U progu demokracji interaktywnej

Agaton Koziński
Marcin Królak
Jak rządzić - zastanawiają się politycy. Jak mamy być rządzeni - pytają siebie wyborcy. Mimo że wszystko się zmienia, te pytania są niezmienne od wieków - pisze publicysta "Polski"

Barcelona, Hiszpania

Władza coraz rzadziej korzysta z takich atrybutów kontroli jak przymus, a coraz częściej próbuje wpływać na to, jak myślimy - zauważa Manuel Castells, hiszpański badacz wpływu nowych technologii na życie.

Castells w ubiegłym roku opublikował swą kolejną książkę "Communication Power". Przy tej okazji udzielił wywiadu katalońskiemu dziennikowi "La Vanguardia". Podkreśla w niej, jak zmienia się sposób sprawowania rządów w XXI wieku. "Władza jest w umyśle. W naszym społeczeństwie to właśnie jest czynnikiem decydującym" - podkreśla Castells. Dlatego politycy szukają sposobów dotarcia do umysłów wyborców - przede wszystkim poprzez media, gdyż one są głównym źródłem komunikatów.

Hiszpański (choć on sam pewnie wolałby, by o nim pisać kataloński) badacz dość precyzyjnie wyjaśnił mechanizm, którym politycy próbują manipulować informacją. Dokonują tego poprzez sianie strachu. Wychodzą z założenia, że ludzie czujący się zagrożeni chętniej słuchają głosu liderów i siłą rzeczy są bardziej podatni na manipulację. I chętniej sięgają do takich narzędzi niż do prób dialogu. "Przecież współczesna technologia komunikacyjna daje możliwość stworzenia systemu, który można nazwać demokracją interaktywną" - zauważa Castells, podkreślając, że dzięki komórkom i internetowi politycy właściwie każdą decyzję mogą skonsultować z wyborcami. "Niestety, klasa polityczna z tego nie korzysta" - konkluduje ze smutkiem.

Paryż, Francja

Chińska gospodarka rośnie jak na drożdżach nawet podczas kryzysu. Ale przysporzy to Chinom więcej kłopotów niż zysków - przewiduje analityk François Godement.

Chiny w 2009 r. zanotowały imponujący wzrost - w ostatnim kwartale przekroczył on 10 proc. PKB. Ten sukces był możliwy dzięki polityce tamtejszych władz: programowi stabilizacyjnemu, na który wydano 4 biliony juanów, oraz obniżce stóp procentowych, dzięki czemu obniżono koszty uzyskiwania kredytów.

Ale każdy kij ma dwa końce. Niskie stopy procentowe prowadzą do tego, że banki w końcu zaczną mieć za dużo złych kredytów. Nadmiar pieniędzy na rynku prowadzi też do wzrostu inflacji. I te dwie kwestie mają być gwoździami do trumny chińskiej gospodarki - przewiduje Godement, analityk z instytutu nauk politycznych Sciences Po.

Już widać, że Chiny mają coraz większy problem z bezrobociem. Pekin notuje wprawdzie wzrost gospodarczy, ale nie przekłada się on na tworzenie miejsc pracy. To ma być dowód na to, że imponujący skok ekonomiczny, jakiego dokonuje Państwo Środka, jest generowany sztucznie i szybko może przerodzić się w stagnację czy wręcz w długotrwałą recesję.

Z dużo większym optymizmem na przyszłość Chin patrzy natomiast amerykański ekonomista Robert Fogel. W najnowszym numerze "Foreign Policy" stawia tezę, że w 2040 r. będą one najpotężniejszym krajem świata produkującym 40 proc. globalnego PKB. USA mają wtedy wytwarzać tylko 14 proc., a wkład Unii Europejskiej do światowej gospodarki ma wynosić skromne 5 proc. Gdyby wierzyć Foglowi, to już dziś warto kupować dom gdzieś pod Pekinem, bo za 30 lat będzie on wart fortunę. Z kolei Godement uważa, że bańka na rynku nieruchomości (w 2009 r. mieszkania zdrożały w Chinach o 60-80 proc.) niedługo wybuchnie i wywoła gigantyczne problemy.
Ankara, Turcja

Rosyjski atak na Gruzję pomógł unormować stosunki między Turcją i Armenią - taką tezę postawiła dr Burcu Gültekin Punsmann, analityczka ośrodka analitycznego TEPAV.

W połowie stycznia do Moskwy poleciał premier Turcji Recep Tayyip Erdogan. Po powrocie, ku zaskoczeniu wszystkich, przyznał, że ocieplenie na linii Ankara - Erewan to konsekwencja rozmów pokojowych, jakie Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) prowadzi w sprawie konfliktu w Nagorno Karabachu. "Gdy uda się rozwiązać problemy między Armenią i Azerbejdżanem i zakończy się okupacja Nagorno Karabachu, kwestia turecko-armeńska też znajdzie rozwiązanie" - podkreślił premier.

Dla Punsmann nagłe ocieplenie w relacjach między Turcją i Armenią to jednak nie tylko kwestia negocjacji OBWE, ale przede wszystkim rozchwiania sytuacji w całym regionie. Kluczową rolę odegrała wojna w Gruzji. Wcześniej to państwo było właściwie jedynym łącznikiem ze światem dla Armenii skonfliktowanej zarówno z sąsiadem z północy (Azerbejdżanem), jak i z południa (Turcją). Konflikt z Rosją w 2008 r. odciął jednak Armenii nawet tę drogę transportu. To przyspieszyło negocjacje z pozostałymi sąsiadami, w tym Turcją, której Erewan zarzuca rzeź Ormian w latach 1915-1917 (miało wtedy zginąć 1,5 mln Ormian).

Dla tureckiej analityczki ta zmiana będzie miała wiele pozytywnych konsekwencji dla całego regionu. Otwarcie nowych szlaków handlowych powinno przyczynić się do ożywienia gospodarczego. Przy okazji doszło także do ocieplenia kontaktów między tradycyjnymi przeciwnikami: Rosją i Turcją. Okazało się, że po wybuchu wojny w Gruzji, wszyscy przypomnieli sobie, jaką tragedią są konflikty zbrojne - i szybko zaczęli porządkować sprawy z sąsiadami.

Delhi, Indie

Najpierw Mahatma Gandhi, a po jego śmierci Jawaharlal Nehru byli moralnymi przywódcami ludzkości. Udało im się to osiągnąć dzięki pokojowemu odzyskaniu niepodległości przez Indie - twierdzi publicysta Dunga Das.

Das to legenda dziennikarstwa w Indiach. Był świadkiem wszystkich najważniejszych wydarzeń w tym kraju w XX wieku. W dodatku był świadkiem bardzo aktywnym, gdyż zaliczał się do wąskiego grona zaufanych osób Gandhiego i Nehru.

Zmarły w 1974 r. publicysta swoje przeżycia opisał w książce "Indie - od Curzona do Nehru i później", która dopiero teraz ukazała się w polskim tłumaczeniu. Pozwala ona bliżej poznać ojców hinduskiej niepodległości. Autor nie ma wątpliwości, że ten moment był "cudem", który uczynił z obu polityków "moralnych przywódców ludzkości". Na czym to polegało? "Sposób, w jaki przemawiał Nehru, sprawiał, że nawet pogrążone w walkach narody słuchały go z natężoną uwagą" - barwnie opisywał Das.

Jednak wręcz barokowy styl opisów nie powinien nikogo zmylić, gdyż ta książka to rzetelnie udokumentowane wspomnienie o Indiach w chwili odzyskiwania niepodległości. A przy okazji fantastyczna okazja, by choć trochę poznać fascynująco (i kompletnie u nas nieznaną) hinduską kulturę.

Wróć na i.pl Portal i.pl