Igranie z ogniem źle się kończy
Od małego wiadomo, że zabawa zapałkami może źle się skończyć. A z zapałek, jak widać po dotychczasowych meczach, przy ustawianiu taktyki musiał korzystać Dean Klafurić. Do tego przed spotkaniem ze Spartakiem wszystkie się rozsypały. Inaczej nie można wytłumaczyć ustawienia Chrisa Philippsa jako tego środkowo-prawego obrońcy. Poza tym, patrząc na nieco lepsze zespoły niż Legia, które grają trzema piłkarzami w obronie, w defensywie zwykle zespół broni się pięcioma graczami. W przypadku Wojskowych... broni jeden - Arkadiusz Malarz. Tak było w siódmej minucie, gdy genialnie obronił strzał rywala. Wcześniej, już w trzeciej minucie, przeciwnik pomylił się, strzelając w trybuny. W każdym razie i w późniejszych sytuacjach legioniści biegali bez ładu i składu. Również, rzecz jasna, przy straconym golu.
Więcej Carlitosa, to mniej pożytku dla drużyny
Carlos Lopez troszeczkę zaczął błyszczeć, ale na razie tylko technicznie. Zagranie "krzyżakiem", zwód jeden, drugi, wszystko wygląda efektownie. Widać też jednak, że jest nieprzygotowany fizycznie. Gdyby zbadali go spece z Juventusu i porównali z Cristiano Ronaldo, który ponoć ma organizm 20-latka, aż strach pomyśleć, jak słabo wypadłby nowy napastnik Legii. Patrząc na zdjęcia z gry w Wiśle, Carlitosowi przydałoby się chyba zrzucić tu i ówdzie. Chyba że stosuje plan "najpierw masa, później rzeźba" i nie doszedł jeszcze do drugiego etapu. Przeciwko Spartakowi był wolny, przewidywalny, często wyglądał, jakby za chwilę miał wypluć płuca.
Zgrane filmy legionistów
Fani piłki nożnej w Polsce w ogóle w ostatnim czasie mogą przeżywać deja vu. Najpierw znany mundialowy scenariusz zafundowała nam w Rosji reprezentacja Polski - mecz otwarcia, o wszystko i o honor. Obecnie powtórkę z rozgrywki gra Legia. I to już trzeci sezon z rzędu! Żeby to jeszcze były przeboje, to pół biedy. Jednak mistrz Polski kolejny raz źle zaczyna sezon. Raz udało się wczołgać do fazy grupowej Ligi Mistrzów, rok temu nie udało się wejść nawet do Ligi Europy. Głównie dlatego nie ma co przesądzać, co legioniści zrobią w tym sezonie. Tak czy inaczej beznadziejna gra co najwyżej zasługuje na Złotą Malinę i staje się standardem. Podobnie jak skandowanie kibiców: "Legia grać, k... mać". Przeciwko Spartakowi można je było usłyszeć już w 16. minucie. Dodajmy, że to też kiepska wiadomość dla Klafuricia. Jego dwaj poprzednicy - rok temu Jacek Magiera, dwa lata temu Besnik Hasi - żegnali się z pracą we wrześniu.
Piłka się ich nie słucha
Mogłoby się wydawać, że przyjęcie piłki w przypadku piłkarza wchodzi w skład futbolowego elementarza. Jednak jeśli chodzi o legionistów, jest chyba inaczej. Nawet takiemu technikowi jak Carlitos zdarzyło się przyjąć piłkę na pięć metrów. A właściwie nie przyjąć, bo przez takie odskoczenie futbolówki od nogi ta padła łupem rywala. To samo było w przypadku Jose Kante, Sebastiana Szymańskiego, Domagoja Antolicia czy Inakiego Astiza. Ktoś powie, że każdemu się może zdarzyć. Ale tylu piłkarzom, w jednym meczu i więcej niż raz czy dwa? Niewykluczone, że to efekt ciężkiej pracy wykonanej na treningach i zmęczenia, o którym po porażce z Zagłębiem Lubin (1:3) opowiadał Klafurić... Co oczywiście jest fatalnym tłumaczeniem słabej gry.
Klafurić chciał dobrze (?), a wyszło jak zawsze
Trener Legii mógłby wziąć przykład ze swojego rodaka, selekcjonera reprezentacji Chorwacji Zlatko Dalicia i nie kombinować. Tak jak to robił w fazie mistrzowskiej poprzedniego sezonu. W tym zachciało mu się zmiany taktyki, co przypomina sabotaż. Jakby tego było mało, w przypadku niekorzystnego wyniku Klafurić nie potrafił znaleźć odpowiedniego ruchu, by odwrócić losy spotkania. Niby dokonywał zmian, ale wyszło jak zawsze w tym sezonie, czyli źle (mimo wygrane z Cork City w Warszawie 3:1, Legia grała przeciętnie). Co z tego, że przez ostatnie 20 minut w ofensywie oprócz Carlitosa i Kante byli Miroslav Radović i Kasper Hamalainen, jeśli wszyscy biegali jak dzieci w przedszkolu, którym rzuci się piłkę.
Miroslav Radović: Zagraliśmy fatalnie, ale wierzę, że wyeliminujemy Spartaka Trnava