Szkoleniowiec przyznał, że nie pomógł drużynie przeprowadzonymi zmianami we Wrocławiu.
- Ten mecz przegrał trener Kalkowski swoimi zmianami i za to przepraszam kibiców – tak powiedział po meczu szkoleniowiec biało-zielonych.
CZYTAJ TAKŻE: Dusan Kuciak: Musi przyjść ktoś z mocnym charakterem i zrobić porządek ROZMOWA
Trener nie podjął najszczęśliwszych decyzji jeśli chodzi o zmiany, ale też nie można dać się zwariować. Michał Nalepa zszedł z boiska z powodu kontuzji, a Kacper Sezonienko grał bardzo słabo. Błędem na pewno było ściągnięcie z boiska Macieja Gajosa, który do tego momentu był najlepszym zawodnikiem spotkania. Z drugiej strony to nie Maciej Kalkowski dał się ograć i pozwolił oddać strzał z dystansu Erikowi Exposito, to nie trener Kalkowski doprowadził do rzutu karnego, potem minął się z piłką przy dośrodkowaniu, co skończyło się drugim golem i nie dostał czerwonej kartki. Lechia w pierwszej połowie zagrała poprawnie, a Śląsk nie miał żadnych argumentów. W drugiej połowie, niestety, była to już słaba drużyna biało-zielonych z ostatnich meczów.
- Pierwsza połowa była niezła. Maciej Gajos strzelił ładnego gola po stałym fragmencie, nad rozegraniem którego pracowaliśmy ostatnio. Niestety, tego gola VAR anulował. W przerwie powiedzieliśmy sobie w szatni, że musimy strzelić drugą bramkę, jeśli chcemy wygrać we Wrocławiu. Stało się inaczej, a z drugiej połowy nie mogę być zadowolony. W szatni połowa zawodników płacze, a druga połowa nie wie co się dzieje – podsumował Kalkowski.
Trener Lechii nie ukrywał, że zawodnicy doświadczeni nie dali drużynie tyle, ile powinni.
CZYTAJ TAKŻE: Lechia znowu podarowała punkty ZDJĘCIA
- Kilka osób musi zejść na ziemię. Trzeba zdzierać tyłki dla Lechii. Bardzo zawiodłem się na doświadczonych zawodnikach, którzy mają ponad 30 lat i ponad 200 meczów w lidze. Przy pierwszej bramce źle zachował się Rafał Pietrzak. Interwencja Dusana Kuciaka wprowadziła trochę nerwowości, a na pewno nie można zachowywać się tak, jak Mario Maloca. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji – nie ukrywa Kalkowski.
Do Michała Nalepy najwięcej pretensji było o faul w polu karnym Śląska, który pozbawił biało-zielonych pięknego gola Gajosa.
CZYTAJ TAKŻE: Kto zostanie nowym trenerem Lechii Gdańsk?
- Sędzia przecież widział tę sytuację, patrzył na nas i nie reagował w żaden sposób. Wiem, że w telewizji i na powtórkach VAR wszystko wygląda bardziej agresywnie, ale ja tak walczę przy każdym stałym fragmencie i nikt się nie przewraca. Po takim odepchnięciu mój pięcioletni syn by się nie przewrócił i dla mnie tam nie było żadnego faulu. Poza tym to wszystko działo się daleko od całej sytuacji i obrońca by nie zablokował strzału Maćka, więc to zdarzenie nie miało żadnego wpływu na naszą akcję – podsumował Nalepa, który jednocześnie przyznał, że nie wie co z jego zdrowiem i musi poczekać na badania.
Lechia prowadziła 1:0 po pierwszej połowie, Śląsk nie miał pomysłu na grę. Biało-zieloni zamiast dobić rywala w drugiej połowie, to zagrali defensywie i oddali pole gospodarzom.
CZYTAJ TAKŻE: Poznajcie partnerki piłkarzy Lechii Gdańsk! One oczarowały zawodników GALERIA
- Nie można się cofać w takiej sytuacji, ale co innego, że sobie o tym mówimy, a co innego to zrobić. Śląsk długo stwarzał zagrożenie tylko po strzałach z dystansu. Uważam, że to my mieliśmy najlepszą okazje bramkową, kiedy Clemens strzelił we Flavio – ocenił Michał.
W szatni Lechii po meczu nie było spokojnie, ale to nie dziwi, bo sytuacja jest bardzo trudna.
- W szatni na pewno było gorąco – nie ukrywa Nalepa. - Dużo jest w naszych głowach, a teraz każdy musi skoncentrować się na sobie i spojrzeć w lustro. Pokazywanie palcami na innych na pewno w niczym nie pomoże. Nasza sytuacja jest ciężka, ale każdego to boli, leży nam sercu. Wierzę, że do końca sezonu zdobędziemy jeszcze wiele punktów. Z pewnością każdy na swój sposób przeżywa zmiany właścicielskie czy trenera, ale jak ja wychodzę na boisko, to interesuje mnie tylko mecz – zakończył Nalepa.
