Robert K. i Przemysław H. poznali się w maju 2018 r. Pierwszy z nich, na prośbę drugiego, przygarnął go pod swój dach. Jak mówił oskarżony, później miało dochodzić między nimi do awantur.
Czytaj też: Byli największą grupą dilerów i przemytników w Polsce. Sprawa gangu "Drewniaka" wróciła na wokandę
– Już dawno chciałem, aby się wyprowadził. Cały czas się awanturował. Ciągle dobijał się do mojego mieszkania. Próbował zniszczyć moje drzwi. Groził także, że powybija mi wszystkie szyby
– mówił oskarżony.
Pod koniec 2020 r. doszło do zabójstwa. Dokładna data nie została ustalona. Prokuratura założyła, że miało to nastąpić w okresie między listopadem a grudniem. Wówczas, jak ustalili śledczy, 58-letni Przemysław H. zaatakował swojego współlokatora, którego uderzył siekierą w głowę.
Proces rozpoczął się we wrześniu ubiegłego roku. Oskarżony przyznał się do popełnienia przestępstwa. Tłumaczył przed sądem, że działał w obronie własnej.
– Stało się to bardzo szybko, nawet nie wiem kiedy i jak. Robert przyszedł do mnie pijany, jakby pod wpływem narkotyków, groził, że mnie zabije. Wpuściłem go do domu, bo groził, że mi rozwali drzwi; to nie było już pierwszy raz. Machał mi tą siekierą przed głową. Jak go wpuściłem, to go nie poznawałem, był jakiś nerwowy, pod wpływem środków. Nie wiedziałem, co się dzieje, a on machał mi tą siekierą przed głową, zamierzał się na mnie
– mówił w sądzie oskarżony.
W międzyczasie 44-latek miał usiąść i odstawić siekierę. Wówczas doszło do tragedii.
– Byłem bardzo zdenerwowany. Kiedy on pił piwo i palił papierosa, wziąłem jego siekierę i uderzyłem go. Nie wiem, jak to się stało
– dodał.
Oskarżony wskazał, że po wszystkim zwłoki kolegi zaciągnął do łazienki, a siekierę zawinął w zakrwawioną kołdrę i wyrzucił do kosza na śmieci. Dodał, że później nie korzystał z łazienki, mył się w kuchni. Powiedział, że ze zwłokami mógł mieszkać około trzech tygodni - do jego zatrzymania przez policję, czyli do 28 grudnia 2020 roku.
Sąd wydał wyrok, skazując Przemysława H. na 10 lat więzienia.
Od wyroku wniesiono apelację. Obrońca oskarżonego wniósł o uniewinnienie swojego klienta, z kolei prokurator domagała się wyższej kary - 15 lat więzienia.
W środę, 23 lutego Sąd Apelacyjny w Poznaniu obniżył karę do 6 lat więzienia, stosując tym samym jej nadzwyczajne złagodzenie. Sąd zastanawiał się, czy oskarżony działał w granicach obrony koniecznej. Uznał, że granica ta została przekroczona, a gdy Robert K. odstawił siekierę, sposób obrony oskarżonego był już nieadekwatny do niebezpieczeństwa.
Głośne zabójstwa, niewyjaśnione zbrodnie i tajemnicze znikni...
