Otworzyła paczkę, doszło do wybuchu
To historia jak z kryminalnego filmu. W poniedziałek 19 grudnia około 7 rano, na terenie jednej z posesji w Siecieborzycach w powiecie żagańskim, na zewnętrznym parapecie okna, jedna z mieszkanek znalazła tajemniczą paczkę. Kiedy wniosła ją do domu i zaczęła otwierać, doszło o wybuchu. 31-letnia kobieta, otworzyła paczkę w obecności swoich dzieci w wieku 2 i 7 lat i to ona najbardziej ucierpiała na skutek eksplozji. Ranną przetransportowano śmigłowcem LPR, a dwójkę jej dzieci karetką do szpitala. Kobieta trafiła na stół operacyjny. Jak podaje Polsat News, straciła dłoń i może stracić także wzrok. Operowano także jedno z dzieci, siedmioletnią dziewczynkę. W domu mieszkają także rodzice poszkodowanej kobiety, którzy w wyniku wybuchu nie doznali żadnych obrażeń.
Wybuch w domu pod Żaganiem. Kobieta otworzyła paczkę, ta eks...
Służby wciąż pracują
- Wszystkie poszkodowane osoby w chwili udzielania im pomocy przez medyków były przytomne. Najciężej ranna została kobieta, którą śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał do szpitala w Zielonej Górze. Jej dzieci pojechały tam w karetkach - informował przed południem rzecznik lubuskiej policji, podinsp. Marcin Maludy.
W godzinach popołudniowych na miejscu wciąż pracowali technicy kryminalistyki i pirotechnicy pod nadzorem prokuratury, która wszczęła postępowanie w tej sprawie.
Usiłowanie zabójstwa?
- Prokuratura w Żaganiu prowadzi postępowanie w sprawie usiłowania zabójstwa kilku osób. Nie ma jeszcze żadnych zatrzymań, trwają czynności - poinformowała Ewa Antonowicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Tragedia tuż przed świętami
Siecieborzyce to niewielka miejscowość mająca około 850 mieszkańców. Zimą wygląda, jak uśpiona w letargu, trudno uwierzyć, że ktoś mógłby znaleźć tutaj przed własnym domem ładunek wybuchowy. O tym, co się wydarzyło, wielu dowiedziało się z mediów.
- No słyszałam, że coś tam wybuchło, ale to po drugiej stronie wsi, oni tam mieszkają w takim domu na uboczu - mówi nam jedna z mieszkanek. - Nikt tu nie mógł uwierzyć, że to jakaś bomba, wszyscy myśleli, że to gaz wybuchł. Ale nikt tutaj huku nie słyszał, najwięcej to z mediów się dowiedzieliśmy. Biedna dziewczyna, i to jeszcze przy dzieciach to otworzyła, tragedia na same święta. Kto mógł jej takie coś zrobić? - pyta.
Nikt nic nie wie
Dom, w którym doszło do wybuchu faktycznie stoi na uboczu, kilkadziesiąt metrów od głównej drogi oraz pobliskiego gospodarstwa. W poniedziałkowe południe przed posesją roiło się od pracowników służb, wjazdu na drogę prowadzącą do posesji, blokował policyjny bus z włączonymi sygnałami świetlnymi. W oddali widać było karetkę, wóz strażacki i kilka nieoznakowanych samochodów. Wciąż nie wiadomo, jaki ładunek wybuchowy umieszczono w paczce, i przede wszystkim, kto go podrzucił. Jedna z sąsiadek przyznaje, że o niczym nie wiedziała i nic podejrzanego nie zauważyła. - Rano, jak zawsze odwiozłam dziecko do przedszkola, potem poszłam do taty, kiedy wróciłam patrzę, a tam tyle ludzi u sąsiadów. Ja tak nie znam tej dziewczyny, nie wiem, co robi, bo sama nie jestem stąd. Ma dwójkę dzieci, ten młodszy synek nie raz chodził tutaj niedaleko z babcią latem, to ich tak kojarzę. Normalna rodzina jak każda. Nikt teraz nie wie, co tam się wydarzyło. Do mnie policja przychodziła i pytali, czy mamy kamery zainstalowane na budynku, ale nie mamy, to nic nie widać - mówi nam mieszkanka Siecieborzyc.
Do tematu wrócimy.
