Co ciekawe, o takiej "furtce" kierowcy są informowani... przez samą Inspekcję Transportu Drogowego. Przyłapany przez fotoradar kierowca ma następujące warianty:
- może się przyznać do wykroczenia,
- wskazać osobę, która miała wówczas prowadzić pojazd lub...
- odmówić wskazania, kto podczas feralnej przejażdżki siedział za kółkiem.
Za to ostatnie grozi wyłącznie mandat - bez punktów karnych - z czego skwapliwie korzystają kierowcy.
To jednak niejedyny problem z urządzeniami, na który wskazują kontrolerzy. Z powodu "nieprzetwarzania wszystkich zdjęć z fotoradarów" zmotoryzowani przekraczający dozwoloną prędkość mandaty dostawali z opóźnieniem lub... nie otrzymywali ich wcale. Według kontrolerów, GITD nie nałożył 72 tys. kar o szacunkowej wartości ok. 19,5 mln zł!
Jak efekty kontroli komentują przedstawiciele inspektoratu? - W przypadku odsetka osób, które nie są karane punktami karnymi z tego powodu, że odmawiają wskazania, kto prowadził auto podczas wykroczenia, działamy na podstawie prawa; za wykroczenie polegające na odmowie wskazania kierującego nie przewidziano punktów karnych - komentuje Łukasz Majchrzak z GITD. - Część zdjęć, na których fotoradar zarejestrował przekroczenie prędkości, nie prowadzi do ukarania sprawcy, związane jest to np. z nieczytelnymi numerami rejestracyjnymi lub z uwiecznieniem dwóch pojazdów w kadrze.
Jak mówi przedstawiciel GITD, pozostałe zastrzeżenia NIK "przyjmują z pokorą".
- Dla nas najważniejsze jednak jest to, że z kontroli jasno wynika, że fotoradary GITD stoją w miejscach, w których jest niebezpiecznie. Tym samym obalony został mit "maszynek do pieniędzy", którymi okrzyknięto urządzenia w mediach - kwituje Majchrzak.
[email protected]
Cały artykuł na ten temat przeczytasz w papierowym, sobotnio-niedzielnym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" z 15-16.03.2014 r. albo kupując e-wydanie gazety