W sobotni wieczór tysiące ludzi zebrało się na placu San Carlo w centrum Turynu. Ubrani w koszulki Juventusu oglądali mecz swojej ukochanej drużyny na wielkich telebimach.
Wybuch paniki w Turynie podczas meczu Juventus - Real
Źródło: STORYFUL/x-news
Dochodziła 55 minuta meczu. Na stadionie w Cardiff był remis. Emocje rosły. W pewnym momencie kibice usłyszeli huk. Szybko rozeszła się plotka, że to zamach. Ludzie wpadli w panikę. Ruszyli z centralnej części placu San Carlo w kierunku bocznych uliczek. Potworny ścisk powstał przy barierkach otaczających miejsce oglądania meczu.
Nikt nie był w stanie zapanować nad zamieszaniem. Kibice tratowali się wzajemnie. Silniejsi pchali słabszych i biegli po nich przed siebie. Zaledwie 7-letni chłopczyk zgubił swojego tatę. Tłum przewrócił go na ziemię. Przez dłuższy czas nikt nie zwracał na niego uwagi. Maluch ma bardzo poważne obrażenia głowy i szyi. W stanie krytycznym trafił do szpitala. Lekarze walczą o jego życie.
Dramatyczne sceny rozgrywały się też przy wejściu do położonego nieopodal parkingu podziemnego. Wiele osób zostało rannych gdy, pod naporem ludzi, pękło otaczające go ogrodzenie.
Włoska policja poinformowała w niedzielę około południa, że rannych zostało dokładnie 1527 osób, w tym troje ciężko. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych podało, że wśród poszkodowanych znajduje się co najmniej dwójka Polaków.
Panika w Turynie. "Usłyszeliśmy dźwięk wystrzału, ludzię zaczęli się tratować
Źródło: RUPTLY/x-news
Dla wielu kibiców Juventusu sobotnie wydarzenia przypominają najwiekszą tragedię w historii klubu. Doszło do niej w 1985 roku, w czasie finału Pucharu Europy na stadionie Heysel w Brukseli. Wtedy ich drużyna grał z Liverpoolem. Angielscy kibice chcieli dostać się do sektora zajmowanego przez Włochów. Ich naporu nie wytrzymała ściana dzieląca obie grupy. W końcu mur runął na ludzi. Zginęło 39 kibiców. Zdecydowana większość z Włoch.

W piątek "Wieczór w urzędzie" w Szczecinie