Spis treści
W ciągu pierwszych kilkunastu godzin zbrojnej ofensywy Azerowie zasypali Górski Karabach gradem pocisków i przełamują kolejne obronne rubieże Ormian. Baku stawia sprawę jasno: wstrzymamy ogień i zasiądziemy do rozmów z karabachskimi Ormianami, jeśli ci wcześniej złożą broń i zrezygnują ze swej „niepodległości”.
Wszystko wskazuje na to, że Azerbejdżan chce właśnie teraz dokończyć dzieła rozpoczętego niemal dokładnie trzy lata temu, gdy rozbił Armenię, wyzwolił siedem swych rejonów otaczających Karabach, a okupowanych przez Ormian od początku lat 90., a nawet zajął część samej enklawy ormiańskiej. Jednak nieuznawana przez nikogo na świecie Republika Górskiego Karabachu (Arcachu) przetrwała, choć bardzo osłabiona i de facto odizolowana od Armenii.
Wykorzystując słabość Armenii i zaangażowanie Rosji w wojnę na Ukrainie, Azerbejdżan chce teraz zlikwidować Arcach, oferując tym Ormianom, którzy pozostaną (a raczej nie byłoby ich wielu) co najwyżej jakąś autonomię kulturalną. Pozostaje kwestia, czy Baku osiągnie ten cel wyłącznie militarnie, czy jednak ofensywa w którymś momencie zostanie wstrzymana, a sprawy dokończy już drogą rokowań? Wiele pewnie będzie zależało też od postawy zagranicznych mocarstw.
Kryzys na Kaukazie
Po kilku tygodniach granicznych incydentów, zbrojnych prowokacji i wzajemnych oskarżeń azersko-ormiańskich, Azerbejdżan ogłosił dzisiaj, że rozpoczął "operację antyterrorystyczną" w Górskim Karabachu. Wcześniej od kilkunastu dni koncentrował swoje siły, a od ponad ośmiu miesięcy „głodził” ormiańską enklawę, blokując jej jedyne lądowe połączenie z Armenią (ruch powietrzny tam nie istnieje).
Sytuacja w regionie zaostrzyła się zaledwie dzień po wznowieniu dostarczania pomocy humanitarnej dla etnicznych Ormian w Górskim Karabachu po tym, jak władze enklawy zgodziły się na dostawy pomocy dostarczanej przez Rosję bezpośrednio z terytorium kontrolowanego przez Baku drogą Agdam. W zamian władze Azerbejdżanu zgodziły się na jednoczesne dostawy pomocy do separatystycznego regionu przez korytarz laczyński z Armenii. Przywódcy amerykańscy i europejscy wzywali od dawna Azerbejdżan do ułatwienia tranzytu pomocy humanitarnej do izolowanego regionu, w którym brakuje żywności, energii i leków.
Ofensywa azerbejdżańska
Scenariusz był niemal identyczny jak przy wszystkich wcześniejszych ofensywnych operacjach azerbejdżańskiej armii, i tej kluczowej (II wojna karabaska na jesieni 2020) i tych mniejszych, granicznych, których w ostatnich trzech latach nie brakowało, a których zaczęło przybywać i pod względem częstotliwości i skali, gdy Rosja zaangażowała się w wojnę z Ukrainą. Tym razem Baku oskarżyło „ormańskie grupy sabotażowe” o śmierć czterech azerskich wojskowych i dwóch cywilów w wyniku wybuchów podłożonych bomb i min na tych terenach Górskiego Karabachu, które formalnie kontrolują rosyjskie „siły pokojowe”.
Wbrew zapewnieniom Baku, grad pocisków artyleryjskich, rakiet i pocisków z dronów spadł nie tylko na „cele militarne”, ale i ludność cywilną. Stolica enklawy Stepanakert znalazła się pod ciężkim ostrzałem. Wieczorem Azerbejdżan ogłosił zajęcie 60 pozycji sił przeciwnika. Doradca prezydenta Alijewa ozajmił, że opór Ormian przełamano w kilku miejscach. Wiadomo o co najmniej jednej okrążonej wsi, z której nie zdążyło uciec 150 Ormian. Ewakuowane są inne wsie na kierunkach natarcia sił azerbejdżańskich. Ostatnie informacje mówią o 25 zabitych i 138 rannych Ormianach. Są wśród nich cywile.
Paszynian pod presją
Azerbejdżan operuje tylko na terenie Górskiego Karabachu i walczy z nieporównanie mniej licznymi i uzbrojonymi w broń lekką oddziałami karabachskich Ormian. To nie jest, jak trzy lata temu, wojna z Armenią. Oczywiście jednak Erywań nie mógł nie zareagować. Choć jest to reakcja tylko dyplomatyczna. Wszelkie zaangażowanie militarne mogłoby się skończyć dla Armenii fatalnie. Zbyt wielka jest dysproporcja sił na korzyść Azerbejdżanu. Który zresztą wydaje się tylko czekać na pretekst, by postarać się o realizację drugiego, obok zmiażdżenia enklawy w Karabach, celu strategicznego: zajęcia pasa terytorium Armenii między Azerbejdżanem a jego eksklawą nachiczewańską.
Premier Nikol Paszynian natychmiast zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Armenii, a później w wystąpieniu telewizyjnym zwrócił się z apelem do społeczności międzynarodowej o powstrzymanie „czystki etnicznej”, jak prowadzi Azerbejdżan w Górskim Karabachu. Głównym adresatem był jednak formalnie strategiczny sojusznik Armenii: „Po pierwsze Rosja musi podjąć kroki, a po drugie, oczekujemy, że Rada Bezpieczeństwa ONZ również podejmie kroki”. Jednak Rosja na razie przygląda się wszystkiemu z założonymi rękami. Minister obrony Siergiej Szojgu akurat jest w Teheranie. Tam zapewne także o sytuacji w Karabachu rozmawiał z szefem sztabu generalnego armii irańskiej. Wydaje się, że Moskwa i zwłaszcza Teheran podjąć jakieś kroki nie tylko dyplomatyczne, mogą dopiero wtedy, gdyby pojawiło się zagrożenie zajęcia przez Azerów wspomnianego tzw. korytarza zangezurskiego. Łączyłby on nie tylko Azerbejdżan z Nachiczewaniem i Turcją, ale też odcinał Iran od Armenii. A więc i lądowego szlaku do Rosji przez Gruzję.
Gorąco w Erywaniu
Na razie jednak „siły pokojowe” z Rosji, w sile ok. 2000 żołnierzy, szczególnie o pokój w powierzonym im regionie, nie dbają. Jedyne co robią, to ewakuują i udzielają schronienia ludności cywilnej z wiosek szczególnie zagrożonych azerbejdżańską ofensywą. Rosja obserwuje rozwój wydarzeń i zapewne czeka na kolejną okazję do obalenia niewygodnego premiera Paszyniana, który w ostatnich tygodniach mocno rozzłościł Moskwę kolejnymi decyzjami i wypowiedziami świadczącymi o zwrocie na Zachód w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa.
Poprzednia przegrana wojna nie kosztowała – wbrew nadziejom Kremla – władzy Paszyniana. Więcej, w kolejnych wyborach umocnił on swoje wpływy. Jednak sygnałem ostrzegawczym powinny być wybory lokalne w stolicy, w których co prawda partia premiera wygrała, ale straciła absolutną większość. Być może na to stawia Rosja. Sam Paszynian ostatnio wspominał o możliwości puczu w Armenii. Powtórzył to w dzisiejszym wystąpieniu. Było do przewidzenia, że opozycja go zaatakuje za „zdradę” rodaków w Karabachu. Szybko zebrał się tłum, który zaczął szturmować siedzibę rządu. Są ranni. Wieczorem Służba Narodowego Bezpieczeństwa wydała komunikat, w którym ostrzega przed prowokacjami. Między wierszami łatwo wyczytać, że jest groźba próby zamachu stanu. Ta noc może się okazać decydująca i dla przyszłości Ormian w Górskim Karabachu, i być dla samego Paszyniana.
lena
Wiemy ile osób zginęło w powodzi
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?