiedliwości”.
Co, jeśli nie doczeka się reakcji? - Będziemy interweniować w różnych instytucjach. Jeśli to nie pomoże, przyjedziemy do Warszawy. Zbierzemy delegacje ze związku i będziemy protestować przed Ministerstwem Sprawiedliwości albo przed Kancelarią Premiera - zapowiada przewodniczący Samoobrony rozmowie z Onetem.
Dlaczego rodzina Leppera domaga się finansowej rekompensaty z Funduszu Sprawiedliwości? 20 grudnia 2023 roku Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik - były szef CBA i jego zastępca - zostali skazani prawomocnie na dwa lata pozbawienia wolności. Sprawa ciągnęła się od marca 2015 roku, kiedy byli szefowie CBA usłyszeli wyroki 3 lat więzienia i 10-letni zakaz zajmowania stanowisk publicznych za przekroczenie uprawnień. Sąd uznał, że Kamiński zaplanował i zorganizował prowokację CBA, choć brak było podstaw prawnych i faktycznych do jej wszczęcia w resorcie rolnictwa, kierowanym przez wicepremiera Andrzeja Leppera. Skazanych nieprawomocnie byłych szefów CBA ułaskawił jednak tego samego roku prezydent Duda. Sprawa wróciła na wokandę w związku z orzeczeniem Sądu Najwyższego z czerwca 2023 roku. SN w Izbie Karnej, po kasacjach wniesionych przez oskarżycieli posiłkowych, uchylił umorzenie sprawy byłych szefów CBA dokonane jeszcze w marcu 2016 roku przez Sąd Okręgowy w Warszawie w związku z zastosowanym przez prezydenta prawem łaski i przekazał sprawę SO do ponownego rozpoznania.
Grudniowy wyrok otworzył drogę rodzinie Andrzeja Leppera do walki o zadośćuczynienie z Funduszu Sprawiedliwości, ale też akcja CBA doprowadziła w efekcie do utraty rządu przez Prawo i Sprawiedliwość, Ligię Polskich Rodzin i Samoobronę, a samego Leppera zepchnęła na polityczny margines.
- Pierwszy wniosek składaliśmy w lutym tego roku - mówił Onetowi Tomasz Lepper, syn Andrzeja Leppera. - Minister Bodnar zwlekał z odpowiedzią do końca kwietnia i w końcu przysłał nam odmowę. W maju złożyliśmy kolejne pismo i od tamtej pory zapadła cisza. Nikt się tym nie interesuje. Pan Bodnar chyba rzucił to w kąt i o tym zapomniał - dodał.
Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi jednak, że pierwsze pismo w sprawie zadośćuczynienia wpłynęło 26 stycznia, ministerstwo na nie odpowiedziało. Kolejny wniosek pełnomocnika Lepperów trafił do ministerstwa 30 kwietnia. 29 lipca resort udzielił na nie odpowiedzi. Jakiej? Nie wiadomo.
- Nie dostaliśmy jeszcze tego pisma - twierdzi Tomasz Lepper. I zapowiada, że jeśli nie otrzyma pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, wystąpi z cywilnym pozwem o zadośćuczynienie wobec Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika i dwóch członków dawnego kierownictwa CBA.
Tymczasem, jak podaje „Super Express” stowarzyszenie „Z podniesioną głową” zwróciło się do marszałka Sejmu Szymona Hołowni z prośbą o pozwolenie na postawienie pomnika Andrzeja Leppera przy bramie wjazdowej do parlamentu. Równolegle z pracami nad projektem ruszyła internetowa zbiórka funduszy na pomnik. Organizatorzy chcą zebrać kwotę 435 tys. zł. Te pieniądze mają pokryć „pracę artysty Bartka Kurze, materiały do wykonania pomnika, transport materiałów, a także promocję medialną przedsięwzięcia”.
Śmierć lidera Samoobrony do dziś budzi kontrowersje, powstały o niej setki artykułów, książka i filmy. 5 sierpnia 2011 roku Andrzej Lepper został znaleziony martwy w warszawskim biurze Samoobrony. Miał popełnić samobójstwo przez powieszenie, tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja. Według śledczych polityk cierpiał na depresję wywołaną postępowaniami karnymi, upadkiem politycznym, wielotysięcznym zadłużeniem i bankructwem finansowym partii. Tyle tylko że nie wszyscy wierzą w samobójstwo byłego lidera Samoobrony, a przynajmniej mają wątpliwości.
Już dwa lata temu Konfederacja chciała powołania sejmowej komisji śledczej, która zbadałaby okoliczności śmierci Andrzeja Leppera. Robert Winnicki, wówczas polityk Konfederacji, podkreślał, że jej okoliczności, ale także „to, co dotknęło również współpracowników Andrzeja Leppera” to sprawy budzące do dziś wątpliwości.
- Niektórzy mówią o tym, że Leppera dopadł „seryjny samobójca” - mówił Winnicki i apelował do parlamentarzystów o podpisanie się pod przygotowanym przez Konfederację wnioskiem.
Taka komisja nigdy jednak nie powstała.
Cofnijmy się jednak do 5 sierpnia 2011 roku. Tego dnia Janusz Maksymiuk, wówczas wpływowy polityk Samoobrony, był w warszawskim biurze Samoobrony już od godz. 8.00 rano. Miał się tu spotkać z przewodniczącym Lepperem. Umówili się dzień wcześniej. Ponoć przewodniczący miał Maksymiukowi powiedzieć coś ważnego. Lepper dotarł do Warszawy w czwartek. Część pomieszczeń biura znajdującego się przy Alejach Jerozolimskich w Warszawie już w 2004 roku przerobił na skromny apartament dla siebie: pokój z łazienką. Wolał mieszkać tu, być blisko współpracowników, niż wynajmować mieszkanie. Drzwi do niego zabezpieczone były zamkiem z kodem. Nad drzwiami wisiała kamera. - Szef jest, na pewno. Może odpoczywa - zapewniali Maksymiuka pracownicy biura. Ale Andrzej Lepper nie reagował na pukanie. Maksymiuk próbował dzwonić na jego komórkę. Przez ścianę usłyszał dzwonek telefonu. Lepper nie odebrał. Niektórzy potem mieli nawet do niego pretensje. Mówili, że trzeba było wyważyć drzwi, coś zrobić. Miał wyważać drzwi prywatnego mieszkania szefa? Poza tym, często zdarzało się, że Lepper zmieniał plany, odwoływał spotkania. Maksymiuk czekał na sygnał od Leppera do godz. 14.00. Zdecydował się jednak wrócić do domu. Z biura Samoobrony wyszedł razem z Mateuszem Piskorskim, byłym rzecznikiem Samoobrony, który co prawda odszedł z partii w 2008 roku, ale ze współpracy z Lepperem nie zrezygnował. Rozstali się na parkingu. Było po godz. 16.00, kiedy zadzwonił do niego Mieczysław Meyer. Meyer był jednym z najbliższych ludzi szefa Samoobrony. Woził go własnym samochodem. Był tym, który ostatni widział w piątek 5 sierpnia rano Andrzeja Leppera żywego. Nie zauważył nic niepokojącego. Szef był taki sam jak zawsze: życzliwy, zainteresowany sprawami pracownika. Meyer po południu był akurat u Małgorzaty Gut, radcy prawnego lidera Samoobrony, kiedy do pomieszczeń Leppera weszli jego zięć i Mieczysław Rudowski. Meyer był jednym z pierwszych, do którego zadzwonili z biura z wieścią, że Lepper nie żyje. 15 minut później był już w Alejach Jerozolimskich. Wszedł do pokoju szefa, który tym razem wyglądał inaczej niż zwykle: panował w nim nieporządek. Wycofał się, chwycił za słuchawkę i zaczął dzwonić. Najpierw do żony przewodniczącego. Potem do Stanisława Łyżwińskiego, do Janusza Maksymiuka.
Kilka miesięcy późnej zakończyło się śledztwo w sprawie śmierci Andrzeja Leppera. Według wersji przyjętej przez prokuraturę, powiesił się w prywatnej łazience na sznurku do snopowiązałki.
Janusz Maksymiuk nigdy w to samobójstwo nie wierzył.
- Andrzej szykował się do kampanii wyborczej, snuł plany, robiliśmy wspólnie pewne ustalenia. Był pełen wiary i energii. Nigdy nie uwierzę, że się zabił - opowiadał mi swego czasu. - Rozmawialiśmy dzień wcześniej, czyli w czwartek. Mówił, że ma wieczorem ciekawe spotkanie i żebym przyszedł następnego dnia. Umówiliśmy się na piątek. Z kim się spotkał? O czym z tym kimś rozmawiał? Dlaczego się ze mną umówił? - dopytywał.
Inni współpracownicy Leppera też nie wierzą, że ten odebrał sobie życie. -
- Nie wierzę w żadne samobójstwo - mówiła Renata Beger, była posłanka Samoobrony.
Artur Balazs, trzykrotny minister rolnictwa, przyjaciel rodziny Lepperów, również dostrzega znaki zapytania w tej historii. Irena Lepper opowiadała mu, że mąż był w domu w przededniu śmierci.
- Był bardzo wystraszony, wręcz roztrzęsiony. Jakby się czegoś bał - relacjonował polityk portalowi w Polityce.pl. - Mówiła mi, że rozmawiali bardzo poważnie, zachęcała go, by sobie dał spokój z polityką, że gospodarstwo, jak już mówiłem, bardzo piękne, go potrzebuje. To była według jej relacji bardzo dobra, pozytywna, porządkująca pewne sprawy rozmowa. Andrzej nocował w domu, a rano miał stwierdzić, że rzeczywiście żona ma rację, że jego czas w polityce minął, trzeba dać sobie spokój - mówił Artur Balazs.
Andrzej Lepper miał powiedzieć żonie, że musi tylko jeszcze pojechać do Szczecina, załatwić coś ważnego, ale wróci wieczorem.
- Irena mówiła, że upiekła na wieczór kaczkę, którą bardzo lubił. Ale Andrzej się nie pojawił. Zaczęła więc do niego wydzwaniać. Dodzwoniła się dopiero w nocy. Był już zupełnie inny, bardzo ciężko przestraszony, nie umiał jej wytłumaczyć, dlaczego nie przyjechał. Rzucał tylko nerwowo słowa: „Musiałem pojechać do Warszawy, wiesz, coś się wydarzyło, jutro będę się z tobą kontaktował” - wspominał polityk. To była ich ostatnia rozmowa.
Podobnie jak współpracownicy, bliscy byłego lidera Samoobrony nie wierzą w wersję o jego samobójstwie. Ale też okoliczności tej śmierci wciąż rodzą wiele pytań. Ci, którzy nie wierzą, że Lepper odebrał sobie życie, tłumaczą, że były szef Samoobrony był bardzo ostrożny. Ryszard Kuciński, adwokat, był jedną z osób, u których deponował ważne dokumenty. Ale Kuciński zmarł nagle w maju 2011 roku. Dwa miesiące później zmarła Róża Żarska, prawniczka współpracująca z Lepperem, a tajemnicze dokumenty zniknęły bez śladu. Przedziwny zbieg okoliczności.
Według kwestionujących wyniki prokuratorskiego śledztwa, polityk miał zostać zamordowany albo ktoś miał zmusić go do popełnienia samobójstwa. Dziennikarz Wojciech Sumiński, powołując się na funkcjonariusza Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Tomasza Budzyńskiego, wskazywał, że motywem miały być kompromitujące polityków informacje, w których posiadanie miał wejść Andrzej Lepper. Sumiński napisał nawet książkę „Niebezpieczne związki Andrzeja Leppera”, ale o niej później.
Z kolei według Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, Andrzej Lepper chciał ujawnić nowe informacje dotyczące przecieku o akcji służb w sprawie afery gruntowej i obawiał się o swoje życie. - Nie tylko mówił, że boi się o swoje życie. Z moich kontaktów z nim wynikało, że szukał dla siebie jakiejś formy zabezpieczenia. Mam to nagranie, ale z oczywistych względów jest ono teraz własnością prokuratury. Powiem tyle, że Andrzej Lepper chciał potwierdzić wersję Jarosława Kaczyńskiego w sprawie afery przeciekowej. Jego strach ewidentnie wiązał się właśnie z tą aferą - mówił Sakiewicz w rozmowie z „Super Expressem.” Naczelny „Gazety Polskiej” sam zgłosił się do prokuratury i złożył zeznania w tej sprawie.
Ale wątpliwości i pytań związanych ze śmiercią byłego lidera Samoobrony jest więcej. Trudno zrozumieć, dlaczego czekano aż trzy dni na przeprowadzenie sekcji zwłok Leppera. Zbagatelizowano również ślady butów, które wykryli policyjni technicy na miejscu zdarzenia. Trudno wytłumaczyć również brak czyichkolwiek odcisków palców na krześle, na które miał wejść Andrzej Lepper. Jak przeniósł je były wicepremier nie zostawiając żadnych śladów? Śledczy tłumaczą, że krzesło ujawnione w pobliżu zwłok pana Andrzeja Leppera było krzesłem tapicerowanym. Możliwość naniesienia śladów daktyloskopijnych na tego typu krzesło jest ograniczona. Tyle że te tłumaczenia nie wszystkich przekonują.
Piotr Tymochowicz, doradca mediowy Leppera w 2020 roku, opublikował na Facebooku wymowny post.
„Kolejna Rocznica Śmierci Mojego bardzo zdolnego ucznia, potem Wiernego Przyjaciela. Jego oprawcy bezpośredni i pośredni nie zostali ani osądzeni, ani nawet przesłuchani, ale kiedyś nadejdzie ten sprawiedliwy dzień. Tego jestem pewien” - pisał Tymochowicz.
Współpracownik lidera Samoobrony twierdził, że tuż przed śmiercią polityk obawiał się o swoje życie.
„Andrzej Lepper stanie się Symbolem Sprawiedliwych Rozliczeń. Podczas naszej ostatniej rozmowy powiedział mi: „Piotrze, tym razem czuję, że chcą mnie zabić”. Kilka godzin później nie żył!!! Kilka godzin później został bestialsko zamordowany!!!”- pisał doradca do spraw wizerunkowych.
W maju 2017 roku inny współpracownik Andrzeja Leppera Sławomir Izdebski złożył formalny wniosek o wznowienie śledztwa w sprawie śmierci byłego lidera Samoobrony.
- O to, jak zginął Andrzej Lepper, trzeba by zapytać osób, które to widziały. Chyba mało kto wierzy, że mógł sobie odebrać życie. Jego długi wykorzystano jako pretekst. To nie była śmierć samobójcza. Trzeba było czasu na analizę wielu sytuacji. Jest wiele rzeczy, które prokuratura musi wyjaśnić - mówił w 2015 roku na antenie Telewizji Republika. - Andrzej Lepper miał wiele informacji, które wstrząsnęłyby wymiarem sprawiedliwości, miał ujawnić szokujące dokumenty Jarosławowi Kaczyńskiemu. Te dokumenty zostały skradzione. Następnie jego prawnik, który posiadał kopie, również został zamordowany (...) - relacjonował Sławomir Izdebski. Jego zdaniem, Andrzej Lepper posiadał wiedzę o największych aferach, w których biznes mieszał się z polityką.
Ale śledczy nie wznowili śledztwa. Z pisma Prokuratury Okręgowej w Warszawie z 9 lutego 2018 roku, do którego dotarła Wirtualna Polska, wynika, że od stycznia 2017 roku prokuratorzy prowadzili „czynności dowodowe” mające na celu „zweryfikowanie okoliczności przemawiających za koniecznością” podjęcia na nowo śledztwa w sprawie śmierci byłego wicepremiera. W tym czasie przesłuchano wielu świadków, także Wojciecha Sumińskiego autora „Niebezpiecznych związków Andrzeja Leppera”. Dziennikarz napisał w niej, że szef Samoobrony miał bardzo dużą wiedzę na temat „gazowego przekrętu stulecia”. Chodziło o polsku-rosyjskie negocjacje gazowe. Dokumenty obciążające niektórych polityków biorących udział w rozmowach miały zaginąć po śmierci Leppera.
Prokuratura nie stwierdziła jednak, żeby „ewentualna wiedza” byłego wicepremiera o „nieprawidłowościach przy kontrakcie gazowym z 2010 r. miała jakikolwiek związek z jego śmiercią”.
Izdebski w swoim wniosku o wznowienie śledztwa podkreślał to, o czym mówili też inni, że policjanci z Komendy Stołecznej, którzy przybyli na miejsce śmierci, zabezpieczyli ślady butów dwóch osób, które były w łazience Andrzeja Leppera w dniu jego śmierci. Te ślady nie zostawiła żadna z osób z otoczenia Leppera. Tak więc w dniu i na miejscu śmierci Leppera były dwie osoby o nieustalonych personaliach. W 2011 roku prokuratura w ogóle nie podjęła tego tropu, mimo że policjanci prowadzili swoje postępowanie w kierunku tzw. udziału osób trzecich.
Śledczy odnieśli się do tych wątpliwości.
„Część śladów traseologicznych (traseologia - technika kryminalistyczna zajmująca się badaniem śladów - przyp. red.) rzeczywiście nie została zidentyfikowana, jednakże z ww. okoliczności nie wynika wniosek, iż fakt ich pozostawienia miał związek ze śmiercią Andrzeja Leppera” - pisali prokuratorzy. Ślady te mogły zostać naniesione w nieustalonym czasie przez osoby uprawnione, w tym samego Andrzeja Leppera lub jego gości, jeżeli ww. osoby poruszały się w obuwiu nieprzedstawionym do badań porównawczych” - tłumaczyli. W dokumencie czytamy, że analiza „całości materiału dowodowego” zgromadzonego w postępowaniu nie wskazuje, aby postanowienie o jego umorzeniu było „niezasadne lub przedwczesne” i by „zachodziła konieczność” podjęcia go na nowo.
Dlaczego Andrzej Lepper miałby odebrać sobie życie? Cztery lata wcześniej jego partia znalazła się poza Sejmem. W 2011 roku Samoobrona nic nie znaczyła na politycznej scenie, Lepperem nikt się już nie przejmował. Zapomnieli o nim nawet jego byli partyjni koledzy. Nie zapraszali na imprezy czy spotkania, jakie organizowali. Podobno Lepper chodził zniechęcony i smutny, jednemu ze współpracowników miał mówić, że nie ma już siły walczyć z przeciwnościami losu, zaszczuciem oraz wszystkim, co się działo od czasu afery gruntowej. Jego syn chorował. Kilka miesięcy wcześniej zatruł się oparami chemicznymi podczas pracy w polu. Był w poważnym stanie. Lepper miał podobno radzić się nawet znachorów, jak mu pomóc.
Według śledczych miał także poważne problemy finansowe. Długi samego Leppera przekraczały ok. 150 tys. złotych, zobowiązania jego syna - ponad 200 tys. złotych.
- Na biurku Leppera znaleźliśmy m.in. zaklęcie na przypływ pieniędzy oraz różne wróżby. Pogarszający się stan psychiczny potwierdzili także świadkowie - mówił mediom w 2012 roku Dariusz Ślepo kura, ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Nie wszystkich te tłumaczenie przekonują. Sprawa śmierci Andrzeja Leppera wciąż rozpala wyobraźnie. Wątek upozorowanego na samobójstwo zabójstwa polityka Samoobrony pojawił się w filmie „Służby specjalne” Patryka Vegi. Spektakl „Tu Wersalu nie będzie!” w reżyserii Rabina Mroziuk, wystawiony premierowo w Teatrze Polskim w Bydgoszczy w czerwcu 2016 roku, został określony mianem „ilustracji myślenia spiskowego na temat śmierci Andrzeja Leppera”. Śmierci lidera Samoobrony został poświęcony jeden z odcinków programu publicystycznego „Teoria spisku” Tomasza Sekielskiego.
Wydaje się, że śmierć Andrzeja Leppera nigdy nie przestanie budzić kontrowersji, rodzić pytań, które dla wielu wciąż pozostają bez odpowiedzi. To jedna z tych historii, o której wciąż będą powstawać filmy i książki.
Współpraca: Anita Czupryn
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?