Wrocławianie już raz w tym sezonie udowodnili, że potrafią grać z Legią. W listopadzie Śląskowi udało się wygrać w hali Orbita 73:68 i pomimo tego, że wynik był na styku, to gospodarze przez całe spotkanie kontrolowali wynik i nie pozostawili złudzeń, kto jest lepszy.
Dzisiaj, po niespełna czterech miesiącach od tamtego meczu, WKS ponownie musi stawić czoła Legii oraz problemom kadrowym. Czy serbski szkoleniowiec będzie w stanie wprowadzić zespół na najwyższe obroty - nawet biorąc pod uwagę fakt, że Legia przegrała na swoim parkiecie tylko raz (78:85 z Zastalem), a w hali OSiR rywale stołecznych rzucają zza łuku ze skutecznością 28%, co jest najsłabszym wynikiem w lidze.
Śląsk Wrocław w ostatnich tygodniach gra mocno w kratkę i szuka stabilizacji formy. Zgodnie z tym, co mówi sztab szkoleniowy, ta część sezonu to czas na ciężką pracę i budowanie formy na najważniejsze mecze, które przyjdą dopiero w fazie play-off. WKS przyzwyczaił już kibiców, że dominuje na parkiecie i potrafi ograć w lidze każdego, dlatego też gorszy okres jest tak trudny do zaakceptowania.
Fakty są jednak takie, że z pięciu ostatnich spotkań w PLK, wrocławianie wygrali zaledwie dwa i były to spotkania u siebie (98:97 ze Stalą, 80:72 z GTK). Pozostałe trzy starcia to dwie domowe porażki (82:85 z Treflem, 75:97 z HydroTruckiem), a ostatnio wyjazdowa przegrana z Kingiem Szczecin (65:79). Do końca sezonu zasadniczego pozostały trzy ważne mecze i od nich zależy, czy Trójkolorowi skończą tę fazę na podium Energa Basket Ligi.
- W ostatnich tygodniach bardzo dużo biegamy i pracujemy w siłowni. Nie inaczej jest też teraz przed Legią, ale przygotowujemy się również taktycznie pod to spotkanie. Dla nas jest to bardzo ważny mecz i w ogólnym rozrachunku jest to bardzo proste - jeżeli wygramy wszystkie spotkania, to przed play-offami będziemy na drugim miejscu w tabeli. Fakt, że jesteśmy trochę zmęczeni, ale przed meczem będziemy mieć chwilę dla siebie i na starcie w Warszawie będziemy gotowi - mówił Mateusz Szlachetka, rozgrywający Śląska.
Zgoła odmienna sytuacja jest w obozie w Warszawie. Legia w ostatnich tygodniach jest zespołem nie do zatrzymania, a na swoim parkiecie dała się ograć tylko raz - liderowi rozgrywek. Natomiast w pięciu ostatnich meczach stołeczni przegrali tylko raz, w Ostrowie ze Stalą (81:89). Poza tym zaliczyli cztery zwycięstwa, na własnym parkiecie z Polpharmą (104:93) oraz Pszczółką Startem (74:72), a także na wyjazdach z Asseco Arką (92:83) i ostatnio w Sopocie z Treflem (81:74). Zwłaszcza to ostatnie zwycięstwo pokazuje, w jak świetnej formie są obecnie Legioniści i jak trudnym będą rywalem dla Trójkolorowych. Warszawianie mają dość szeroką rotację, ale przede wszystkim nauczyli się grać wielosystemowo i niejednolicie, co czyni ich nieprzewidywalnymi.
- W porównaniu do pierwszego meczu w hali Orbita, sporo pozmieniało się w zespole Legii. Z drużyny odszedł m.in. Justin Bibbins, ale to nie znaczy, że drużyna ze stolicy straciła na jakości. W listopadowym meczu z nami nie grał chociażby Jakub Karolak, który teraz wrócił po kontuzji i jest w świetnej formie. Musimy przede wszystkim zneutralizować ich liderów dobrą obroną, ale mamy na to swój plan i jeżeli go zrealizujemy, to będzie dobrze - charakteryzował rywala Szlachetka.
We Wrocławiu w zespole Śląska błyszczał tercet Aleksander Dziewa (22 pkt., 9 zb.), Elijah Stewart (19 pkt., 10 zb.) oraz Ivan Ramljak (14 pkt., 9 zb.). Ci trzej gracze oprócz tego, że zdobyli największą ilość punktów dla zespołu, to rządzili też na tablicach, zbierając niemalże wszystkie piłki będące w zasięgu. To bardzo ułatwiło "Wojskowym" grę, bo dało szansę zneutralizować podkoszową moc Legionistów, w szeregach których błyszczał wspomniany przez "Szlachtę" Justin Bibbins.
Niezależnie od dyspozycji rywala, problemów z kontuzjami, które ciągle w Śląsku mają z tyłu głowy czy jakichkolwiek innych okoliczności - w tym meczu trzeba pokazać charakter. Śląsk spotka się z zespołem z podobnym potencjałem i to na jego terenie. Jeżeli jednak na boisku zobaczymy walkę o każdą piłkę i pełne zaangażowanie, to z Warszawy WKS wróci z podniesioną głową, a może także pozycją wicelidera w tabeli.
