Wybory w USA. Program gospodarczy to słaby punkt Harris. To określi strategię Trumpa?

Grzegorz Kuczyński
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
„Gospodarka, głupcze!” – tym hasłem Bill Clinton wygrał w 1992 kampanię prezydencką. Obecna kandydatka Demokratów wyborów gospodarczym programem nie wygra. Na co zwracają uwagę nawet media jej przychylne. Ale czy może Kamala Harris gospodarką wybory przegrać? A to już zależy wyłącznie od jej rywala.

Spis treści

Donald Trump znajduje się w głębokiej defensywie od czasu rezygnacji Joe Bidena i wejściu do gry Kamali Harris. Wydaje się, że jedną z recept na przejście do kontrataku i nawet przejęcia inicjatywy może być starcie na programy gospodarcze. Szansę daje ogłoszenie kilka dni temu przez rywalkę jej pomysłów ekonomicznych.

Lewicowy program Harris

Program gospodarczy kandydatki Demokratów nie jest trudno krytykować – zwłaszcza w publicznej debacie w Stanach Zjednoczonych, kraju wciąż zdecydowanie bardziej wolnorynkowym niż np. kraje UE. Zasadniczo Kamala Harris opiera się na spuściźnie Joe Bidena w tym sensie, że długotrwałe problemy społeczne i gospodarcze Stanów Zjednoczonych proponuje rozwiązać za pomocą dosypywania pieniędzy, przy wciąż rosnącym długu narodowym i ledwo powstrzymywanej inflacji.

To ekonomiczne myślenie zakłada, że rząd federalny musi działać agresywnie, aby wspierać konkurencję i korygować zakłócenia na rynkach. To oznacza np. dążenie do znacznych podwyżek podatków od korporacji i osób o wysokich dochodach, aby sfinansować pomoc dla pracowników o niskich dochodach i klasy średniej, którzy walczą o zbudowanie bogactwa dla siebie i swoich dzieci.

Jednocześnie takie podejście zapewnia duże ulgi podatkowe firmom zaangażowanym w to, co Harris i inni postępowcy uważają za przynoszące ogromne korzyści gospodarcze, np. wytwarzanie technologii potrzebnych do walki z globalnym ociepleniem lub budowanie przystępnych cenowo mieszkań.

Harris kontra „spekulanci”

Najsłabszą propozycją Harris wydaje się być walka z „zawyżaniem cen” przez sprzedawców detalicznych. Nie jest do końca jasne, co dokładnie rozumie przez zawyżanie cen, ale wydaje się, że jest to gwałtowny wzrost cen w sytuacjach kryzysowych, po którym ceny są obniżane powoli lub wcale. Dobrym przykładem jest cena pieluch, która wzrosła wraz ze wzrostem cen celulozy i nie wróciła do normy po jej ponownym spadku.

- Mój plan obejmuje nowe sposoby karania firm, które wykorzystują kryzysy i łamią zasady - powiedziała wiceprezydent.

Z doświadczenia innych krajów wynika jednak, że administracyjne ograniczenia rosnących cen żywności po prostu nie działają. W Stanach Zjednoczonych istnieją inne mechanizmy, ale wniosek jest zasadniczo taki sam: zgodnie z doświadczeniami z przepisami dotyczącymi pandemii na szczeblu stanowym, ograniczenie cen zwiększa popyt właśnie na drogie towary i powoduje niedobory. W perspektywie średnioterminowej tłumi to konkurencję – zauważa „New York Times”.

Trump: Harris jak Maduro

Trump odniósł się do zaprezentowanych w piątek przez jego rywalkę propozycji obniżenia cen najważniejszych towarów, w tym "pierwszego federalnego zakazu zawyżania cen żywności", podczas wystąpienia w Wilkes-Barre w północno-wschodniej Pensylwanii, jednym z kluczowych stanów dla wyników wyborów.

- Kamala poszła w pełny komunizm. Słyszeliście, że po spowodowaniu katastrofalnej inflacji, towarzyszka Kamala ogłosiła, że chce ustanowić socjalistyczne kontrole cen. To nigdy wcześniej nie zadziałało. To jest plan Maduro, to jak ze starego Związku Sowieckiego - powiedział Trump.

Ze słów Harris podczas wiecu w Karolinie Północnej wynikało, że jej propozycja nie wyznacza limitów cen, lecz ma wprowadzić kary dla firm, które "wykorzystują kryzysy", takie jak pandemia, do sztucznego windowania cen. Trump stwierdził jednak, że „choć pomysły Kamali brzmią dobrze, to nie zadziałają”, lecz - porównując jej pomysły do polityki ZSRS - "doprowadzą do reglamentacji, głodu i potężnego wzrostu cen".

- Optymalną strategią z czysto ekonomicznego punktu widzenia byłoby pozostawienie rynku samemu sobie przez władze – mówi Gavin Roberts, profesor ekonomii na Weber State University, cytowany przez CNN.

Harris unika trudnych pytań

Co jeszcze proponuje Harris? Na przykład specjalny fundusz w wysokości 40 miliardów dolarów na dotacje dla firm budujących dla pierwszych właścicieli domów, w połączeniu z dotacją w wysokości 25 tysięcy dolarów na kredyt dla takich nabywców. Ekonomiści uważają jednak, że przyspieszy to wzrost cen nieruchomości i będzie miało proinflacyjny wpływ na całą gospodarkę. Wśród pomysłów Harris są jeszcze m.in. działania zmierzające do niższych wydatków na leki czy ulga podatkowa w wysokości 6000 dolarów za narodziny dziecka, z czego 3000 dolarów w pierwszym roku.

Bezpartyjny Komitet na rzecz Odpowiedzialnego Budżetu Federalnego, który koncentruje się na redukcji deficytu, oszacował, że plany, które przedstawiła, zwiększyłyby deficyt federalny o 1,7 biliona dolarów w ciągu następnej dekady. W naprawdę kluczowych kwestiach Harris jak dotąd milczy. Obejmują one politykę podatkową (zwłaszcza politykę podatkową dla przedsiębiorstw), dług publiczny Stanów Zjednoczonych, który przekroczył 35 bilionów dolarów, problem bezrobocia i ceny energii.

Populista Trump i jego proste recepty

Tymczasem Trump Powiedział, że obniży ceny energii o połowę. Powiedział, że deportuje miliony imigrantów, aby obniżyć ceny mieszkań. Jego gospodarcze obietnice są prostsze, ale też w dużym stopniu populistyczne.

Jak pisze „New York Times”, jest to również jasna wizja władzy federalnej przekształcającej gospodarkę. „Jest to podstawa programu gospodarczego Trumpa i w wielu przypadkach zerwanie z konserwatywną ortodoksją gospodarczą, która od dawna dominowała w Partii Republikańskiej”.

Podobnie jak Harris, Trump złożył szereg obietnic dotyczących tego, w jaki sposób będzie sprawował władzę rządową, aby interweniować na rynkach i pomagać konsumentom. Złożył obietnicę nałożenia nowych podatków na towary importowane - z każdego kraju, z którym handlują Stany Zjednoczone - w celu zmuszenia większej liczby firm do wytwarzania produktów w Ameryce. Wcześniej zapowiedział, że opodatkuje import według 10-procentowej stawki; w Asheville powiedział, że stawka może wynieść nawet 20 procent. Taryfy te są płacone przez amerykańskich importerów, a nie przez zagraniczne kraje. Badania ekonomiczne sugerują, że w pewnym stopniu podniosłyby one ceny. Harris oświadczyła w piątek, że jest to w istocie dodatkowy podatek od dóbr, którego koszty odczują zwłaszcza najbiedniejsi Amerykanie.

Gospodarka: Trump lepszy od Harris

Propozycje Harris dotyczące walki ze wzrostem cen to "pełny komunizm", który doprowadzi do głodu i reglamentacji – zapewne będzie powtarzał Trump. Atakując przy tym inne proinflacyjne pomysły, zwłaszcza, że nietrudno będzie rywalkę uczynić odpowiedzialną za wzrost cen o 21 proc. podczas prezydentury Bidena.

Byłoby zaskoczeniem, gdyby Trump w debacie 10 września nie skupił się właśnie na gospodarce – zwłaszcza, że amerykańscy oddając głos w zdecydowanej większości kierują się dbałością o własny portfel. I tym bardziej, że z sondaży wynika, iż w kwestiach gospodarczych Amerykanie ufają republikańskiemu kandydatowi znacznie bardziej niż Harris. Jeśli więc Trump nie posunie się do osobistych wycieczek i obelg podczas wrześniowej debaty, za to będzie systematycznie atakował słabe punkty programu swojej rywalki, może to być nowy punkt zwrotny w tej najbardziej ekscytującej od dekad kampanii.

źr. New York Times, CNN, Bell.io, PAP

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

T
To Ja
Jak Trump wygra to popajacuje jak zwykle i wiele szkody nie wyrządzi, jak przegra, ogłosi wojnę domową, znaczy przegrana Trupa jest bardziej niebezpieczna niż wygrana.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl