Jednym z głównych tematów przed niedzielnymi wyborami do niemieckiego Bundestagu jest kwestia uchodźców. Alternatywa dla Niemiec (AfD) na niechęci do nich buduje swoją polityczną pozycję w Niemczech. Czeka na jakikolwiek zamach czy atak, którego dokona uchodźca, żeby z całą mocą mówić o tym opinii publicznej przez przynajmniej kilka dni. W ten sposób grając na najniższych emocjach stosuje odpowiedzialność zbiorową. Według zasady, jeden uchodźca zdetonował bombę - wszyscy są terrorystami.
Czytaj także: Wybory w Niemczech. Prawie połowa wyborców jest niezdecydowana
Innego zdania jest pełnomocnik rządu ds. uchodźców Frank Juergen-Wiese, który oświadczył, że należy znieść ograniczenia, które zakazują łączenia rodzin uchodźcom, mającym prawo pobytu w Niemczech, ale jedynie na mniej niż trzy lata.
Pełnomocnik oświadczył, że jeśli rodzina uchodźcy jest w Niemczech, to jest to dla wszystkich korzystne. Twierdzi, że takie osoby szybciej integrują się w społeczeństwie, są spokojniejsze, to dobre rozwiązanie dla całej rodziny.
Czytaj także: Czy skrajna prawica namiesza w polityce niemieckiej?
Kanclerz Angela Merkel jeszcze nie podjęła decyzji w tej sprawie. Na pewno nie uczyni tego przed niedzielnymi wyborami. Kwestia będzie musiała zostać rozstrzygnięta już wiosną. W marcu 2018 roku prawo do sprowadzenia rodzin dostanie ok. 300 tys. Syryjczyków. A to oznacza około miliona nowych imigrantów do przyjęcia u naszych zachodnich sąsiadów.
**Czytaj także:
Dla świata kanclerz, dla Niemców po prostu „Mamuśka”**
Przeciwnikiem sprowadzania rodzin uchodźców jest szef CSU Andreas Scheuer. Jego partia tworzy obecnie koalicję rządową z CDU i SPD. Takie same negatywne zdanie ma minister spraw wewnętrznych Nemiec Thomas de Maiziere.
gs24.pl