Kwadrans po 20 polskiego czasu odbyło się głosowanie nad wotum nieufności dla rządu Theresy May. 325 deputowanych głosowało przeciwko wotum nieufności, 306 było za. Theresa May po ogłoszeniu wyników nie triumfowała, ale z zadowoleniem przyjęła wynik. Mówiła, że głosowanie pokazało, że parlament chce stabilności rządu w okresie negocjacji brexitowych, a także zapowiedziała rozmowy nad osiągnięciem konsensusu w sprawie propozycji umowy brexitowej z pozostałymi ugrupowaniami i odłamami politycznymi.
Lider Partii Pracy, Jeremy Corbyn, który zgłosił wniosek o wotum nieufności, powiedział, że oczekuje, iż premier May da słowo, że nie dopuści do brexitu bez żadnej umowy z Unią.
We wtorek wieczorem brytyjscy deputowani odrzucili projekt umowy brexitowej większością aż 230 głosów (432 za odrzuceniem, 202 przeciw odrzuceniu). Ta dotkliwa porażka brytyjskiej premier sprawiła, że zapowiedziała ona, iż podda swój gabinet pod głosowanie o wotum nieufności, jeśli taka będzie wola opozycji. Przewodniczący Partii Pracy Jeremy Corbyn skorzystał z tej oferty.

Sześć godzin strachu
Niezależnie od tego, że May pozostała premierem, kwestia Brexitu nadal pozostaje wielką niewiadomą. Możliwe są różne scenariusze.
Wcześniejsze wybory?
Gdyby Theresa May przegrała głosowanie nad wotum nieufności, mogłoby to otworzyć ścieżkę do przedterminowych wyborów. Druga możliwość, to taka, że premier sama je ogłosi. Jednak, jak pisze dziennik „The Times”, obie wersje wydawły się mało prawdopodobne wobec poparcia, jakie May ma we własnej partii oraz w Demokratycznej Partii Unionistycznej. Ponadto wielu deputowanych nie chciałoby dopuścić do utworzenia rządu Jeremy’ego Corbyna, przewodniczącego Partii Pracy.
Pomimo tego Laburzyści już zapowiedzieli, że w razie potrzeby będą zgłaszać całą serię wniosków o wotum nieufności, by udowodnić, że rząd Theresy may stracił poparcie parlamentarne. Według dziennika „The Times”, Partia Pracy nie będzie rozważać dążenia do ponownego referendum w sprawie brexitu, chyba, że nie uda się doprowadzić do wcześniejszych wyborów.
Czas na misję parlamentu?
Jak podają brytyjskie media, innym z rozważanych scenariuszy jest taki, w którym to parlament przejmuje - z rąk premiera - sprawę przygotowania nowej umowy brexitowej. Grupa deputowanych pod kierunkiem rebeliantów z Partii Konserwatywnej zaproponowała uchwalenie ustawy, która odbierze rządowi uprawnienia do proponowania umowy brexitowej i przekaże je w ręce parlamentu. A ten przygotuje plan, który poprze większość w Izbie Gmin.
Oczywiście cały czas możliwy jest i taki scenariusz, że dojdzie do tzw. twardego brexitu, bez wynegocjowanej umowy, ale tego nikt by nie chciał. Oznaczałoby to np. brak korzystnych umów handlowych. - To by groziło krajowi kryzysem - mówiła podczas wtorkowej debaty Theresa May.
Brexit później czy wcale?
W związku z zapowiadaną serią głosowań wotum nieufności wydaje się, że rząd Theresy May będzie miał coraz słabszą pozycję negocjacyjną. Niezależnie od rozwoju sytuacji wielu deputowanych się zgadza, że Wielka Brytania powinna uzyskać przedłużenie o 9 miesięcy procesu negocjacji brexitu na mocy artkułu 50 Traktatu o Unii Europejskiej. A to by oznaczało, że do brexitu doszłoby nie wcześniej niż w grudniu. Może do tego czasu w siłę urosną przeciwnicy brexitu i doprowadzą do drugiego referendum?
Przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk, zasugerował to po przegranym przez May wtorkowym głosowaniu. - Jeśli porozumienie jest niemożliwe, a nikt nie chce braku porozumienia, to w takim razie kto w końcu znajdzie odwagę, by powiedzieć jakie jest jedyne pozytywne rozwiązanie? - napisał Tusk na Twitterze. W Londynie odebrano to jednoznacznie jako sugestię, by zrezygnować z brexitu.
POLECAMY: