Świadczy o tym najnowszy numer antyklerykalnego tygodnika "Fakty i Mity", w którym do niedawna pracował także Grzegorz Piotrowski, skazany w 1985 r. za zabójstwo ks. Popiełuszki.
Tygodnik przypomina wywiad z Piotrowskim, w którym były esbek zdecydowanie zaprzecza, że on i jego podwładni są winni śmierci księdza. Nie mówi jednak nic więcej, sugerując, że prawdę będzie mógł wyjawić dopiero za kilka lat, bo na razie jest dla niego zbyt niebezpieczna.
W tym samym numerze tygodnika opublikowano też wywiad z Łukaszem S., według tygodnika byłym adiutantem generała Czesława Kiszczaka. Także z tej rozmowy wynika, że Piotrowski i pozostali skazani w Toruniu esbecy są winni porwania księdza, ale nie jego zabójstwa.
- Istnieją dwa możliwe źródła tej publikacji - uważa dr Leszek Pietrzak. - Sam Grzegorz Piotrowski, który próbuje w ten sposób zrzucić z siebie winę za zbrodnię, lub jeden z wysokich oficerów bezpieki, najprawdopodobniej Jerzy Gałęzia [obecnie wiceprezes Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Specjalnych - red.].
Grzegorz Piotrowski do niedawna jeszcze publikował swoje teksty na łamach "Faktów i Mitów" oraz inspirował teksty, które się tam pojawiały. W ocenie dr. Pietrzaka Piotrowski to niezwykle przebiegły człowiek. - Od mojego tekstu w "Polsce" także w innych mediach pojawiły się artykuły i programy świadczące o tym, że ustalenia procesu toruńskiego są nieprawdziwe. Być może Piotrowski próbuje się włączyć w ten nurt - tłumaczy dr Pietrzak.
Jego zdaniem Piotrowski znajduje się jednak między młotem a kowadłem, bo chociaż ujawniane w mediach nowe okoliczności śmierci księdza są mu na rękę, nadal obowiązuje go układ zawarty z generałem Kiszczakiem.
- Autoryzowanie pełnej prawdy o tamtych wydarzeniach oznaczałoby dla niego w pewnym sensie wyrok śmierci - uważa dr Pietrzak.
Z kolei za tajemniczym adiutantem generała Łukaszem S. może się w rzeczywistości kryć Jerzy Gałęzia. - Był w swoim czasie bliskim współpracownikiem gen. Kiszczaka. W mojej ocenie mógł mieć znacznie większą wiedzę od pozostałych funkcjonariuszy. Dokumentacja, która istnieje w IPN, może też wskazywać, że spełniał ważniejszą rolę, niż by to wynikało z pełnionego stanowiska - mówi dr Pietrzak.
W rozmowie z "FiM" Łukasz S. twierdzi, że gen. Kiszczak nie ufał Piotrowskiemu i kazał go śledzić funkcjonariuszom z Wojskowej Służby Wewnętrznej. Piotrowski i jego podwładni zostali w końcu zmuszeni do przekazania księdza drugiej ekipie i dopiero ci ludzie doprowadzili torturami do śmierci kapłana. Zdaniem Łukasza S., w czasie procesu toruńskiego z 1985 r. Piotrowski miał się więc przyznać do niepopełnionej zbrodni w zamian za obietnicę szybkiej amnestii. Kiedy został skazany na 25 lat więzienia, był podobno bliski załamania i opowiedzenia całej prawdy o zdarzeniach z 1984 r. Miały powstrzymać go groźby kierowane pod adresem jego najbliższej rodziny.
Łukasz S. sugeruje, że groźby te nadal obowiązują i prawdy o okolicznościach zabójstwa księdza dowiemy się dopiero po śmierci zleceniodawcy. Chociaż nie wymienia go z nazwiska, wszystko wskazuje na to, że ma na myśli generała Kiszczaka.
Sam Kiszczak nie chciał skomentować publikacji "FiM". Maria Kiszczak, jego żona, powiedziała tylko, że już dawno uznał hipotezę, zgodnie z którą Piotrowski tylko porwał księdza, a zabili go inni funkcjonariusze, za kompletną bzdurę. - Opracowania męża w tej sprawie zostały przez media zlekceważone - powiedziała żona generała.