Zbigniew Czyż: Wielkimi krokami kończy się 2024 rok. Jaki był w nim największy sukces polskiej piłki?
Michał Listkiewicz: Zdecydowanie postawa kobiecej reprezentacji, która po raz pierwszy w historii awansowała na mistrzostwa Europy. Generalnie w Polsce gra coraz więcej dziewczyn niż jeszcze kilka lat temu. Panuje u nas wielki boom na żeński futbol. Gdy byłem prezesem PZPN, mieliśmy tylko jedną ligę, teraz są już cztery poziomy rozgrywkowe i działa wiele klubów. Widzimy tego efekty, polskie juniorki są wicemistrzyniami Europy.
Tylu powodów do zadowolenia nie może mieć niestety męska seniorska reprezentacja Polski?
Spadek z Dywizji A Ligi Narodów to było rozczarowanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności ostatniego meczu ze Szkocją na Stadionie Narodowym. Z drugiej strony nie robię z tego powodu tragedii bo nie tak dawno temu do Dywizji B spadła także Anglia i później wyszło jej to na dobre. Tam będziemy mieć rywali z naszej półki. Potencjał reprezentacji Polski jest dużo mniejszy niż najlepszych drużyn w Europie i na świecie i trzeba z tym po prostu żyć.
Największą gwiazdą reprezentacji Polski jest Robert Lewandowski, który przeżywa drugą młodość. Mimo upływających lat wciąż tak znakomicie się prezentuje, przede wszystkim grając w barwach Barcelony.
Wygląda świetnie zwłaszcza pod względem wydolnościowym, fizycznym i szybkościowym. To jest wręcz zadziwiające ale też typowe dla tego pokolenia piłkarzy, co udowadniają m.in Luka Modrić czy Cristiano Ronaldo. Wszyscy są blisko "czterdziestki" jednak pokazują, że przy dobrym prowadzeniu się, diecie, odpowiednim treningu i skupieniu się tylko na swoich obowiązkach można przekraczać bariery. Nie sądzę, żeby grali do 55 lat i dogonili pod tym względem Matthewsa Stanleya, ale to były inne czasy, gdy na boisku występował słynny angielski piłkarz.
Po tegorocznych mistrzostwach Europy reprezentacyjną karierę zakończył Wojciech Szczęsny, który kilka miesięcy później trafił do Barcelony. Póki co na razie wciąż w niej nie zadebiutował. Zaskoczenie, że już w wieku 34 lat pożegnał się z kadrą?
Szkoda, że Szczęsny zrezygnował z reprezentacji. Jego osobowość, poczucie humoru robiły w szatni dobrą atmosferę. Poza tym to jest jednak osłabienie reprezentacji. Co prawda mamy bramkarzy o zbliżonym poziomie, ale on miał większe umiejętności.
Jak wypada pana podsumowanie polskiej piłki klubowej w kontekście występów na arenie międzynarodowej?
Wykonaliśmy mały krok do przodu, zwłaszcza biorąc pod uwagę zdobyte punkty do rankingu w europejskich pucharach. One będą przydatne w kolejnym sezonie dla naszych przedstawicieli. Trzeba być też jednak realistą. Liga Konferencji w której z powodzeniem występują Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok to jest tylko trzecia liga w pucharach. Co najmniej połowa grających tam drużyn jest anonimowa. Każdy polski klub, który kwalifikuje się do europejskich pucharów powinien mieć ambicje, aby awansować przynajmniej do Ligi Europy. Spadliśmy na dno, odbiliśmy się od niego i mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej.
Zaledwie 7. miejsce w rankingu oceny pracy sędziów piłkarskich IFFHS zajął Szymon Marciniak. To chyba nie był dla niego najlepszy rok?
To jest zabawa a nie oficjalny ranking autoryzowany przez FIFĘ, UEFĘ czy jakąkolwiek inną poważną organizację. Ponieważ nie ma innego rankingu, wszyscy patrzą tylko na ten. Jego wartość merytoryczna jest żadna. Oceny wydają dziennikarze, którzy nie są specjalistami od sędziowania. Gdyby jednak potraktować go bardziej poważnie, to siódme miejsce Szymona jest nieporozumieniem, powinien być co najmniej w pierwszej trójce. To jest jednak taki konkurs piękności. Kiedyś ranking wygrał Pierluigi Collina, który lata swojej świetności miał już dawno za sobą ale był wciąż dobrze rozpoznawalny i charyzmatyczny.
Jak podsumuje i oceni pan poziom polskich sędziów w 2024 roku?
Cały rok nie był zły, ale finisz był kiepski, zwłaszcza listopad i początek grudnia. Było mnóstwo błędów i to zepsuło ogólną ocenę. Do tego doszły wygłupy ze znakami drogowymi w Lublinie i jeszcze inne historie. Nasi sędziowie mają o czym myśleć. Niestabilność formy oraz wpadki nie mogą się przydarzać. Mamy zaledwie kilkunastu arbitrów na poziomie międzynarodowym i jeśli oni nie będą w najwyższej formie, to nie za bardzo będzie ich kim zastąpić. Przysłowiowa kołdra pod tym względem jest w Polsce bardzo krótka.
Rozmawiał Zbigniew Czyż
