Dziś przed sądem zaczął się jego proces. Mężczyzna jest oskarżony o „nieudolne usiłowanie” seksualnego wykorzystywania dziecka. Oraz o posiadanie dziecięcej pornografii. Znaleziono u niego jedno zdjęcie, które prokuratura uznała za dziecięcą pornografię. Marek F. przyznał się do próby wykorzystania dziewczynki. - On ma świadomość problemu. Leczy się od kilkunastu lat – mówi nam jego obrońca. Być może tylko tym jednym razem terapia zawiodła.
Fakt faktem, że 7 kwietnia na czacie internetowym Marek F. zaczepił osobę, której nick wskazywał, że jest 13 latką. A była to pani Joanna. Prywatna detektyw, współpracująca z „łowcą pedofilów” Krzysztofem Dymkowskim. Rozmowa przeniosła się z czatu na komunikator internetowy. Potem Joanna dała mężczyźnie swój telefon. Dzwonił kilka razy. - W czasie rozmowy zmieniałam głos, żeby się nie zorientował, że nie jestem dzieckiem – mówiła w sądzie pani Joanna.
Z jej relacji wynika, że ona nie prowokowała, nie zaczepiała. To on sam zainicjował rozmowę i to on zaproponował, że „będzie jej chłopakiem”. Pisał co mają razem robić. Prokuratura nie miała wątpliwości, że to usiłowanie seksualnego wykorzystywania dziecka. Usłyszał zarzut „usiłowania nieudolnego”, bo naprawdę nie było dziecka, a on o tym nie wiedział. W takiej sytuacji sąd może złagodzić karę a;bo nawet zrezygnować z niej. Wszystkie osoby ujawnione przez „łowców pedofilów” są oskarżane w taki właśnie sposób. Niedawno prawomocnie skazany został niemiecki policjant, który rozmawiał z Krzysztofem Dymkowskim, myśląc, że to mała dziewczynka. Został skazany na więzienie w zawieszeniu i grzywnę.
