Flamastrem pomazany jest niemal co drugi kamień od Kondrackiej Przełęczy do Wyżniej Kondrackiej Przełęczy, czyli tuż pod szczytem Giewontu. Napisy to jeden bełkot, na niektórych kamieniach widnieje rozmaite znaki - swastyki, pentagramy.
- To świeże napisy. Tydzień temu ich nie było. Na jednym kamieniu ktoś napisał nawet datę, co wskazuje, że powstały 4 czerwca. Zresztą ja dosyć często biegam na Giewont i kilka dni wcześniej kamienie były czyste - mówi Paweł Stanuch.
Na podstawie napisów wnioskować można, że to byli ludzi z różnych stron Polski: z Krakowa, Stargardu, Wrocławia, Poznania, Warszawy.
Wszystko wskazuje na to, że musiały to zrobić jakaś wycieczka szkolna. Szkoda, że idący z młodzieżą nauczyciele nie zwrócili uwagi, że ci w tak skandaliczny sposób dewastują Tatry.
Sprawą zajmuje się już Tatrzański Park Narodowy. Magda Zwijacz-Kozica z TPN zaznacza, że służby terenowe oceną, czy da się napisy szybko usunąć - tak by zdążyć przed letnim sezonem turystycznym. Kobieta dodaje jednak, że na pewno nie będzie to ani łatwe, ani tanie. Park bowiem musi zastosować preparaty, które nie wyrządzą większych szkód tatrzańskiej przyrodzie.
Sprawców szuka także straż Tatrzańskiego Parku Narodowego. - Jest tak wiele wskazówek, kto mógłby je pozostawić. Będzie próbowali namierzyć sprawców i surowo ukarać. Takie zachowania, takie niszczenie przyrody jest niedopuszczalne - dodaje Edward Wlazło, komendant straży Tatrzańskiego Parku Narodowego.
- Zatrważające jest dla mnie to, że ludziom już nie wystarczy zdjęcia, że byli na Giewoncie, że muszą jeszcze uwiecznić tam swój podpis. Ciekawe, czy by się zgodzili, by w ich domu gości podpisywali się np. na ścianach - pyta na koniec Paweł Stanuch.
