W płomieniach, które pustoszą środkowo-południową część kraju, a zwłaszcza region Valparaíso, zginęło co najmniej 112 osób. Setki są ranne, strat materialnych jeszcze nie policzono.
Ofiar będzie więcej
Ofiar będzie więcej, zapowiadał prezydent Gabriel Boric, ogłaszając żałobę narodową. Mówił, że to największa tragedia, jakiej doświadczyło Chile od czasu trzęsienia ziemi z 27 lutego 2010 r.
Prezydent odwiedził Viña del Mar i Quilpué, dwa najbardziej dotknięte pożarami miasta, położone 120 kilometrów od Santiago, stolicy Chile.
- Dzisiaj priorytetem jest ratowanie życia i jak najszybsze zduszenie ognia - dodał.
Walkę utrudniają upały, temperatura w niektórych regionach dochodzi do 40 stopni Celsjusza.
Pożary lasów dotarły już do miasta Valparaíso. Świadkowie opisują, że ogień rozprzestrzenił się w zaledwie kilka minut.
- To było jak eksplozja bomby – mówiła telewizji publicznej kobieta z rejonu Achupallas w Viña del Mar. Kobieta opisała to, co się działo w jej okolicach, jako piekło.
Popiół i ciała ofiar
Całe miasta pokryte są popiołem. Godzinę policyjną utrzymuje się w czterech gminach regionu: Viña del Mar, Quilpué, Limache i Villa Alemana. Wszystko po to, by ułatwić pracę ratownikom i zapobiec grabieżom domów.
Boric nakazał, aby Pałac Prezydencki w Cerro Castillo w Viña del Mar wykorzystano wyłącznie do prowadzenia zajęć na rzecz dzieci będących ofiarami tragedii.
Ogień zniszczył ponad 6000 domów, w samym Quilpué 1300, w Viña del Mar jest jeszcze gorzej. W obliczu tragedii rządy Peru, Urugwaju, Kolumbii, Wenezueli, Boliwii, Argentyny, Brazylii, Paragwaju i Meksyku wyraziły solidarność z Chile i zaoferowały pomoc. Papież Franciszek poprosił o modlitwę za zmarłych i rannych w niszczycielskich pożarach w Chile.
Źródło: El Pais
