Na drodze do rekordowego szóstego tytułu na kalifornijskich kortach stanął mu 123. w światowym rankingu "szczęśliwy przegrany". 20-letni Włoch Luca Nardi pokonał go 6:4, 3:6, 6:3.
"Naprawdę nie miał nic do stracenia, więc zagrał znakomicie. Zasługiwał na to zwycięstwo" - stwierdził Serb na pomeczowej konferencji prasowej.
To dla niego pierwsza porażka z zawodnikiem spoza czołowej "50" rankingu ATP od 2018 roku, gdy uległ 109. wtedy Japończykowi Taro Danielowi w... Indian Wells.
"Kilka wyjątkowo okrutnych błędów"
"Zbiegły się dwie rzeczy - on miał bardzo dobry dzień, a ja bardzo zły. Popełniłem kilka wyjątkowo okropnych, niewymuszonych błędów. On zagrał bardziej swobodnie i agresywnie niż ja" - ocenił poniedziałkowe spotkanie lider światowego rankingu.
Na pięć ostatnich porażek w oficjalnych turniejach aż cztery poniósł przeciwko włoskim zawodnikom - trzykrotnie pokonał go Jannik Sinner, ostatnio w półfinale wielkoszlemowego Australian Open gdzie Serb bronił tytułu, a teraz dołączył do niego Nardi.
"Nie zdobyłem jeszcze żadnego tytułu w tym roku, nie jestem do tego przyzwyczajony. Przez większość mojej kariery rozpoczynałem sezon od triumfu w Wielkim Szlemie, w Dubaju lub innym turnieju" - przyznał Djoković.
Kiedy nadejdzie przełamanie?
36-letni tenisista z Belgradu nie miał jednak zbyt wiele okazji, by tytuł zdobyć, bowiem ze względu na swój wiek znacząco ogranicza liczbę startów w ostatnich latach. W tym sezonie zagrał jedynie w turnieju drużyn mieszanych United Cup, a następnie w Australian Open oraz Indian Wells. Następną imprezą, w której wystąpi, będzie najprawdopodobniej drugi z amerykańskich tysięczników - Miami Open, które rozpocznie się 20 marca.
"Każde trofeum, które w końcu zdobędę, będzie wspaniałe, szczególnie dlatego, że będzie to oznaczało przełamanie pewnego rodzaju negatywnego cyklu, w który wpadłem w ostatnich trzech, czterech turniejach, podczas których nie byłem nawet blisko mojej najlepszej gry" - podkreślił lider światowego rankingu.
(PAP)
