Bramki do wykrywania metali niby prześwietlają wszystkich wchodzących na areny mistrzostw, ale tylko w teorii. Za każdym razem, gdy je mijałem, zapalała czerwona lampka. Nikt jednak nie zawracał sobie tym głowy, nikt nawet nie sprawdził, co mam w kieszeni.
Okazuje się też, że nie trzeba mieć biletu na mecz, by dostać się na trybuny. Sprawdziłem to w niedzielę wraz z dwoma kolegami z innej redakcji. Nie dostaliśmy wejściówki na sektor dla mediów na mecz Brazylia - Wybrzeże Kości Słoniowej, podobnie jak większość reporterów z Polski. O bilet ubiegało się 5300 dziennikarzy z całego świata, blisko 3000 dostało odmowę. Nic dziwnego, że Polacy zostali pominięci, skoro jedna brazylijska telewizja wysłała ponad sto osób do obsługi turnieju. Poszliśmy na żywioł. Pierwsza kontrola, nikt nas nie zatrzymał. To samo przy drugiej, trzeciej i czwartejKłopot pojawił się przy ostatniej prowadzącej na sektor, bo ochroniarze mieli obowiązek sprawdzać bilety wszystkich, od VIP-ów po człowieka roznoszącego lody.
Mieli, ale też w teorii. Z pewną miną weszliśmy na trybunę, uśmiechnęliśmy się do policjantki i tyle wystarczyło. Siedliśmy na schodach i przez 40 min patrzyliśmy na popisy Kaki i Luisa Fabiano. Dopiero pod koniec pierwszej połowy ochroniarz zapytał, dlaczego nie siedzimy na krzesełkach. Na poczekaniu wymyśliliśmy odpowiedź, że robimy reportaż uczestniczący i chcemy z bliska usłyszeć dźwięk wuwuzeli. Na kilka minut dał nam spokój, potem wrócił i przeprosił, że jednak musi nas odesłać do biura prasowego, bo stadion monitorują kamery, a on boi się stracić pracę. Wyszliśmy, choć osoby nad nami, też bez biletów, tylko wzruszyły ramionami i jeszcze wygodniej się rozsiadły.
Więcej na Fotoblogu z RPA oraz w serwsie Mundial na Ekstraklasa.net - jakbyś tam był!
